|
Albania czyli szczypta egzotyki w Europie
Michał Jarnecki
Aby zobaczyć egzotyczne zakątki
świata nie trzeba specjalnie daleko jechać i wydawać wielkich pieniędzy na
bilety lotnicze. Egzotyka jest w zasięgu naszej ręki, nie tylko na Dalekim
Wschodzie, w Indiach, Ameryce Łacińskiej czy na wyspach Pacyfiku. Takim właśnie
miejscem, które jednak szybko się zmienia, wychodząc z wieloletniej izolacji i
zacofania, jest Albania.
Mǖmes
Tak powitają Ciebie Albańczycy, którzy należą do jednej z
najbardziej gościnnych nacji nie tylko naszego kontynentu. Szczególnie na
prowincji, w górskich i trudno dostępnych rejonach kraju. Gość jest tam, o czym
z niewielką chyba przesadą pisał jak na razie jedyny albański laureat
literackiej Nagrody Nobla, Ismail Kadare, czymś w rodzaju półboga, którego
należy nakarmić, napoić, a w razie potrzeby i w ostateczności podwieźć, dokąd
chce. Podróżując z przyjacielem po tym niezasłużenie zapomnianym punkcie Europy
kilkakrotnie tego doświadczyłem. Autostopem przejechaliśmy przykładowo trzecią
część trasy. Zdarzało się nawet, że przygodni kierowcy napoili nas i
dożywili... Jak długo jeszcze tak będzie? Trudno powiedzieć, zmiany zachodzą
szybko i już teraz kraj ten ma kilka twarzy. Obok modernizujących się
zgiełkliwych dużych miast, chłonnej i pragnącej poznać świat coraz solidniej
wykształconej młodzieży, istnieje ta druga, choć daleka od sielskich obrazków
wiejska i małomiasteczkowa Albania, gdzie życie biegnie zupełnie innym rytmem.
Do pewnych rejonów tego kraju nie da się tak normalnie dojechać (chyba że samochodem
o napędzie na cztery koła), nagle kończą się drogi i zaczynają dukty albo
górskie ścieżki, które może kiedyś i szosami były, ale kiedy dokładnie, to już mało
kto pamięta. Zarzucasz wówczas na siebie plecak i przesz do przodu, mijając
dosiadane przez tubylców osiołki oraz wszędobylskie kozy czy owce. Czas
zatrzymał się szczególnie w trudno dostępnych, a zarazem przepięknych
krajobrazowo nadgranicznych rejonach na wysokości Czarnogóry i częściowo
Kosowa, wokół Thethi, Valbone czy Bajram Curi. Istnieje jednak poważna rysa na
tym pozornie idyllicznym, przypominającym Alpy czy Tatry Wysokie obszarze. Rząd
słabo kontroluje ów teren, często za to spotyka się tu ludzi z bronią, co
stanowi spóźniony skutek fali anarchii z 1997 r., gdy załamały się osławione
albańskie piramidy finansowe. Zjawiskiem ciągle pokutującym w tych stronach
jest zemsta rodowa, zwana ghjokamerą, sroższa jeszcze od wendetty, trwająca nieraz
przez kilka pokoleń, o czym tak ekspresyjnie pisał Kadare w powieści „Krew za
krew”. W tamte strony bez przygotowania lepiej się nie zapuszczać, a ewentualną
wizytę poprzedzić nawiązaniem kontaktu z lokalnymi autorytetami....
Stolica Tirana, rozłożona w dolinie u
podnóża pasma Dejti (około 1600 metrów wysokości), nie jest gigantycznym organizmem miejskim, wydawać się nawet może przaśna i prowincjonalna, choć na lokalne
warunki posiada pewien swój szyk i charakter. Serce miejskiego organizmu
stanowi centralnie położony plac Skanderberga Obok pomnika tego narodowego
bohatera, zmagającego się w XV wieku z powodzeniem z tureckim naporem, znajduje
się tam szereg reprezentacyjnych gmachów. Z jednej strony jest to hotel
„Intercontinental”, a obok niego dom kultury (budowla rozpoczęta przez
radzieckich towarzyszy, ale już nie dokończona po wymuszonym politycznym rozwodzie
„demoludów” w latach 60-tych). Z drugiej strony znajduje się muzeum historyczne
o fasadzie ozdobionej stalinowską mozaiką, następnie przypominający chińskie
gmaszyska bank oraz bulwar wychodzący z placu w stronę uniwersytetu. Można tez
zobaczyć dawną rezydencję komunistycznego dyktatora, Envera Hodży (w oryginale
Hoxy), rekordzisty powojennej Europy w utrzymaniu władzy (1944-1986) czy
budynek dawnego Komitetu Centralnego, także obecnie będący siedzibą władzy (tym
razem albańskiego rządu). Intrygująca jest bryła betonowego stożka, zwanego
tutaj piramidą. To dawne mauzoleum towarzysza Envera, gdzie po „wyprowadzeniu”
jego zwłok funkcjonuje …dyskoteka o - niekoniecznie apetycznej - nazwie...
„Mumia”.
Najbardziej rozpoznawalnymi
Albańczykami na globie byli i pozostają: matka Teresa „z Kalkuty”, faktycznie
Anna Dixie, będąca także patronką jedynego międzynarodowego lotniska w kraju;
obok niej niestety komunistyczny fanatyk i dyktator Enver Hodża (lokalny
odpowiednik Stalina), wywodzący się z pięknej Girjokastry oraz historyczny przywódca
skutecznego oporu przeciwko Turkom, Skanderberg (Gjergi Kastrioti, Epiroti),
który zbuntował się przeciw tureckiemu imperium i w oparciu o albańskie góry
(a także z poparciem górali) skutecznie stawiał im opór przez 30 lat. Po jego
zgonie Turcy na ponad 400 lat złamali opór dzielnego, choć małego narodu. Od
niego to wziął nazwę lokalne barany, powiedzmy sobie jednak-przeciętnej
jakości…
|
Albańskie hity turystyczne
Niezależnie od gór, rzeczywiście
ślicznych, rozciągających się przez większą część terytorium niewielkiej
Albanii, specjalnie urokliwych i dzikich na północy przy czarnogórskiej
granicy, wielu wrażeń dostarczą wybrzeża, mało jeszcze tknięte turystyczną
infrastrukturą, południa kraju. Od Vlory, gdzie w 1912 r. proklamowano
niepodległość Albanii, ku greckiej granicy ciągną się cudowne plaże, częstokroć
bezludne i jeszcze czyste, lepsze niż od włoskiej strony Adriatyku,
przypominające Chorwację. Moim typem byłaby osada Dharmi. Z portu Saranda, na
krańcach wybrzeży stosunkowo łatwo i tanio przedostać się na grecką wyspę
Korfu. Jeszcze dalej na południe w osadzie Butrint znajdują się świetnie
zachowane ruiny hellenistycznego miasta Butrint. Do pereł południa zaliczyć
należałoby Gijrokastrę, z interesującą, tradycyjną architekturą. Szkoda tylko,
że wskutek braku środków na konserwację miasto dosłownie się rozsypuje. Tutaj
przyszedł na świat wspomniany komunistyczny dyktator Hodża. Zabytków nie
brakuje także w mieście-muzeum Berat, ale Gijrokastra ma więcej uroku. Miasto
niedawno zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO (wcześniej tego
zaszczytu doznał Butrint). Zachwycić może jednolity styl górnego, czyli starego
miasta, z typowymi bałkańskimi domami podcieniowymi i jakże bardzo charakterystycznymi
albańskimi dachami z obrobionego kamienia. Ciekawym miejscem jest także portowe
Dűrres. Trudno powiedzieć o nim, że jest piękne, ale bez wątpienia warto je
odwiedzić: główne magnesy dla gości stanowią jego bezpretensjonalna atmosfera i
otwarci ludzie, nie mówiąc o kilkunastu ładnych obiektach.
Nieopodal Tirany należałoby zajrzeć
do uroczej Kruji, historycznej rezydencji Skanderberga, z której dowodził
albańskim powstaniem. W zrekonstruowanej części zamku znajdują się narodowe
relikwie Albańczyków: hełm i miecz bohatera.
Na północy warto zatrzymać się w
Shkoder, czy jak kto woli Szkodrze. Atutem tego miejsca są ruiny imponującej
twierdzy Rozafa, skąd rozpościera się niezapomniany i zapierający dech w
piersiach widok na wielkie Jezioro Szkoderskie i pobliskie pasma Bałkanów.
Shkoder może być dobrą bazą do penetracji gór w pobliżu czarnogórskiej granicy.
Swój urok maja także rejony
położone nad innym wielkim bałkańskim jeziorem - Ohrydem, ale jeszcze ładniej
prezentuje się ono od macedońskiej strony, stąd więc wycieczkę w tym kierunku należy
zaplanować w połączeniu z wizytą po drugiej stronie granicy.
Jedną z bardziej dziwacznych i w
takiej masie nigdzie indziej nie dostępnej atrakcji stanowią rozsiane po
całej Albanii schrony, pobudowane w latach rządów „wielkiego wodza” Hodży.
Są one materialnym rezultatem jego maniakalnej obsesji i kompleksu
zagrożonej twierdzy, który w latach 70-tych i 80-tych był głównym elementem
oficjalnej doktryny komunistycznej Albanii. W trzymilionowym wówczas kraju
powstało ich w sumie… około 800 tysięcy.
|
Nie zapomnijmy jednak, że pewnie największym
atutem i prawdziwym skarbem tego umęczonego przez dzieje i wyjątkowo opresyjną
stalinowsko-maoistowską dyktaturę kraju, są jego mieszkańcy.
Kwestie praktyczne
Do Albanii najbardziej opłaca lecieć... Trwa to stosunkowo
krótko i jest relatywnie niedrogie. Oferta węgierskiego Malevu wydaje się
najlepsza - bilet powrotny z Budapesztu do Tirany kosztuje 350-380 $.
Wyprawa samochodem nie jest niemożliwa, ale warto przy tym
mieć świadomość, że tylko niewiele albańskich dróg spełnia najbardziej
podstawowe europejskie standardy, choć ich stan powoli zmienia się na lepsze.
Przejście drogowe od strony Czarnogóry, niedaleko stolicy tego kraju -
Podgoricy, posiada nienajgorszą szosę. Ulepszono również drogę ze stolicy do przejścia
w pobliżu Sdhkoder, prowadzącą dalej do czarnogórskich nadmorskich kurortów:
Ulcinj i Budvy. Co do bezpieczeństwa turystów krążą złowrogie, najczęściej
niesprawdzone mity (rozmawiałem o tym z polskim konsulem w Tiranie – nie
potwierdził), choć zdarzają się wyłudzenia ze strony policji, widzącej obce
rejestracje.
Dojechać samochodem można także bez większych problemów do
Sarandy, a stamtąd za 15 euro można popłynąć dna Korfu. Droga od strony
Macedonii jest w gorszym stanie.
Albańskie hotele posiadają różny standard i ceny. Nie
brakuje wśród nich stalinowskich jeszcze koszmarków przed modernizacją, gdzie
mało co funkcjonuje. Te jednak z kolei są bardzo tanie – ceny rzędu 8-10 $ za
pokój dwuosobowy. Są też nowe prywatne pensjonaty, dosyć czyste, gdzie na ogół
z kranów cieknie woda, także i ciepła. Tutaj musi być drożej -ceny zaczynają
się od 10 $ lub tyleż euro od osoby. Ceny żywności są wciąż jeszcze nieco
niższe, ale ostatnio zbliżyły się mocno do polskich. Powoli w Albanii robi się
drogo, a prawdziwym zmartwieniem dla mieszkańców są wysokie ceny paliw.
Natomiast tutejsza kolej jeszcze wręcz bajecznie tania i dodatkowo
dostarcza niesamowitych atrakcji - na wpół zniszczone wagony, często bez szyb i
siedzeń, nie mówiąc o wieszakach, powoli przesuwają się przez kraj, dając
możność lepszego oglądania bez zbędnego pośpiechu. Dla pełni turystycznych
wrażeń - warto spróbować! |