|
|
Lwów pięknieje z roku na rok
|
|
Pomniki na rynku we Lwowie przystrojone w tradycyjne „rubaszki” z okazji święta.
|
|
|
Wagony „płackartne” to wciąż najtańszy sposób podróżowania.
|
|
Plakat „Moja Odesa” (ukraińska wersja pisowni)
|
|
Festyn z okazji Dnia Miasta.
|
|
Piękne platanowe aleje
|
|
Tradycja i nowoczesność
|
|
Pasaż prawie jak w Paryżu.
|
|
Odessa to miasto pełne zieleni.
|
|
Eleganckie sklepy są dobrze pilnowane
|
|
A buty kobiet mogą wzbudzić podziw…
|
|
Niezwykłe szykowne wystawy
|
|
I codzienny handel uliczny.
|
|
Przystań dla prywatnych jachtów
|
|
Zabudowania portowe
|
|
Pomnik-wizytówka portu.
|
|
Schody Potiomkinowskie „z góry”
|
|
Te same schody w słynnym ujęciu Eisensteina.
|
|
Walka symboli
|
|
Odpoczynek przed Operą.
|
|
Bulwar Nadmorski
|
|
Uczennice na przerwie.
|
|
Goździkowe sentymenty.
|
|
Odessa to także wiele sympatycznych knajpek i pubów.
|
|
Można też znaleźć dziwne instalacje.
|
|
„Mądrość” życiowa: Alkohol w małych dawkach nieszkodliwy w każdej ilości.
|
|
Polskie akcenty
|
|
„Koloryt lokalny”
|
|
Odessa, Odessa…
Magdalena Banaszkiewicz
Wyjazd na Ukrainę jako temat relacji podróżniczej sprawia wrażenie przykusego płaszczyka, którym chce się pokryć aspiracje do bycia eleganckim. Podróż to może być odbyta do Afryki czy na Trobriandy, ale na Ukrainę?
Niby dziki wschód, a jednak bezwizowy.
Niby coś innego, a przecież złote hordy polskich turystów Krym już prawie cały
zadeptały.
Wybór jednak nie
dziwny, gdy na wschód podróżuje się regularnie, a Ukraina, jak niegdyś Polska:
kurica nie ptica, a eto nie zagranica. Warto pojechać na Ukrainę. Bo co by nie
mówić o kolejnych rządach czy sporach między złotowłosą Julią a potężnym
Wiktorem, kraj zmienia się na lepsze, zaś ludzie chyba wciąż nie utracili
jeszcze dawnej gościnności i otwartości.
Dzisiaj podróż
na Ukrainę nie jest już wielkim wyczynem. Właściwie minęły czasy, gdy miało się
do wyboru rozwiązania. Pierwsze, zdecydowanie kosztowniejsze, oznaczało
wielogodzinny przejazd pociągiem. Drugie – bardziej ekonomiczne, wiązało się z
niepowtarzalnym doświadczeniem przechodzenia przez granicę na piechotę: stania
w legendarnych kolejkach „mrówek”, kłócenia się z pogranicznikami o każdą
pieczątkę w paszporcie i brak ukraińskiego ubezpieczenia, a potem próbą
złapania marszrutki (busika) do Lwowa (a nie zawsze się udało dojechać, bo na
przykład koło odpadało albo kierowca pobił się z pijanym pasażerem). Jakiż
człowiek był z siebie dumny, gdy wreszcie dotarł w okolice lwowskiego dworca,
skąd zaczynała się właściwa przygoda!
Czasy się
zmieniły, drogę do Lwowa pokonać można wciąż pociągiem (ale już nie tak drogim)
czy rejsowymi autokarami, które regularnie kursują z kilku miast Polski.
Lwów z roku na
rok pięknieje. Zmiany widoczne są zwłaszcza dla tych, którzy pamiętają miasto
sprzed 5, 10, 15 lat. I nie chodzi tylko o kolorowe kwiaty na miejskich
skwerkach czy odremontowane kamienice. Lwów młodnieje, rozwijając ofertę
edukacyjną dla studentów. Lwów turystycznieje, przyciągając coraz większą
liczbę wycieczek. Lwów ożywa. Na rynku nareszcie pojawiły się ogródki
kawiarniane, a życie wieczorne nie sprowadza się już tylko do picia piwa na
ławkach przy Prospekcie Swobody. Każdy bywający we Lwowie za znak czasu uzna
powstanie przy Dworcu Stryjskim kawiarni (nie mordowni!), gdzie w schludnym,
jasnym pomieszczeniu (z toaletą!) spędzić można czas pozostały do odjazdu
autobusu.
Ale to Lwów. A
co dalej? A dalej miała być Odessa. Wybór całkiem nieprzypadkowy. A gdy ktoś
chce uniknąć rodaków okupujących krymskie plaży, wypocząć i co nieco pozwiedzać
– wybór idealny.
Odessa, Odessa.
Milionowe miasto, największy port Ukrainy, niegdyś czwarte po Moskwie,
Petersburgu i Warszawie miasto Imperium Rosyjskiego. W tym roku obchodziło
215-lecie. Można by powiedzieć, że nie jest to szczególnie okrągła data, ale
przy kruchej tożsamości narodu ukraińskiego, każda okazja do podkreślenia jakiejś
wyjątkowości jest dobra. Tym bardziej, że nie ma zgodności nawet co do zapisu
oficjalnej nazwy miasta: w wersji ukraińskiej obowiązuje jedno „s” (Odesa), w
bardziej rozpowszechnionej rosyjskiej – podwójne „s” (Odessa). Problem nie
powinien dziwić, gdyż jest typowy dla Ukrainy południowej i wschodniej.
Większość mieszkańców Odessy określa się jako rosyjskojęzyczna (nawet jeśli
przyznaje się do ukraińskiej etniczności).
Historia
osadnictwa na tym terenie sięga IV w. p.n.e., gdy Grecy założyli tu kolonię o
nazwie Istrion. Przetrwała ona do III w. n.e. W średniowieczu na obszarze
dzisiejszej Odessy znajdowała się osada tatarska Kaczibej, w XV wieku zdobyta
przez Turków i przemianowana na Hadżibej. Tureckie panowania trwało aż do lat
90. XVIII wieku, gdy zwycięska kampania wojenna rosyjskiej carycy Katarzyny II
zmusiła Imperium Osmańskie do wycofania się z Krymu. Odessa, już jako rosyjskie
miasto założona została w 1794 roku, stąd w 2009 roku przypadło święto 215
rocznicy jej fundacji.
Co różni Odessę
od wielu innych miast na wschodzie to fakt, że choć najbardziej turystycznym
miejscem jest częściowo zamknięta dla ruchu samochodowego ul. Deribasowska,
to jednak turysta czuje się swojsko i naturalnie także poza tym ścisłym
centrum. Ulice są dosyć zadbane i pełne ludzi – nie tak, jak w Petersburgu,
gdzie poza Newskim Prospektem kończy się turystyczny blichtr i zaczyna szara
proza życia, właściwie nie dostrzegana przez przeciętnego przyjeżdżającego. Jak
pisze prawdziwy „odessolog”, Jerzy Pomianowski: „Na rozkaz Katarzyny II
gubernatorem i budowniczym miasta został francuski emigrant książę Richelieu.
Do dlatego Odessa stała się miastem bardzie europejskim niż wszystkie grody
imperium, od Sosnowca do Chabarowska noszące do samo szare piętno.”[1]
Odessę można
zwiedzać wzdłuż i w poprzek. Jej układ urbanistyczny, wygląd szerokich alej
obsadzonych szpalerami platanów, liczne skwery i parki bardziej przypominają
Paryż niż miasto postradzieckie. Z pewnością przyczynia się do tego wszechobecna
secesja, która stanowi dominantę architektoniczną miasta.
Wiele budynków Odessy
jest bardzo zaniedbanych. Jak twierdzą władze miejskie, 350 kamienic w samym
centrum wymaga natychmiastowej renowacji, ponad 1000 to pomniki kultury, które
trzeba koniecznie odremontować. Najlepiej prezentują się te budynki, gdzie na
parterze mieszczą się banki albo eleganckie butki. Ich fasady są odnowione i
tylko zastanawiać się można czy od strony podwórka też tak wspaniale się
prezentują. Dzięki ekskluzywnym salonom mody i wytwornym perfumeriom miasto prezentuje
się bardzo zamożnie. Ma w sobie światowy powiew, charakterystyczny dla każdego
portu. Może lekkości i niefrasobliwości nadają mu spacerujący marynarze i
uczniowie szkół marynarskich? A może blasku przydają mu pięknie ubrane kobiety
w niebotycznie wysokich szpilkach i w zawsze nienagannym makijażu?
Mimo, że sklepy
przyciągają wyrafinowanymi designersko wystawami, rzadko zobaczyć w nich można
wielu kupujących. Ludzi w większości nie stać na markowe ubrania, więc,
podobnie jak w Rosji, handel kwitnie na bazarach i targach z chińskimi i
tureckimi podróbkami. Największy taki rynek znajduje się tuż koło wytwornego
dworca kolejowego. Jak zwykle na obszarze byłego ZSRR, dworzec ma być
wizytówką miasta, zaproszeniem do dalszego zachwycania się. Ale fasadowość
powitania rekompensuje rzeczywistość dnia codziennego owego bazaru, na którym
kupić można praktycznie wszystko – od pachnących melonów i gigantycznych arbuzów
zaczynając, przez ubrania, sprzęt elektroniczny, na perskich dywanach kończąc.
Odessa to przede
wszystkim duży port morski i rzeczny. Całe miasto ciąży ku wybrzeżu,
przy którym rozłożyły się najważniejsze obiekty administracyjne i kulturalne.
Nad zabudowaniami portowymi góruje malowniczy Bulwar Nadmorski –
ulubione miejsce spacerów i przechadzek mieszkańców miasta i turystów. Bulwar
łączy dwa zabytkowe dwory: dawny pałac Woroncowów (dzisiaj dom kultury)
i obecny budynek Urzędu Miejskiego. Tuż obok stoi kolejny klasycystyczny obiekt
– siedziba Muzeum Archeologicznego i Muzeum Literatury. Ale
najważniejsze dla przyjeżdżających są oczywiście słynne schody odeskie
kojarzone z niezapomnianą sceną z filmu Sergieja Eisensteina „Pancernik
Potiomkin”. O wielkim i nieprzemijającym geniuszu reżysera świadczą najlepiej
reakcje turystów głęboko rozczarowanych prawdziwym wyglądem schodów. Wszyscy
sądzą, że jest to nie wiadomo jak potężna konstrukcja, ciągnąca się prawie
kilometrami w stronę morza. A tu okazuje się, że schody jak schody – nie ma w
nich nic spektakularnego. Wyobrażenia ich majestatu zaczerpnięte z filmu zderza
się z realnością zmysłów i tym bardziej każe docenić kunszt operatorski twórców
„Pancernika”.
Ci, którzy
zmęczyli się schodzeniem po Schodach Potiomkinowskich, drogę powrotną (o wiele
bardziej męczącą) pokonać mogą bezpłatnym funikulorem. W „godzinach szczytu”
trzeba czasami czekać na niego nawet 15 minut, ale człowiek oszczędza dzięki
temu siły na dalsze zwiedzanie.
Nie rozczarowuje
natomiast niedawno oddany do użytku po gruntownym remoncie Teatr Opery i
Baletu. Autorem projektu architektonicznego był znany w całej secesyjnej
Europie wiedeńczyk - Ferdynand Fellner – twórca m.in. opery wiedeńskiej. To
właśnie z nią porównywany jest najczęściej neobarokowy gmach odesski mogący
pomieścić ponad 1,5 tysiąca widzów. Budynek zachwyca nie tylko misternymi
zdobieniami i przepychem wystroju wewnątrz. Dzięki znakomitej akustyce ceniony
jest przez artystów i melomanów z całego świata. Wizyta w operze stanowi zatem
obowiązkowy punkt programu każdego pobytu w Odessie.
Naczelną zasadą
każdego, kto naprawdę chce poznać jakieś miasto, jest obejrzenie jego świątyń.
Miejsca kultu religijnego w Odessie oddają złożoność jej dziejów i
skomplikowanie losów jej mieszkańców. Choć przeważają cerkwie prawosławne,
warto pamiętać, że w Odessie obejrzeć można kościół ormiański, świątynie
katolickie i protestanckie, synagogę czy meczet, działający przy otwartym w
2001 roku Centrum Kultury Arabskiej. Wszystkie świątynie łączy ciężki los
okresu radzieckiego, gdy wszelki kult religijny uznawany był za przeżytek
burżuazyjnej przeszłości. Od kilkunastu lat budynku sakralne są stopniowo
remontowane, lecz baczne oko wypatrzy bez trudności ślady przeszłości.
Każdemu
polskiemu turyście dużą radość sprawia odkrywanie śladów bytności naszych
rodaków. Z miastem tym związani są wybitni przedstawiciele nauki, jak
choćby profesor Juliusz Bardach czy sztuki (np. znany architekt Władysław
Horodecki). W Odessie mieszkał też Adam Mickiewicz (o czym przypomina m.in.
tablica pamiątkowa przy ul. Deribasowskiej) czy Juliusz Słowacki.
Podczas, gdy
turyści spacerują wzdłuż spokojnych alei czy wylegują się na miejskich plażach,
niewielu z nich wie o przestrzeni miasta głęboko ukrytej przed ich wzrokiem. A
warto ją bliżej poznać, gdyż wyprawa w głąb odesskich katakumb to
niemałe przeżycie. Historia podziemnych korytarzy sięga lat 30. XIX wieku, gdy
spod powierzchni ziemi zaczęto wydobywać wapień mający służyć jako budulec dla
rozwijającego się miasta. Podczas II wojny światowej kamieniołom stał się
miejscem schronienia dla partyzantów walczących z hitlerowcami. Dziś uważa się,
że sieć tuneli pod miastem osiąga długość kilku tysięcy kilometrów, co daleko w
tyle pozostawia kilkusetkilometrowe katakumby rzymskie czy paryskie. Jak dotąd,
podziemny labirynt nie został jeszcze całkowicie zbadany. Turystom udostępnia
się zaledwie niewielki ich fragment, urozmaicony ekspozycją poświęconą życiu
partyzantów. Niemniej wyprawa korytarzami podziemnej Odessy pozwala jeszcze
bardziej docenić uroki pięknego miasta na powierzchni.
Odessa była
zawsze miastem wielokulturowym, takim też w pewnym stopniu pozostała.
Oczywiście nie ma już świata żydowskich przestępców i rzezimieszków z
„Opowiadań odesskich” Izaaka Babla. Nie znajdzie się też świata dekadenckiej
socjety epoki fin de siècle. Nie natrafi się na inteligentnego cwaniaka
jakim był Ostap Bandera z opowiadań Ilfa i Pietrowa. A jednak ich duch panuje w
starych murach, ukrytych zaułkach, nagłych zwężeniach ulic i cieniu zielonych
platanów.
W przyszłym roku
Odessa starać się będzie o włączenie jej starówki na listę światowego
dziedzictwa kultury UNESCO. Ale jeszcze zanim to nastąpi, warto odwiedzić
miasto, o którym Babel pisał, że wyjątkową atmosferę lekkości i jasności
zawdzięcza swoim wyjątkowym mieszkańcom.
Warto wiedzieć:
-
Taryfy biletów
kolei ukraińskich są regulowane w zależności od pory roku. Najdrożej
podróżuje się w sierpniu (cena podstawowa pomnożona przez 1,2).
Wystarczy kupić bilet na 1 września by zaoszczędzić 20 % kosztów biletu.
-
W szczycie
sezonu (czyli w sierpniu) turyści mogą mieć problem z kupnem biletów.
Najlepiej udać się wówczas do któregoś z licznych biur turystycznych
pośredniczących w sprzedaży biletów kolejowych, samolotowych czy
autobusowych. Za niewielką dopłatę (ok. 50 hrywien), udaje się zwykle
zdobyć upragniony bilet.
-
W Odessie nie
ma najmniejszego problemu ze znalezieniem noclegu. Tym, którzy chcą
zawczasu zarezerwować niedrogi nocleg, warto polecić hostel „Antony’s
Home” (ul. Toitskaya 45) , dysponujący pokojami 2-5osobowym. Rezerwacji dokonać
można na stronie: http://www.hostelsclub.com/hostel-pl-14351.html.
Przesympatyczna właścicielka z chęcią pomoże w każdej sytuacji (np. przy
kupnie biletów, organizacji wycieczki za miasto). Innym rozwiązaniem jest
wynajęcie pokoju lub mieszkania od osób, które oferują taką możliwość na
dworcu. Wystarczy podejść do pani/pana z trzymającego kartkę „sdam
kvartiru”, ustalić cenę i nocleg załatwiony. W Odessie nie brakuje także
hoteli o zróżnicowanym standardzie. W budynku dworca znajduje się centrum
rezerwacji noclegów, w którym można wybrać i zamówić najbardziej pasujące
miejsce.
-
W Odessie,
podobnie jak w wielu miastach byłego ZSRR obowiązuje system podwójnych cen
biletów wstępu – dla cudzoziemców bilet jest zdecydowanie droższy (np.
wycieczka do katakumb dla rosyjskojęzycznej grupy kosztuje 85 hr/os., dla
obcokrajowców 45 $/os., czyli cztery razy więcej). Warto przypomnieć sobie
parę zwrotów po rosyjsku i próbować kupować bilety dla „swoich”.
-
Teatr Opery i
Baletu cieszy się dużą popularnością. Ponieważ nie ma systemu
wcześniejszej rezerwacji miejsc, zapobiegliwi powinni zawczasu kupić w
kasie bilet na spektakl.
-
W mieście nie
brakuje sklepów samoobsługowych. Ceny właściwie nie odbiegają od polskich.
Jeśli ktoś chce skosztować wspaniałych arbuzów, melonów czy winogron
powinien jednak udać się na rynek, gdzie sprzedawane są świeże owoce i
warzywa.
-
Niestety, w
Odessie nie ma jeszcze biura Informacji Turystycznej. O poradę najlepiej
pytać w hotelu lub hostelu. W niektórych biurach turystycznych za miły
uśmiech można otrzymać bezpłatną mapkę miasta.
-
Korzystanie z
komunikacji miejskiej wymaga spostrzegawczości, a nade wszystko znajomości
języka. Niespodzianką zakończyć się może przemieszczanie marszrutkami –
ich rzeczywista trasa nie zawsze odpowiada deklarowanej. Najlepiej od razu
powiedzieć kierowcy konkretne miejsce, do którego chcemy dotrzeć, niż
liczyć na własną orientację w terenie.
-
Kursy walut w
kantorach mogą znacznie się różnić. Zwykle najmniej opłaca się wymieniać
pieniądze w okolicach dworca kolejowego. Trzeba również pamiętać, że w
niektórych miejscach wciąż pobierana jest prowizja za przeprowadzenie
operacji tzw. komisja. Warto najpierw spytać w okienku czy nie trzeba
będzie dodatkowo zapłacić.
-
W mieście jest
bardzo dużo kafejek internetowych (także otwartych 24h/24h), a ceny
korzystania z internetu są bardzo przystępne.
Przydatna literatura:
- Krym.
Półwysep rozmaitości oraz Odessa, praca zbiorowa, wyd. Bezdrożą,
Kraków 2003 i późniejsze.
- Ukraina.
Praktyczny przewodnik, wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2001 i późniejsze.
- I. Babel, Opowiadania
odeskie, wstęp i tłum. J. Pomianowski, wyd. Znak, Kraków 2009.
- http://www.odessatourism.in.ua.
- http://www.inyourpocket.com/ukraine/odesa.
- http://www.rosjapl.info.
|