Izabela Wyszowska,
Wydział Turystyki i Rekreacji AWF Poznań
Poznańskie felietony XIX wieku jako znaczące źródło do badań nad dziejami miasta i dla związanej z nim turystyki kulturowej.
(na przykładzie „Listów Wojtusia z Zawad” Marcelego Mottego).
Słowa
kluczowe: felieton, felietonistyka
wielkopolska, listy, turystyka kulturowa, formy turystyki kulturowej.
Streszczenie:
Celem artykułu
jest zaprezentowanie gatunku publicystycznego jakim jest felieton,
rozwijający się od czasów Oświecenia, jako cennego źródła wiedzy,
przydatnego w badaniach historycznych i w turystyce kulturowej
zarówno dla organizatorów turystyki kulturowej jak i samych turystów.
Zagadnienie omówione zostało na przykładzie cyklu znakomitych
XIX-wiecznych felietonów Marcelego Mottego znanych jako „Listy
Wojtusia z Zawad” będących skarbnicą informacji o Poznaniu i
jego mieszkańcach w XIX stuleciu. Marceli Motty (1818-1898)
nauczyciel, felietonista, pamiętnikarz (autor „Przechadzek po
mieście”), tłumacz zwany „Królem felietonu poznańskiego”
w swoich felietonach przedstawił wizerunek stolicy Wielkopolski lat
60-tych XIX stulecia. Barwny język wypowiedzi i niezwykła aktualność
felietonów powoduje, że mogą one stanowić ciekawe uzupełnienie
narracji przewodnickiej przeznaczonej dla dociekliwych turystów
kulturowych, których nie satysfakcjonuje korzystanie jedynie z
literatury ogólnej i „przewodnikowej”. „Listy
Wojtusia z Zawad” jak również felietony innych autorów tego
czasu, mogą wzbogacić ofertę poznańskiej turystyki, biograficznej,
literackiej, muzealnej, miejskiej, edukacyjnej, bowiem stanowią
znakomity materiał, który może być przydatny przy projektowaniu tras
turystyczno-kulturowych na terenie miasta, uwzględniających szeroko
rozumianą tematykę kulturalną (sztuki plastyczne, literatura, teatr,
muzyka), biograficzno-literacką (postacie wybitnych Wielkopolan,
także i słynnych twórców kultury), społeczno-obyczajową (życie
codzienne mieszkańców miasta w dobie zaborów, moda, bon ton,
specyfika języka, działalność towarzystw i organizacji, edukacja)
itd.
Z
dziejów felietonu
Rozwój prasy w XIX wieku przyniósł także ewolucję
felietonu – jednego z najpopularniejszych gatunków
publicystycznej wypowiedzi. Termin „felieton” stosowany
był coraz częściej od lat 30-tych tego wieku (także w formach
„fejleton”, „feleton”), jako zapożyczenie
francuskiego słowa „feuilleton”. Jego genezę wiąże się z
wydawanym na początku stulecia dodatkiem rozrywkowym do paryskiego
„Journal des 'Debats”, który drukowany był pierwotnie na
osobnych kartkach, później przeniesiony został na dół kolumny gazety
pod typograficzną kreskę. W Polsce występowało też określenie
„odcinek”, które używane było w odniesieniu do tekstów
literackich, opowiadań, powieści odcinkowej lub krytyki.
Sam felieton jednak pojawił się na sto lat wcześniej niż
powstała jego nazwa. Występował na łamach słynnego pisma londyńskiego
„Spektator” i polskiego „Monitora”.
Oświeceniowe felietony miały charakter dydaktyczny,
satyryczno-moralizatorski i lekką żartobliwą formę w ujmowaniu
tematu. Te tendencje odziedziczył felieton dziewiętnastowieczny
[Gumkowski 2002, s. 260]. Wówczas ukształtowały się podstawowe
funkcje tego gatunku publicystycznego. Przeznaczony był dla masowego,
nie jak wcześniej, jedynie określonego, elitarnego czytelnika.
Zadaniem tekstów z działu felietonowego było zainteresowanie,
przyciągnięcie odbiorcy, nawiązanie z nim trwałych kontaktów i w
konsekwencji zachęcenie go do regularnego nabywania pisma. Biorąc pod
uwagę zróżnicowanie gustów, felieton łączono z rubryką „różności”
i jego treść charakteryzowała się „mozaikowością”
tematyczną. Felietonista „przeskakiwał” zręcznie z tematu
na temat, wprowadzając przy tym zmiany nastroju. Cechą jego była też
nieoficjalność, prywatność, subiektywizacja wypowiedzi w porównaniu z
poważnym tonem artykułów ponad kreską. Felieton w związku z tym
stanowił swoiste narzędzie perswazji, wykorzystywane do celów
społeczno-wychowawczych lub propagandowo-politycznych. Cykliczność
tekstów niejako uzależniała odbiorcę, kształtując przy tym jego
światopogląd, gust i potrzeby.
W polskiej felietonistyce pierwszej połowy XIX wieku
kontynuowane były tradycje rozwinięte w dobie oświecenia, ale
równocześnie kształtował się inny nowoczesny typ felietonu oparty na
obserwacjach, refleksjach, odczuciach narratora. Upowszechnił się on
dzięki Gerardowi Maurycemu Witowskiemu publikującemu w duchu
francuskich felietonów Jouya w „Gazecie Warszawskiej” pod
pseudonimem Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia oraz Józefowi
Brykczyńskiemu (piszącemu pod nazwiskiem Bywalski). Felietoniści
nowego typu zajmowali się często krytyką zwłaszcza teatralną.
Dominowała jednak tematyka obyczajowa ukazująca życie ówczesnej
Warszawy.
W latach 30-tych i 40-tych XIX wieku obserwuje się
szczególne rozszerzenie zakresu tematycznego i formalnego felietonu.
Oprócz częstej formy listu stosowanej chętnie przez Henryka
Rzewuskiego i Józefa Ignacego Kraszewskiego, rozwinął się typ o
charakterze szkicu fizjologicznego, felieton humorystyczny,
reportażowy czy historyczno-antykwaryczny. W końcu lat 40-tych
zauważa się w felietonistyce kronikę, która stała się wkrótce głównym
reprezentantem gatunku. Jej specyfiką była odpowiednia selekcja
opisywanych, aktualnych wydarzeń (w odróżnieniu od kroniki
informacyjnej dążącej do kompletności i zwięzłości) i efektowne,
dowcipne ich omówienie. Kronikę opierano na źródłach, informacjach z
bieżącej prasy, ale także wykorzystywano plotki, pogłoski krążące po
mieście. Dobór tematyki zależał generalnie od indywidualnych
zainteresowań autora, niekiedy od wymagań redakcji czy oczekiwań
odbiorców.
Na temat felietonów wypowiadali się chętnie, na łamach
prasy, teoretycy i praktycy gatunku już w XIX stuleciu. Trafnie
podsumował je autor artykułu z „Przeglądu Tygodniowego”
pisząc: „Felieton dla czytających jest księgą, w której oni
widzą sumę i ocenę najważniejszych spraw z całego dnia lub
tygodnia.[...] felieton staje się dla współczesnych zwierciadłem, dla
potomnych historycznym źródłem[...]” [Felietoniści
1971]. Ernest Eckstein tak charakteryzował praktykę gatunku:
„Felietonista opisuje każdą rzecz tak, jak się ona w jego
duszy odzwierciedla, nadaje jej koloryt odpowiedni swojemu własnemu
usposobieniu, bierze niejako czynny udział w tym, co opisuje, a przez
to budzi w publiczności niezrównanie żywsze zajęcie, niż gdyby
ograniczał się na suchym sprawozdaniu z faktów dokonanych.[...]”
[Eckstein 1875, s. 206].
Felietonistyka wielkopolska
Felietonistyka w Wielkopolsce swym poziomem i
osiągnięciami nie odbiegała od warszawskiej czy galicyjskiej. Wydała
znakomitych przedstawicieli. Wśród nich czołowe miejsce zajął Marceli
Motty nazywany „Królem poznańskiego felietonu” lub
„Poznańskim Prusem” [Golenia 1976, s. 53, Nizio 1993, s.
14-15]. Wyróżnili się także: Władysław Bentkowski, a także Lambda,
Toujour le Meme, Kalasanty, Stanisław E. Koźmian, Konstancja
Morawska, Władysław Rabski [Listy z Poznania 1988, s.7-14].
Ulubionymi i dominującymi formami literackimi u poznańskich
felietonistów były: list i gawęda. Widoczne jest to już w tytułach
np. „Listy z Poznania”, „Gawędy z miasta”
itd. Pojawiały się też określenia felietonów podobnie jak w innych
zaborach, tj. kronika, rubryka, odcinek, pogadanka, pogawędka itd.
Felietoniści rozpoczynali swą wypowiedź często od pojedynczego faktu
politycznego bądź kulturalnego, społecznego lub ekonomicznego, dobrze
znanego odbiorcy, następnie opatrywali go odpowiednim komentarzem,
ukazując jego najróżniejsze aspekty i powiązanie, by w końcu wskazać
na ogólniejszą tendencję lub prawidłowość czy wreszcie pouczyć
czytelnika stosując morał w zakończeniu. Dla uatrakcyjnienia
wprowadzali m.in. monolog, dialog, scenkę dramatyczną lub anegdotę
czy wreszcie aluzję, parodię i trawestację różnych stylów i
konwencji. W swych tekstach ukazywali wszystko, co zajmowało wówczas
mieszkańców stolicy Wielkopolski, co było godne podjęcia i
skomentowania. W tzw. felietonie kurierkowym autorzy wprowadzali do
narracji na pozór autentycznych adresatów. Mimo iż byli fikcyjni to
jednak bliscy i reprezentatywni dla kręgów inteligencko-ziemiańskich
– odbiorców „Dziennika Poznańskiego” czy
drobnomieszczańskich w przypadku „Orędownika”. Natomiast
cykl Władysława Rabskiego „Na wyłomie” adresowany był do
czytelnika ogólnego podobnie jak felietony Prusa, Sienkiewicza i
Świętochowskiego [Listy z Poznania 1988].
Geneza publicystycznej działalności Mottego
Marceli Motty swą felietonistyczną działalność rozpoczął
poniekąd przypadkowo. Wysyłając bowiem listy ze swego pobytu w Paryżu
(1842-43) do rodziny w Poznaniu, nie do końca był świadom, że zostaną
opublikowane w „Orędowniku Naukowym” i staną się
zaczątkiem jego publicystycznej kariery. We Francji i zapewne
wcześniej podczas studiów na uniwersytecie w Berlinie (1836-1840)
regularnie czytywał tamtejszą prasę, miał więc okazję zetknąć się z
felietonistyką zachodnią. Czerpał więc z dobrych wzorców. Będąc
redaktorem „Gazety Polskiej”1
(1848-1849) zobowiązany był do pisania artykułów wstępnych, o
treściach poważnych dotykających problemów polityki zewnętrznej czy
wewnętrznej. Nie ujawniał się na łamach tego pisma na niwie
felietonistycznej. Publikowane tam „Listy z Poznania”,
które pierwotnie jemu przypisywano, wyszły spod pióra Władysława
Bentkowskiego.
|
|
Fot. 1. Marceli Motty |
Fot. 2.
Wydanie „Listów Wojtusia” z 1983 roku |
„Listy
Wojtusia z Zawad”
Potwierdzonym i dojrzałym osiągnięciem Mottego w
dziedzinie felietonistycznej stał się dopiero cykl znany powszechnie
jako „Listy Wojtusia z Zawad” z lat 1865-1867, wychodzący
w czołowej wówczas gazecie polskiej w zaborze pruskim „Dzienniku
Poznańskim”2
pod wspólnym tytułem: „De omibus rebus et quibusdam aliis”
[Data 1974, s. 33]. W 1865 roku w numerze 165 pojawił się pierwszy z
54 felietonów, ostatni natomiast w 1867 roku w numerze 93. Miały one
formę numerowanych kolejno listów. Częstotliwość ich zamieszczania
była zróżnicowana. Nieregularność publikacji musiała nieco irytować
odbiorców, którzy z niecierpliwością oczekiwali kolejnego odcinka
tajemniczego autora, podpisującego się (jak to było w zwyczaju)
pseudonimem - „Wojtuś”3.
Niezwykłą poczytność felietonów można przyrównać z późniejszym
zainteresowaniem drukowanymi w prasie powieściami Henryka
Sienkiewicza i naturalnie z największym osiągnięciem literackim
Mottego „Przechadzkami po mieście” publikowanymi
cyklicznie od 1888 roku.
Fot. 3. Nagłówek „Dziennika
Poznańskiego” z roku 1863
Nadawca
felietonów
Nadawca felietonów w sposób bezpośredni nie ujawnił się
czytelnikom. Upłynęło sporo czasu zanim rozszyfrowali tożsamość
autora felietonów. Poprzez podawanie szeregu mylnych informacji,
Motty chciał odwrócić od siebie „podejrzenia”
dociekliwych. Fakt nieujawnienia swojej tożsamości nie był
podyktowany tylko chęcią zaintrygowania odbiorcy, ale przede
wszystkim obawą przed konsekwencjami, jakie mogły na niego spaść ze
strony władz pruskich zakazujących nauczycielom zrzeszania się w
polskich organizacjach i współpracy z prasą.
Listy-felietony rozpoczynały się intytulacją: „Drogi
Pafnusiu!”, kończyły natomiast pseudonimem oraz datą z
adnotacją „na Zawadach”4.
W zbiorach Ratusza (Muzeum Historii Miasta Poznania)
przechowywany jest do dziś portret Wojtusia z Zawad wykonany gdy
wychodziły felietony przez artystę Tytusa Maleszewskiego jako
zadośćuczynienie wszystkim ciekawskim dociekającym kim jest
tajemniczy felietonista. Portret przedstawia mężczyznę w czarnym
garniturze, wysokim cylindrze z ogromną lornetką zasłaniającą twarz,
co utrudnia jego rozpoznanie. Ustalenie autora „Listów Wojtusia
z Zawad” nastąpiło dopiero w okresie dwudziestolecia
międzywojennego, kiedy to na łamach „Kuriera Poznańskiego”
zagadka została ostatecznie rozwikłana [KP 1929, nr 257, 265, 269,
271, 273] .
Fot. 4.Tajemniczy Wojtuś z Zawad
(Marceli Motty)
Adresat
felietonów
Swoje intencje wobec gazety i czytelnika określił
„Wojtuś” już w pierwszym felietonie. Poinformował, iż
adresatem jego listów jest pewien emigrant o imieniu Pafnuś, który
należy do tych: „[...]co emigrowali, ze tak powiem z
rozpusty, już to aby w swojej i swoich opinii uchodzić też przecie za
jakieś polityczne x, y, z, i móc względem kraju przybierać rolę
mentorów i cenzorów – już też taedio patriae, nie chcąc lub nie
umiejąc w swym gnieździe uczciwie odbywać obowiązków obywatelskich, a
pragnąc samolubnie hołdować ciału i uciechom, z dala od uprzykrzonej
kontroli” [List I, s.47]. Mimo zarzutów Pafnuś okazał się
serdecznym przyjacielem nadawcy jeszcze z czasów szkolnych, który
zmieniał miejsce swego pobytu za granicą podróżując do Drezna,
Paryża. Wojtuś wyznaje, że chociaż cierpi na swoisty „listowstręt”
i nie lubi czytać ani pisać listów, decyduje się jednak na
„skrobnięcie” od czasu do czasu do przyjaciela, który
tęskni za „ojczystymi kątami”: „Chcesz, bym Ci
pisał o niebie, o ziemi, o ludziach i zwierzętach, wsiach i miastach,
rodzinach i osobach, słowem de omnibus rebus et quibusdam aliis, jak
się wyrażasz, byleby nasz świat poznańsko-polski obchodziły –
nawet, obstupui!...o ksiażkach!...”[List I, s. 48]. Od tego
momentu opisywanie i komentowanie szerokiego wachlarza wydarzeń
zwłaszcza społeczno-kulturalnych stało się jego domeną. W kilku
przypadkach dawał do zrozumienia adresatowi jak wiele go kosztuje
zmobilizowanie się do tego zadania, gdyż nie zawsze dopisywała mu
wena twórcza, taka jakiej by oczekiwał: „Najgorzej zacząć,
powiedział jakiś filozof starożytności [...], kiedy po dwutygodniowej
pauzie biorę znów pióro w rękę i dolewam wody do zeschłego atramentu
z rozpaczliwym uczuciem zupełnej próżni w mojej mózgownicy”[List
XXXVII, s. 394].
Struktura
i tematyka felietonów
Aby mieć o czym pisać, musiał Marceli Motty działać
zgodnie z zasadą XIX- wiecznego felietonisty-omnibusa, jak twierdził
Bolesław Prus, „[...] być wszędzie i wiedzieć o wszystkim.
Musi zwiedzać na nowo zabudowujące się place, ulice pozbawione
chodników, tamy, mosty, targi wełniane, wołowe, muzea, teatry, uczone
psy, cyrkowe konie, posiedzenia różnych towarzystw akcyjnych,
instytucje dobroczynne, jatki, łazienki itd. Musi czytywać i robić
wyciągi ze wszystkich pism, sprawozdań, nowych książek, reklam, skarg
i procesów. Musi być kawałeczkiem ekonomisty, kawałeczkiem astronoma,
technika, pedagoga, prawnika itd. [...]. Gdy dawniejszy felietonista
narzekał na brak faktów, dzisiejszy przeklina ich nadmiar i nieledwie
bije głową o mur myśląc, jakby je rozklasyfikować, w jaki sposób
połączyć[...]” [Prus 1956, s. 191].
Fot.
5. Bolesław Prus
Na pewno problem jak połączyć ze sobą zebrane treści i
jak napisać, by powstał felieton, a nie zwykła relacja czy pogawędka,
zmuszał autora do rozpatrywania zagadnienia poetyki gatunku. Zdawał
sobie zapewne sprawę, że wymaga się od niego swoistego ujęcia tematu,
które będzie „streszczać owoce najsubtelniejszych, długich
spostrzeżeń, może streszczać owoce uciążliwych badań, byle tylko
czytelnik nie dostrzegł tych trudów, zabiegów i obmyśleń piszącego”
[Jankowski 1965, s.385].
Wszystkie swoje listy-felietony Motty komponował według
ustalonej zasady: początek stanowiła tzw. „introdukcja”
(wstęp), następnie przechodził do „korpusika”, by swój
wywód zakończyć „ogonkiem” [List XXXII, s. 342]. Środkowa
niejako część – „korpusik” była przeznaczona na
rozważania o charakterze problemowym. Natomiast „introdukcja”
i „ogonek” stanowiły istną skarbnicę najróżniejszych
informacji, plotek, ciekawostek itd. Zasadniczą część felietonu
często zajmowały wiadomości dotyczące faktów z życia
polityczno-społeczno-gospodarczo-obyczajowego miasta Poznania
(rozbudowa miasta, wodociągi, problemy mieszkaniowe, pożary, handel,
pogrzeby, bale karnawałowe, moda, edukacja, prelekcje, działalność
towarzystw, problemy polsko-niemieckie, epidemie itd.). Zakończenie
listu z reguły wypełniały treści kulturalne z zakresu: szeroko
rozumianego piśmiennictwa (nowości wydawnicze i ich twórcy, w tym
także aktualna publicystyka), sztuki (artyści, dzieła, wystawy),
teatru (aktorzy, wystawiane spektakle – amatorskie i zawodowe,
żywe obrazy, koncerty itd.).
Cel
felietonów
Cel, który sobie Motty postawił, jasno sprecyzował w
Liście XLVI: „[...] nie chodzi mi bynajmniej w moich
listach, jak Ci wiadomo, o zgłębianie przedmiotów, chcę tylko żgać
ludzi i budzić, aby oczy swoje raz w tę, raz w tamtą zwrócili stronę
i nie tonęli w falach błogiego kwietyzmu, do czego jeśli kiedy, to
teraz zaprawdę najszczerszą mają ochotę[...]”[List XLVI, s.
488]. Felietony miały więc stanowić formę publicznej edukacji,
kształtowania opinii publicznej, pobudzania społeczeństwa z marazmu i
apatii spowodowanej klęską powstania styczniowego. Ośmieszając wady
społeczne, dawał jednocześnie wskazówki jak je naprawiać, kontynuował
tym samym, drogę dawnych moralizatorów z Rejem, Fryczem Modrzewskim i
Staszicem na czele. Sednem felietonów Mottego jest ich daleko
posunięty interwencjonizm, w którym Motty stosował różne środki, od
próśb, błagań do groźby. Ganił, nakłaniał do zgody i jedności
narodowej w dobie ciężkiego czasu zaborów. Widział problemy społeczne
niezwykle ostro, czuł się więc zobowiązany niczym strażak, według
Bolesława Prusa, na wieży strażackiej (jak określał felieton)
[Bobrowska 1999, s. 50], do ciągłego czuwania nad życiem narodu w
swym mieście, do nieustannego ostrzegania go.
Przyjęcie jednego adresata (Pafnusia) było dość typowym
i wygodnym rozwiązaniem, bowiem dawało felietoniście swobodę
wypowiedzi. Wszystkie ewentualne uwagi kierowane były bezpośrednio do
tego odbiorcy, nikt nie mógł się więc obrażać, czynić o to zarzutów
autorowi. Zresztą listy były rzekomo bezprawnie przesyłane przez
Pafnusia do redakcji „Dziennika Poznańskiego” i drukowane
jakoby bez wiedzy nadawcy. Ten chwyt Mottego rzekomego ujawniania
tajemnicy korespondencji miał wpłynąć na uatrakcyjnienie i poczytność
cyklu „De omnibus rebus...”. Tak tłumaczył to sam
Marceli: „[...] pozwoliłem przesłać je [felietony – I.W.] do dziennika; dlatego jedynie, żeby uwagę publiczności zwracać
na rzeczy swoje i narodowe, obudzać dla nich zajęcie w
zachloroformowanych obecnie naszych umysłach i sercach i dopomagać
tym sposobem, ile mogę ile umiem, każdemu uczciwemu i dla ogółu
korzystnemu objawowi i usiłowań współrodaków; wszystko inne jest
tylko przystrojeniem [i służy tylko do osłodzenia gorzkiej pigułki]”
[List XV, s.164]. Motty zaznaczył, że jest przeciwnikiem pisania tzw.
kroniki brukowej, którą mu podobno zasugerowano, bowiem chciał
uniknąć ewentualnej nagonki na swoją osobę w razie ujawnienia
treści, które mogłyby wywołać skandal towarzyski. Poza tym Motty nie
był poszukiwaczem tanich sensacji, jego felietony miały głębsze
podłoże i ważną społeczną misję do spełnienia. Jeśli decydował się na
wprowadzenie postaci, których dialog miał za zadanie urozmaicić
narrację, to nadawał im fikcyjne imiona.
Marceli częściowo przez skromność, częściowo
kokieteryjnie dokonał parokrotnie samokrytyki swoich felietonów. A w
jubileuszowym pięćdziesiątym liście pisał: „Czas właściwie
przestać; dość zrobiłem dla nieśmiertelności, dość się nagryzmoliłem
w prawo i w lewo, o rzeczach mądrych i niemądrych, pożytecznych i
marnych, stosownych i zbytecznych, a jakkolwiek się gniewano i
urażano, jakkolwiek litując się spoglądano na mnie ze stanowiska
wysokiej powagi, wszyscy jednak przyznać muszą, że w gruncie rzeczy
jestem poczciwcem i że miałem, tak co do pojedyńczych, jak bardziej
jeszcze co do ogółu, niezłe intencje” [List L. s. 529].
„Polonus
sum et polonici nihil a me alienum puto”
Felietony Mottego w sposób klarowny ukazują
organicznikowsko-solidarystyczną koncepcję patriotyzmu. Zdaniem Jana
Daty [1975, s. 96-97] publicystyka Mottego, mimo iż ideowo związana
była z obozem organicznikowskim i była bliska jego ideałom, jednak
nie ujawnia zdecydowanie doktrynerskiego charakteru.
Hasłem przewodnim poznańskiego felietonisty stała się
parafraza słynnego powiedzenia Terencjusza „Człowiekiem jestem
i nic co ludzkie nie jest mi obce”, w wydaniu Mottego
natomiast: „Polonus sum et polonici nihil a me alienum puto”
[List II, s. 54]. Zadeklarował tym zdaniem swe przywiązanie do
polskości i wszelkich spraw z nią związanych, od wzniosłych po te
bardziej przyziemne utrapienia codziennej egzystencji swych
współrodaków. Określił też wyraźnie jak rozumie patriotyzm. Jego
zdaniem jest on wynikiem albo naturalnego instynktu albo oświeconego
uczucia. Gdzie nie ma pierwszego, trzeba stworzyć drugie, rozumiane
jako „hojnie rzucane ziarno narodowej oświaty”[List LIII,
s. 564]. Trafnie nakreślił obraz polskiego charakteru narodowego
wskazując to co jest przyczyną jego klęsk i zahamowanego rozwoju.
„Gdybyśmy byli społeczeństwem Katonów, gdybyśmy wszyscy
razem tym samym duchem ożywieni byli w stanie przez lat kilka, a może
kilkanaście trzymać się wiernie jednego programu i wykonywać
statecznie, cośmy w chwilach uniesienia zapowiedzieli, [...]
wytrwałość i konsekwencja nie są naszymi przymiotami, jeszcześmy się
na tę moralną wysokość nie wznieśli. Mamy nagłe uniesienia, wybuchy
nerwowych rozdrażnień, porywające wszystko za sobą, ale wkrótce
następuje prostracja, później niemiły stan smętnego znudzenia, które
wzbudza wreszcie silny pociąg do rozrywki” [List XVII, s.
191].
Motty podjął więc trudną próbę „walki z
wiatrakami” w myśl ideałów organicznikowskich, które były mu
bliskie. Jako kontynuator idei Karola Marcinkowskiego z
zaangażowaniem podejmował problematykę szeroko rozumianej edukacji.
Widział potrzebę kształcenia kupców, rzemieślników, przemysłowców,
podkreślał znaczenie rozwoju przedsiębiorczości, gospodarności,
oszczędności, które prowadzą do osobistego wzbogacenia się, ale też
do zwiększenia polskiego stanu posiadania w walce przeciw zaborcy.
Pouczał społeczeństwo, kierując swe słowa do jego reprezentanta –
Pafnusia: „[...]bądź w swoim fachu skończonym, a przy tym
pamiętaj zawsze, żeś Polakiem i w każdej chwili okaż gotowość
służenia krajowi i poświęcenia się dla niego, a wypełnisz, w czasie
obecnym i w obecnym twoim położeniu, Twój obowiązek względem kraju
jak najzupełniej [...]”[List IV, s. 65]. Wojtuś ubolewał
nad podziałem społecznym, który powoduje utrudnienia w realizacji
dążeń organicznikowskich. Wyrażał przekonanie, że wszyscy powinni być
traktowani jednakowo, lecz niestety „[...]stronnictwa,
koterie i koteryjki przywłaszczają sobie każda wyłączne prawo do
patriotyzmu i polskości, odmawiając go wszystkim innym. U białych,
czarnych, czerwonych, różowych tylko ten Polak dobry i patriota, kto
biały, czarny, czerwony lub różowy[...]” [List II, s. 54].
Motty łączył ideę solidaryzmu z legalizmem. Bowiem jego zdaniem tylko
one mogą przynieść wyzwolenie narodowi nie zaś walka zbrojna. Te
zasady wykorzystywały licznie działające towarzystwa i organizacje.
Motty określając wiek XIX wiekiem stowarzyszeń wyrażał się pochlebnie
o ich działalności (m.in. Towarzystwo Naukowej Pomocy, Poznańskie
Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Towarzystwo św. Wincentego a Paulo) jako
niezwykle ważkiej społecznie, niemniej jednak ubolewał nad widocznym
uchylaniem się zwłaszcza młodego pokolenia od zrzeszania się,
ponieważ [...] jedni boją się rządu, drudzy boją się pracy, inni
na koniec wolą sobie cygarko palić lub iść na herbatę, niż co dwa
tygodnie połknąć porcję uczoności i literatury” [List XI,
s. 125].
Fot. 6. Poznańskie
Towarzystwo Przyjaciół Nauk
Pisał przy okazji wspomnienia o Towarzystwie Pomocy
Naukowej „Gromadźmy się i łączmy do wspólnego działania w
rozmaitych kierunkach, o ile nam dozwolono” [List XIV, s.
154]. Wyraził tymi słowy obawę przed wszelkimi nielegalnymi
działaniami, które mogą zniweczyć to co dotychczas udało się
wypracować poprzez rzetelny, systematyczny trud. Przestrzegał: „[...]
nie marnuj drogiego czasu na politykowaniu, socjalizowaniu,
reformowaniu, wzajemnym żarciu się i szkalowaniu, bo z tego dla
kraju, narodu i dla Ciebie samego w najlepszym razie ani źdźbło
pożytku nie spadnie, a nieraz i wielka bieda wyniknąć może[...]”
[List IV, s.65].
Fot. 7. Hotel Bazar
Większość głoszonych wskazówek na przyszłą pomyślność
narodową, stara się jednak „Król felietonu poznańskiego”
dostosować do możliwości i warunków, w których przyszło jemu i jego
rodakom egzystować. Radził przede wszystkim, jak tylko jest to
możliwe bronić tożsamości i polskiej ziemi „[...] trzymaj
się ziemi, nie wypuszczaj ziemi z twych rąk! Nie zapominaj, że jesteś
na stanowisku człowieka, którego pieczy skarb wspólny
powierzono[...]gdyby inne były stosunki, obojętnym by dla nas było
[...] tymczasem teraz każda morga z rąk polskich wypuszczona, to
dziura wypalona na wylot w prześcieradle narodowości, której nikt już
nigdy nie załata” [List XX, s. 222]. Motty nie wymagał od
społeczeństwa heroizmu, bohaterstwa, lecz wytrwałości i konsekwencji
w działalności zawodowej, społecznej, rodzinnej.
W rozważaniach często poruszał problem kredytów i ich
terminowego, uczciwego spłacania. Skoro to zagadnienie kilkanaście
razy wypłynęło to znaczy, że było szczególne „palące”
ówczesnych mieszkańców miasta. Wystąpił przeciwko niesumienności
dłużników i przestrzegał przed nimi wierzycieli. W konsekwencji ten
problem powodował, jego zdaniem, zastoje w handlu i kupiectwie.
Właściciele sklepów ciągle bowiem drżeli przed bankructwem.
W jednym z felietonów wkroczył na teren Chwaliszewa,
Śródki, Rybaków, by przedstawić trudną sytuację mieszkaniową
tamtejszych mieszkańców. Mieszkała tam bowiem najuboższa ludność
Poznania. Punktem wyjścia do refleksji było zwyczajowo przy tego typu
problematyce narzekanie na ciągłą podwyżkę komornego, która jest
powodem tego, że ubogie rodziny co miesiąc w okolicach pierwszego
koczowały na ulicach, poszukując jakiegoś kąta do zamieszkania. Motty
nie wstydził się ukazać prawdy, miejsc w Poznaniu, gdzie widział
przejawy niesprawiedliwości i krzywdy ludzkiej. Apelował tym do
władz, organizacji, które powinny znaleźć odpowiednie środki zaradcze
na taką sytuację. Liczył, że swymi felietonami skłoni określone
środowiska do wzmożenia działalności dobroczynnej.
|
|
Fot. 8 Widok Chwaliszewa |
Fot. 9. Widok Ostrówka,
w oddali Rynek Śródecki |
Samo miasto Poznań, przechodziło nieustanne zmiany na
oczach swego bystrego obserwatora „[...] rok w rok podnosi
[się], rozszerza i upiększa, szkoda tylko, że nie przez nas i nie dla
nas” [List I, s. 50]. Mimo zrozumiałej goryczy spowodowanej
sytuacją polityczną, nie poważył się nigdy na krytykowanie Niemców
wyłącznie dla ich narodowości, zwłaszcza jeśli w jego oczach byli
obiektywnie pozytywnymi jednostkami (np. Brettner). Motty
sprawiedliwie potrafił rozróżnić to co dobre, od tego to co złe w
człowieku niezależnie od jego pochodzenia. Potępiał szczególnie
Niemców działających w służbie carskiej (Berg, Kaufmann). Od polityki
starał się stronić, nie wyrażał opinii, które mogłyby mu zaszkodzić
ze strony władzy pruskiej. O antypolskim obliczu zaborcy pisał tyle,
na ile pozwalała cenzura. Swemu adresatowi asekuracyjnie zaznaczył
„Polityki ode mnie nie żądaj, drogi Pafnusiu [...]”[List
I, s. 51]. W kwestii stosunków polsko-niemieckiej społeczności miasta
Poznania sygnalizował wzmagającą się wzajemną izolację, mającą
negatywny wpływ na życie codzienne obu nacji.
Problematyka
kulturalno-obyczajowa
Skrupulatnie odnotowywana przez Wojtusia problematyka
kulturalna, zajmująca sporą część felietonów, jak już wyżej
wspomniano, znajdowała najczęściej miejsce w tzw. „ogonku”.
Ubolewał nad tym uznając, że „[...] trzymając ustawicznie
literaturę i mądre rzeczy w tylnej straży, niemałą im krzywdę
wyrządzam, bo zaczynam od nich prawić, gdy mi już kończyć
wypada[...]” [List LIII, s. 562].
Idea oświaty i pracy jako naczelna w programie
organiczników poznańskich, skierowana była w dużej mierze do
ziemiaństwa, stąd w felietonach taki zalew treści
kulturalno-oświatowych. Wyzwanie, iż należy się „odrodzić
wedle[...] nowożytnej oświaty” [List L, s. 532] Motty jako
nauczyciel rozumiał i realizował szczególnie. Duży nacisk kładł na
oświatę ludu. Odpowiedzialnością za poziom wykształcenia chłopów
obarczył księży, nauczycieli wiejskich i posiadaczy ziemskich.
Proponował zakładanie czytelni wiejskich, parafialnych i ludowych.
Namawiał gorąco damy, by nabywały publikacje polskich poetów,
literatów, uczonych, by wspierać ich działalność i zapobiegać tym
samym zalewowi niemieckiej kultury. Z wielkim ubolewaniem informował
o niskim stopniu czytelnictwa. Zresztą jak twierdził: „[...]
w poczciwym Księstwie, doprawdy, nigdy na książki nie chorowano, a
teraz zwłaszcza, kiedy nas rzepie zawiodły i słoma zmalała, na
wszystko inne wydusiłbyś pieniądze, tylko nie na literaturę; nawet
dzienniki ledwo już dyszą” [List I, s. 51].
Apelował szczególnie o wzmożenie działań na rzecz
rozwoju rodzimej kultury, potępiał zachłystywanie się i schlebianie
nowinkom zagranicznym. Nawoływał: „[...] mniej miłości do
Paryżów, Dreznów i Berlinów, a więcej pamięci o własnym kraju, mniej
ubóstwiania francuskich romansobazgraczy i szansonierów, legitymistów
i dewotów, a więcej względów dla naszych autorów i poetów!”
[List XXXII, s.341-342]. Tępił przy tym nagminne nadużywanie języka
francuskiego przez Polki (zwłaszcza dostrzegał to na spotkaniach
towarzyskich, balach i zabiegach rodziców w kierunku wychowania córek
w duchu francuzofilskim), pisał: „Przestańcie być
Francuzkami, mówiącymi czasem po polsku, lub mającymi czasem
polsko-patriotyczne paroksyzmy i bądźcie Polkami od rana do nocy, od
stóp do głów, od kolebki do grobu. A wtedy, gdy wasze serce nie
będzie za granicą, gdy wasz duch nie będzie wśród cudzoziemców,
pokocha serce wasze każdą polską pracę, a duch wasz ją zrozumie,
uczci i wynagrodzi” [List XXXII, s. 341-342]. Aż
niewiarygodne wydają się słowa Mottego, zwłaszcza, że po ojcu miał
przecież pochodzenie francuskie i sam trzeba przyznać francuskim
posługiwał się stale czy to w swej praktyce nauczycielskiej czy
chociażby wtrącając często zwroty francuskie w felietonach!
Deklarując swe zainteresowanie emigracją polską,
tamtejszym Polakom radził uczyć się tego co u innych narodów jest
wartościowe i przenosić tę wiedzę na grunt ojczysty. Emigracyjnym
literatom zalecał, iż jeśli już koniecznie chcą pisać w językach
obcych, choć lepiej byłoby po polsku, to niech to będzie
piśmiennictwo, które wyjaśni cudzoziemcom polską sytuację polityczną,
obnaży fałsze i nikczemność naszych przeciwników (zaborców) i będzie
bronić naszej sprawy ojczystej. Jeśli ktoś chciałby wykazać się swym
talentem dramatycznym to „[...]niechaj pisze dla naszego
teatru, czerpiąc z naszych ojczystych dziejów przedmioty i
natchnienie, a zrobi lepszy uczynek ze względu na nasze dramatyczne
ubóstwo, niżeli skrabiąc się niepowołany na Parnas francuski”
[List XLIX, s. 523].
Niewolnicy
mody i nałogów
Dążąc do naprawy społeczeństwa wytknął mu jeszcze dwie
przywary, a konkretnie – nałogi, które uznał za szczególnie
rażące i warte napiętnowania. Mianowicie palenie tytoniu i ślepe
poddawanie się rygorom mody. Motty atakował palaczy, będąc ich
przeciwnikiem, uważał, że używanie tytoniu mimo, iż cygarkiem nie
pogardził musi mieć swoje granice i konkludował „uważanie
cygar, cygaretów, fajek i innych dymorodnych przyrządów za konieczny
akompaniament wszelkich stosunków między osobami, zbyt wielka
pobłażliwość starszych i kobiet przyczyniły się do widocznego u nas
zniżenia poziomu towarzyskiego” [List XXIII, s. 253].
Piętnował też niewolników mody. Wyśmiewał niepraktyczne i niewygodne
suknie z ogonami noszone zwłaszcza podczas szeroko opisywanych bali
karnawałowych przez poznańskie elegantki. Apogeum swej dezaprobaty
wyraził w opisie snu panny Mimi, w którym jej udziałem stają się
niewiarygodnie nieprzyjemne przeżycia związane z tak popularnym
wówczas elementem kobiecego stroju – trenem zw. ogonem
5.
|
|
Fot.10.
Karykatura XIX-wieczna wyśmiewająca krynoliny. |
Fot.11. Rysunek krynoliny |
Chciał skutecznie zniechęcić poznanianki do owych
paryskich toalet. Chyba mu się to częściowo udało bowiem na kolejnych
balach, spotkaniach towarzyskich ogony „tajemniczo”
zniknęły lub pojawiały się nieco rzadziej. Nie zapomniał także
wypowiedzieć się na temat ubiorów męskich. Okazał się przeciwnikiem
fraków, bo, jak twierdził, „[...]są strojem szpetnym,
nierozumnym, nielogicznym – przyznaje i należę do owych
najbardziej stękających, ilekroć frak przywdziać trzeba [...] wciągam
frak na rękawy, klnąc Anglików za ich wynalazek”[List
XXVIII, s. 307]. Mimo niewygód jakie niosą ze sobą wymagania
towarzyskie, w tym konieczność odpowiedniego zgodnego z przyjętymi
zasadami ubierania się i zachowania w danej sytuacji, okoliczności,
Motty stwierdził, że „[...]formy są koniecznością, jeśli nie
chcemy popaść w barbarzyństwo lub ulec swawoli pojedyńczych osób”
[List XXIV, s. 264-269]. Jako swoisty arbiter elegantiarum
poznańskiej śmietanki towarzyskiej skonkludował swe rozważania na
temat mody i savoir – vivre’u: „[...] każda
rzecz w swoim czasie i w swoim miejscu; kiedy w domu, to po domowemu,
kiedy na bal, to po balowemu; zachowujmy wszystkie przyjęte formy
towarzyskie, bo szanując innych, z którymi jesteśmy w jednym
towarzystwie, szanujemy siebie samych” [List XXIV, s. 308].
Twórczość
polskich pisarzy i poetów
Poznańskiego felietonistę interesowali wyłącznie pisarze
i poeci polscy, których najnowszy dorobek z całych sił starał się
popularyzować wśród czytelników. Twórczość rodzima (m.in.
pozytywistyczna powieść tzw. tendencyjna) miała bowiem z jednej
strony utwierdzać w odbiorcy tożsamość narodową, z drugiej uczyć
życia w myśl idei organicznikowskich. Trochę jednak Mottemu skrzydła
opadły gdy dostrzegł mały rezultat swych usiłowań w zakresie
upowszechniania piśmiennictwa skoro w Liście XLV z żalem napisał: „po
co mówić o książkach, do tego polskich, kiedy nikt ich czytać nie
będzie!” [List XLV, s. 475].
Z reguły rzadko dokonywał szerszych interpretacji
utworów poetyckich, do wyjątków należy twórczość Teofila
Lenartowicza.
Fot. 12.Teofil Lenartowicz
Jego poezja jako bliższa konwencjom klasycznym niż
romantycznym, bardziej Mottemu odpowiadała. Felietonista uznał
Lenartowicza za najśpiewniejszego poetę polskiego, radząc jednak, aby
„obtarł się z nastrzępionych szumowin mistycyzmu, które są
tylko zbiorem mydlanych baniek bez treści”, wtedy dopiero
zajmie znakomite miejsce na parnasie polskim. Motty nie akceptował
mistycyzmu i „chorobliwych snów”, w których, jak pisał,
„rozkoszuje najnowsza generacja naszych poetów”.
Opinię swą kierował pod adresem Juliusza Słowackiego i Cypriana
Kamila Norwida. Po przeczytaniu wiersza „Fortepian Chopina”
Norwida, był zakłopotany, ponieważ utwór ten w ogóle do niego nie
przemawiał i był niezrozumiały. Rozważał więc, w czym tkwi tajemnica
talentu tego poety, skoro wzbudza w innych entuzjazm. Nie
odpowiedział sobie na to pytanie, bowiem stwierdził, że norwidowska
„[...]fantazja idzie zawsze za ploty, czyli raczej w obłoki
tak wysoko, iż choćbyśmy nawet mózgownice nasze balonowi Nadara
powierzyli. Nie zdołalibyśmy jednak wzbić się do tej wysokości”
[List VII, s. 85]. Był do romantyków krytycznie nastawiony.
Prawdopodobnie poezja ich była odległa od jego upodobań i
mentalności, trudna do ogarnięcia pragmatycznym umysłem filologa
klasycznego, jego zdaniem „Owe ciemności przeromantyzowane
wprowadził u nas najpierw w modę Garczyński w Wacławie, posunął je aż
do ostatecznych granic znośności Słowacki, a poza wszelkie granice
popchnął pan Norwid”[List VII, s. 86]. Uznawał, że naszej
publiczności nie są potrzebne nowatorskie zabiegi poetyckie stosowane
przez wieszczów. Motty preferował generalnie tych wszystkich autorów
z różnych dziedzin nauki, których pisarstwo jego zdaniem miało dla
narodu wymiar praktyczny, niosący odpowiednio przekazany ładunek
patriotyzmu i szeroko rozumianej nauki o kraju ojczystym.
„Praktyczność” dzieła literackiego, wiersza, opowiadania,
opracowania naukowego, broszury politycznej wyrażać się winna też w
jej przydatności dla ludu. Do tego typu dzieł Motty zaliczał m.in.
„Żywoty Świętych” Piotra Skargi ze względu na szczególnie
poprawną polszczyznę, godną naśladowania w dobie zanieczyszczania
języka polskiego przez obce wpływy. Broszurę ks. S. Tomickiego
„Mądry Wach” polecał dla ludu, ze względu na jej
poradnikowy charakter. Zainteresowaniem obdarzył też biografię
Śniadeckiego autorstwa Karola Libelta czy „Przyjaciela Dzieci”
Józefa Chociszewskiego i wiele innych. Chętnie wypowiadał swe opinie
na temat najnowszych publikacji historycznych, pamiętnikarskich,
przekładowych, publicystycznych.
Szczególnie dużo komentarzy poświęcił Motty działalności
pisarskiej Józefa Ignacego Kraszewskiego, którego potencjał twórczy
był dla niego nie do pojęcia.
Fot. 13. Józef Ignacy Kraszewski
Nazwał go w Liście VI „matadorem naszych
powieściopisarzy” i „polskim Balzakiem”. W wielu
miejscach podzielał pozytywne opinie społeczne i uznanie dla
tytanicznej pracy Kraszewskiego „[...] ten, który musi
zapewne nie sypiać, a we śnie nie jadać i przynajmniej sześciu
piórkami na raz pisać[...]” i dalej dodawał „Kraszewski
nie należy do ludzi dających się odstraszyć pracą lub trudnością.”
[List IX, s.107]. Podawał zapewne pracowitość pisarza za wzór
zwłaszcza młodzieży szkolnej. Podziwiał autora „Starej Baśni”
także za wszechstronne zdolności prócz literackich plastyczne „[...]
jak się zdaje na wszystkim się zna i wszystko umie. [...] Słyszałem
nieraz, że Kraszewski rysuje i maluje, ale nie myślałem przyznam
szczerze, żeby pracując niemal dzień i noc piórem mógł był
doprowadzić w rysownictwie do tak znakomitej biegłości”
[List XII, s.136]. W Liście XXV po raz kolejny Marceli dał wyraz
swemu zdziwieniu nad płodnością artystyczną autora „Ulany”,
sam będąc człowiekiem aktywnym na wielu polach, nie pojmował jak to
możliwe, iż prócz wykonania rysunków mógł „[...] napisać
nową powieść historyczno – obyczajową dwutomową, serię
prelekcji o starożytnościach polskich, mnóstwo artykułów, niezliczoną
moc listów i innych rzeczy, o których wiem, przy tym wszystkim miewać
publiczne odczyty, widywać się z ludźmi i rozmawiać, jeść, pić, spać,
chodzić[...]” [List XXV, s. 275-276] i wnioskował z
charakterystycznym dla siebie odwołaniem do starożytności, a przy tym
z przymrużeniem oka: „Muszą tam w Dreźnie dni być dłuższe,
jak bywały noce za czasów Jowisza i Alkmeny!” [List XXV, s.
276]. Jako filolog klasyczny i znawca antyku pochlebnie ocenił utwór
„Rzym za Nerona”. Chwalił niepospolitą znajomość „ducha
starożytności rzymskiej” oraz trafnie zarysowany obraz
społeczny. Hasło, któremu niewątpliwie Kraszewski hołdował „ani
dnia bez kreski” lub „słowa ulatują, zapiski pozostają”
przełożył Wojtuś z Zawad na „masową” działalność
wydawniczą pisarza z Drezna dodając „nie minie tydzień bez
wydania książki”. Podkreślał znaczenie dydaktyczne dzieł
mistrza, pisząc: „Niejedną też naukę skorzystasz z czytania
Kraszewskiego „Wieczorów drezdeńskich” [List XXXII,
s.344]. Usilnie rekomendował też jego „Rachunki” uznając,
że z nich [...] mnóstwo wysnować można zdrowych i pożytecznych rzeczy
dla kraju” [List LIV, s. 576]. W innym miejscu Motty dodawał
jeszcze, jak wiele ich łączy pod względem głoszonych przekonań: [...]
wszystko co[...] Bolesławita [Kraszewski – I.W.] mówi o
powinnościach naszych względem języka, literatury, sztuki, pamiątek
ojczystych, względem ustawicznego rozniecania świętego znicza uczuć,
przekonań i nadziei polskich najzupełniej podzielam i pragnę, żeby
miało jak najobszerniejsze koło czytelników, a w każdym czytelniku
jak najgorliwszego prozelitę. Sam niejednokrotnie dąłem w tę samą
trąbkę[...]” [cyt. za Data 1996, s. 85]. Osobiście zapewne
Motty miał okazję poznać Kraszewskiego podczas jego pobytu w
Wielkopolsce w 1867 roku, potem nawiązała się między tymi dwoma
ludźmi pióra korespondencja (pierwsze listy Mottego do pisarza
pochodzą z marca 1869 roku)6.
Zanim to nastąpiło w Liście XXXI Motty pisał: „Kraszewskiego
na moje oczy nie widziałem, ale już mam teraz o nim wyobrażenie”
i kontynuował z właściwym sobie dowcipem: „Wystawiam go
sobie jako Briareusza, jednego z synów ziemi, którego sturamiennym
nazywają greccy poeci, lub przynajmniej jako bożyszcze indyjskiego
Wisznu czy Bramy o czterech parach rąk, w każdej ręce ma pióro i
każdą ręką pisze, inaczej zupełnie nie rozumiem” [List
XXXI, s.341]. Poprzez tak szerokie ujęcie w swej felietonistyce Motty
zapewne przyczynił się do rozwoju swoistego kultu pisarza w
Wielkopolsce i do jego entuzjastycznego przyjęcia przez społeczność
polską.
Fot. 14. Joachim Lelewel
Drugą postacią spośród ludzi pióra, której Motty
poświęcił szczególne miejsce, był historyk – Joachim Lelewel.
Nie tyle przez pryzmat jego spuścizny naukowej, ale poprzez
wspomnienie spotkania w Brukseli. Przejmujący tekst pierwotnie miał
być wydrukowany w „Orędowniku Naukowym” podobnie
jak pozostałe listy słane przez Mottego z pobytu w Paryżu, jednak
przez szacunek dla wybitnego emigranta, któremu przyszło żyć w
skrajnej nędzy na obczyźnie, relację przeczytali mieszkańcy Poznania
dopiero w „Listach Wojtusia”.
Twórczość
rodzimych artystów
Wśród zagadnień kulturalnych poruszanych w felietonach
przez Wojtusia z Zawad wiele miejsca zajęła twórczość artystyczna
rodzimych malarzy. Rozważania w tym zakresie rozpoczął w Liście II, w
którym informował odbiorców o wydaniu dwóch miedziorytów. Pierwszy
przedstawiający „Aniołka” według rysunku stypendysty
Towarzystwa Naukowej Pomocy – Łukomskiego, stał się pretekstem
dla Mottego, by podjąć problem wymierania polskich mecenasów, którzy
mogliby wspierać utalentowanych polskich artystów. Drugi z
miedziorytów, na którym znajduje się portret Zygmunta Sierakowskiego,
przywódcy powstania z Litwy, wykonanego według rysunku Bronisława
Zalewskiego uznał Motty za jedną z najlepszych tego typu realizacji w
Polsce, a że przedstawia człowieka, który dla dobra narodu złożył swe
życie w ofierze, dlatego współrodacy są zobowiązani zakupić jego
podobiznę i w ten sposób także wesprzeć działalność wychodźców oraz
wzmocnić swój patriotyzm. Estymą darzył Motty malarstwo o tematyce
historycznej, które krzepi „wspomnieniem narodowym”.
Wprowadził na swój warsztat felietonistyczny obrazy m.in. Henryka
Rodakowskiego, Józefa Brandta, Walerego Eliasza, Leona Kaplińskiego,
Jana Matejki, Tytusa Maleszewskiego choć znał je w większości głównie
z drzeworytów reprodukowanych w prasie, umiał docenić ich wartość
artystyczną i przesłanie. Nie zapomniał też o rzeźbiarzach Oskarze
Sosnowskim i Władysławie Oleszczyńskim, których realizacje na trwałe
uwiecznił swym piórem w felietonach.
Po zapoznaniu się z dziełem Matejki „Kazanie
Piotra Skargi” reprodukowanym w „Tygodniku Ilustrowanym”
tak relacjonował Pafnusiowi swe wrażenia: „[...]kompozycja
obrazu Matejki wystudiowana, uczona i poważna, godna historycznego
malarza; każda osoba zawiera myśl jakąś głębszą, będącą w związku z
jej charakterem i dziejami narodu[...], każdy szczegół ma swoją
prawdę historyczną lub moralną” [List XXVI, s. 281-282]. W
ostatecznej ocenie był jednak ostrożny, uważając, że nie można jej
wydać bez obejrzenia oryginału.
Z uznaniem wyraził się o talencie Leona Kaplińskiego,
którego portret przedstawiający Jana Działyńskiego wzbudził jego
zainteresowanie. Powątpiewał jednak w zasadność zaprezentowania
modela w stroju staropolskim, jego zdaniem lepiej, gdyby ubrany był w
strój, w którym go zazwyczaj widuje otoczenie, bowiem „pobłażanie
bezwarunkowe artystycznym anachronizmom mogłoby nieraz do dziwacznych
i pociesznych rezultatów doprowadzić” [List VI, s.79]. Miał
tutaj na myśli trudności z rozpoznaniem postaci na portrecie nawet
przez bliskie jej osoby.
Fot. 15. Jan Działyński
Motty aprobująco odniósł się do inicjatywy Litografii
Maksymiliana Fajansa w Warszawie, która podjęła się wydawania serii
rysunków dotyczących „wypadków i pamiątek z dziejów
ojczystych” wybitnych malarzy i rysowników warszawskich. Według
Mottego w kolekcji tej wyróżniły się szczególnie kompozycje Kossaka i
Simmlera o wysokim poziomie artystycznym [List XXII, s.347].
Znaczne miejsce wśród nowinek artystycznych podawanych
przez Wojtusia z Zawad zajęły relacje dotyczące wystawy
zorganizowanej staraniem Towarzystwa św. Wincentego a Paulo w Pałacu
Działyńskich w 1866 roku, do realizacji której też się osobiście
przyczynił [List XLIV, s. 473]. Zgromadzono na niej kilkadziesiąt
obrazów wybitnych twórców ze zbiorów prywatnych, m. in. płótna
mistrzów włoskich Rafaela, Tycjana, Bacciarellego, ale także
Rembrandta, Norblina, Grottgera, Kossaka, Rodakowskiego, Simmlera,
Kostrzewskiego. Suchodolskiego, Gersona i innych. Szczególne wrażenie
na zwiedzających zrobiły dzieła: Józefa Simmlera i Józefa Brandta,
tak pod względem rozmiarów, jak tematyki i poziomu artystycznego. Z
rozżaleniem donosił Wojtuś Pafnusiowi, że na prośby organizatorów Jan
Matejko nie odpowiedział, mimo wielkiej przychylności, jaką darzą go
Wielkopolanie, cieszący się każdym jego sukcesem [List XLVIII,
s.512]. Wystawa, która zorganizowana została w dwóch częściach,
przyciągnęła rzesze zainteresowanych, jak twierdził Motty, nie tylko
Polaków. Zainteresowani mogli nabyć przygotowane katalogi. Wojtuś z
Zawad gorąco namawiał, by kto tylko może kupował dzieła polskich
mistrzów. Podsumowując, to ekspozycyjne przedsięwzięcie napisał:
„Wszakże widzieliśmy mnóstwo wybornych obrazów dawniejszych,
kilka prawdziwych arcydzieł wielkich mistrzów, niejeden przedmiot
historycznie ciekawy, a przede wszystkim mieliśmy sposobność
zapoznania się z kilkunastu malarzami polskimi, o których pracach a
nawet nazwiskach aniśmy dawniej wyobrażenia nie mieli; przekonaliśmy
się, że malować nie jest tylko wyłącznie rzecz Włocha, Niemca,
Francuza, że i Polak potrafi, byle tylko chciał, pracował i znalazł
poparcie w swoich” [List LII, s. 557].
Fot. 16. Biblioteka Raczyńskich
Życie
muzyczne i teatralne Poznania
Życie muzyczne Poznania w owym czasie dość prężnie się
rozwijało. Można przypuszczać, że Wojtuś był stałym bywalcem
koncertów organizowanych dla społeczności polskiej i niemieckiej,
podawał bowiem czytelnikom wyczerpujące relacje z recitali
przybywających z zagranicy muzyków, śpiewaków operowych. Nie
omieszkał informować m.in. o występach śpiewającego po włosku,
znakomitego hiszpańskiego tenora Emanuela Carriona, „[...]który
z uprzejmą ochotą przybył na pierwsze wezwanie, aby wesprzeć
dobroczynne zamiary pań naszych [...]” [List XXVIII, s.
312]. Nie darzył go jednak szczególną estymą, bowiem jak uszczypliwie
pisał: „[...]łez za nim wylewać nie będę, gdy wraz ze
spodziewanym codziennie mrozem do cieplejszych uleci klimatów”
[List XXX, s. 324].
Jako miłośnik teatru najbardziej wykazał się swymi
doniesieniami z przedstawień scenicznych [Piotrowska 2000, s. 71-74].
Obok relacji ze spektakli amatorskich, najwięcej miejsca poświęcił
występom gościnnym teatru z Krakowa, bowiem silne wrażenie wywarł na
nim przyjazd do Grodu Przemysła teatru spod Wawelu, który przy braku
stałej sceny polskiej podtrzymywał w Poznaniu ducha Melpomeny.
Kierowana przez S. Koźmiana i A. Skorupkę grupa aktorska, przybyła w
sezonie letnim 1866 roku, w ciągu sześciu tygodni dała 33
przedstawienia, na których łącznie zaprezentowano 51 utworów. Przed
poznańską publicznością wystawiono dramaty historyczne J. Szujskiego,
L. Kubali, komedie Fredry, szkic fantastyczny „Lesław”
R. Zmorskiego. Ponadto repertuar: Słowackiego, Moliera,
Szekspira, Goethego, Schillera, Hugo.
Przedstawienia rozpoczęły się dnia 9 czerwca spektaklem
„Śluby panieńskie” A. Fredry. Mimo niesprzyjających
wówczas warunków – toczącej się wojny prusko-austriackiej i
epidemii cholery, społeczeństwo poznańskie życzliwie przyjęło występy
gości z Krakowa. Sukces zachęcił ich do ponownego przyjazdu do
stolicy Wielkopolski. Najświetniejszy, według Z. Grota [1950,
s.196-198], sezon dla teatru nastąpił w roku 1868. Najsłabiej
natomiast czwarty w 1869 roku, bowiem zabrakło wówczas ulubienicy
widzów, a tym samym Marcelego Mottego – Heleny Modrzejewskiej.
W czerwcu 1866 publiczność podziwiała aktorkę w dramacie
historycznym „Anna Oświęcimówna” Mikołaja
Bołoz-Antoniewicza. Motty uznał, że sztuka ta była „[...]nadzwyczaj
trudna do odegrania, strasznie męcząca ciągłym i rozwlekłym
natężeniem uczuć” w związku z tym Modrzejewska i partnerujący
jej pan Benda zasłużyli na gromkie oklaski, za okazane w tym
przedstawieniu swe niezwykłe zdolności aktorskie, [...] wychodząc
zwycięsko z zadania, pod którego brzemieniem zwyczajni aktorowie
byliby w pierwszych zaraz scenach upadli” [List XL, s. 430,
Grot 1950, s. 209]. Motty podkreślał, pełniąc rolę vox populi, że
szczególnie nasza publiczność chciałaby oglądać sztuki polskie,
których nie brakuje, a dyrekcja teatru mogłaby z nich wybrać takie,
które usatysfakcjonują widzów. Za narodowy obowiązek uważał stałe
wizyty w teatrze i zapoznawanie się z polskim repertuarem. Nie
starał się dokonywać analizy oglądanych sztuk, nie sprawdzał się w
roli recenzenta ogarniając całość gry aktorskiej. Pełni role jedynie
„opowiadacza” treści prezentowanych na teatralnych
deskach. O „Lesławie” Zmorskiego pisał: „[...]
takie hamleto-fausto-szekspiro-bajronizowanie, zwłaszcza jeśli nie
jest wybuchem transcendentalnego talentu, mało komu już teraz
przypadnie do smaku” [List XXXVIII, s.410]. Natomiast o
„Drzemce pana Prospera” Fredry wyraził się następująco:
„[...] dialog jego dowcipny i prędki, węzeł intrygi zręcznie
zadzierzgnięty, przebieg akcji dobrze przeprowadzony w dwóch
pierwszych aktach[...]” [List XLI, 441].
Nie na sztukach, jak się zdaje, spoczęła uwaga
felietonisty, ale na odtwórczyni głównych ról – Helenie
Modrzejewskiej. Za role Ludwiki w „Intrydze i miłości”
Schillera, Blanki w „Król się bawi” W. Hugo oraz Anieli z
„Ślubów panieńskich” Fredry, uwielbiał ją cały Poznań.
Widownia, zwłaszcza męska, olśniona była nią nie tylko jako aktorką,
ale jako kobietą. Wojtuś z Zawad dał się porwać temu powszechnemu
uwielbieniu, czemu dał wyraz pisząc: „Artystki polskiej
łączącej tyle na raz czarujących przymiotów jeszcześmy tutaj nie
widzieli. W całej grze tyle ognia i czułości, a przy tym rozumu i
miary, w każdym ruchu tyle wdzięku i wrodzonej dystynkcji, w
modulacjach głosu tyle rozmaitości i trafności, tak doskonałe
pojmowanie treści i ducha każdej sztuki, tak żywe przejęcie się każdą
rolą – że wszystko to okazuje nie tylko znakomity talent, lecz
oraz sumienną i wytrwałą pracę w trudnym zawodzie dramatycznym,
stokroć uciążliwszym u nas i niewdzięczniejszym niż wszędzie gdzie
indziej. Do tego, Pafnusiu, dodaj skład twarzy i oko, i kibić, i
wzrost, i chód, i postawę [...], i strój zawsze świeży, stosowny i
powabny[...]” [List XL, s.427-428, Grot 1950, s. 214].
Dowody zachwytu Wojtuś jako felietonista – kawaler dawał
wielokrotnie nie mając sobie równych w tym względzie wśród kolegów
„po piórze” w środowisku warszawskim. Zdaniem Tadeusza
Goleni [1976, s. 45] fragmenty felietonów Mottego, nawiązujące do
pobytu Heleny Modrzejewskiej w Poznaniu stanowią jeden z najbardziej
interesujących momentów w twórczości Wojtusia z Zawad, bowiem mimo
swej fascynacji „królową sceny polskiej” nie zapominał o
zasługach pozostałych artystów z Galicji.
Fot. 17. Portret Heleny Modrzejewskiej
autorstwa Tadeusza Ajdukiewicza
Specyfika
językowa felietonów
Kierując swe felietony do oświeconych
inteligencko-ziemiańskich kręgów, pisał o tym, co ich najbardziej
nurtowało, bulwersowało, intrygowało. Czynił to poprzez swoisty język
wypowiedzi, bliski odbiorcom. Dla zobrazowania myśli zastosował
szereg środków literackich: porównań, przenośni, kalamburów. Nie
stronił od ironii (nawet autoironii), karykatury, wprowadzał elementy
fantastyczne, np. snu. W celu wzbogacenia narracji umieścił kilka
postaci fikcyjnych, które prowadzą ze sobą dialogi, wyrażając poglądy
na różne tematy. Mistrzostwo, zdaniem Zdzisława Grota [„Listy
Wojtusia” 1983, s. 43], osiągnął poznański felietonista, w
swych recenzjach literackich, teatralnych, plastycznych. W
przyszłości, jeszcze bardziej w „Przechadzkach po mieście”,
Motty ujawni niezwykłą umiejętność znakomitego kreślenia portretów
omawianych postaci.
Na bogaty język narracji składa się swoista mozaika
słów i zwrotów polskich oraz obcojęzycznych – łacińskich,
francuskich, niemieckich, a nawet włoskich czy angielskich. Zdarzało
się, że krytykowano Wojtusia za skłonność do nadużywania
„makaronizmów”. Trudno się dziwić felietoniście, że
wtrącał różnojęzyczne zwroty, skoro miał wielonarodowościowe
pochodzenie, ponadto był filologiem klasycznym i poliglotą. Poza tym,
jak wiadomo, w sferach intelektualnych było niegdyś normą włączanie
do wypowiedzi cytatów, złotych myśli i powiedzeń z literatury zarówno
starożytnej, jak i nowożytnej. Dowodziło to niewątpliwie wysokiej
erudycji. Obcojęzyczne zdania, autor felietonu niejednokrotnie
wkładał w usta swych fikcyjnych postaci, być może aby samemu zbytnio
nie ujawniać się jako osoby wykształconej. Skoro zadeklarował się
jako „proletariusz na Zawadach” nie stronił od wyrażeń
gwarowych [Paluszkiewicz 1955, s. 76-78]. W 1898 roku Antoni Danysz
wyraził się o humorze w felietonach Mottego następująco: „Dowcip
autora zdaje się niewyczerpany[...] jest zupełnie naturalny, płynący
bez natężenia, nie mający w sobie nic sztucznego i naciąganego”.
List Wojtusia opisujący sen panny Mimi, w którym zmagała się z
problemem „ogona” swej sukni, nazwał „perłą humoru
polskiego” [Danysz 1898, s. 54].
Felietonista piszący pod pseudonimem Lambda, mianował
się bezpośrednim kontynuatorem Wojtusia z Zawad w „Gazecie
Toruńskiej”, określił swego mistrza „kolosem w dziedzinie
naszej literatury felietonowej”, pisząc: „Wojtuś
wyrósł na niwie wielkopolskiej jak kwiatek po burzy, samodzielny,
rodzinny, wonny oryginalną świeżością” [za: Data 1974, s.
34; Data 1988, s. 103-104].
Marceli Motty – Wojtuś z Zawad –
przedstawiciel inteligencji poznańskiej, orędownik idei
organicznikowskich, wnikliwy obserwator poznańskiego życia
pozostawił interesujący dokument epoki, źródło pozwalające badaczom
lepiej poznać problemy miasta w zakresie politycznym, społecznym, a
zwłaszcza obyczajowym i kulturalnym. „Bawiąc uczył”,
napominał, wskazywał społeczeństwu drogi pozytywnych przemian.
Współczesnego czytelnika cykl felietonów zaskakuje, poza
wszelkimi wspomnianymi wcześniej wartościami, także niesamowitą
świeżością. Mimo iż powstał w odmiennych warunkach historycznych
wieku XIX, nie traci nic na aktualności. Felietonowe refleksje wiele
nauki niosą i dzisiejszemu społeczeństwu, którego obraz pod wieloma
względami niewiele odbiega od opisanego przez Wojtusia z Zawad.
Felietony
poznańskie jako wartościowe źródło dla turystyki kulturowej
Współczesny organizator turystyki kulturowej (także i
sam turysta kulturowy) chcąc dogłębnie wyeksponować lub poznać dzieje
i dziedzictwo kulturowe stolicy Wielkopolski, może posłużyć się
felietonami jako interesującym źródłem uzupełniającym dla szczególnie
dociekliwych, koneserów i wymagających miłośników Poznania. „Listy
Wojtusia z Zawad” (ale także felietony jego kontynuatorów) mogą
znaleźć wykorzystanie podczas szkoleń dla kadry turystycznej, podczas
tworzenia oferty poznańskiej turystyki biograficznej, literackiej,
muzealnej, miejskiej, edukacyjnej itd. Felietony mogą być zastosowane
przy okazji projektowania tras turystyczno-kulturowych na terenie
miasta uwzględniających szeroko rozumianą tematykę kulturalną (sztuki
plastyczne, literatura, teatr, muzyka), biograficzno-literacką
(postacie wybitnych Wielkopolan, także i słynnych twórców kultury),
społeczno-obyczajową (życie codzienne mieszkańców miasta w dobie
zaborów, moda, bon ton, specyfika języka, działalność towarzystw i
organizacji, edukacja) itd.
Turystyka biograficzna i literacka – prezentująca
wybitne postaci, które w sposób trwały i znaczący zapisały się na
kartach dziejowych danego państwa, regionu czy miasta. Największym
zainteresowaniem turystyki biograficznej cieszą się zazwyczaj
przedstawiciele świata literackiego, artystycznego, naukowego,
politycznego, społecznego. Przybliżanie ich życia i osiągnięć
realizuje się przez tworzenie szlaków biograficzno-krajoznawczych.
Jak się okazuje turystyka literacka jest najbardziej popularną
odmianą turystyki biograficznej. Ludzie pióra cieszą się szczególnym
zainteresowaniem, ponieważ turyście bardziej znana jest, jeszcze z
czasów szkolnych, twórczość literacka niż spuścizna artystyczna
rodzimych malarzy, rzeźbiarzy czy architektów. W Poznaniu powodzeniem
wśród turystów cieszą się trasy śladami miejsc związanych z tak
znaczącymi postaciami jak: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Henryk
Sienkiewicz, Józef Ignacy Kraszewski przez wzgląd na ich związki z
miastem i istniejące tutaj pamiątki oraz muzea im poświęcone
[Wyszowska 2008]. O wymienionych i wielu innych postaciach szeroko
pisał Marceli Motty w swych felietonach, a potem „Przechadzkach
po mieście”, komentował ich twórczość, dlatego przy okazji
realizacji tras Śladami… warto sięgnąć do cytatów, które mogą
interesująco wzbogacić poznawanie odwiedzanych miejsc związanych z
daną postacią. Sam twórca felietonów i jego rodzina [Wyszowska 2004],
jak i grono jego przyjaciół – wybitnych działaczy społecznych z
kręgu organiczników zasługuje na szersze poznanie i wyeksponowanie w
turystyce także w oparciu o XIX-wieczne źródło. Odwiedzając
ekspozycję Muzeum Narodowego (Galerię Malarstwa Polskiego XVIII-XX
wieku) można z kolei dokonać porównania wystaw dziewiętnastowiecznych
i współczesnych na bazie opisów ekspozycji w Pałacu Działyńskich.
Przedstawić opinie i recenzje dotyczące twórczości poszczególnych
malarzy i ich dzieł nakreślone piórem felietonisty dziewiętnastego
stulecia. Podążając trasą Traktu Królewsko-Cesarskiego mając ze sobą
zestaw ilustracji dawnego Poznania i źródło pisane, można pokusić się
o próbę analizy zmian, które dokonały się w wybranych częściach
miasta.
Generalnie możliwości twórczego wykorzystania dawnych
źródeł literackich, w tym przypadku dziewiętnastowiecznych felietonów
są ogromne, wiele zależy od inwencji i kreatywności organizatora
turystyki kulturowej, przewodnika, instruktora, wykładowcy,
nauczyciela jak i samego turysty kulturowego oraz poziomu ich potrzeb
intelektualnych i głębi zainteresowań, by stworzyć niepowtarzalny w
swym charakterze produkt turystyczny, który zaskoczyć mógłby
wymagającego, współczesnego odbiorcę.
Bibliografia
:
Bobrowska B.
1999, Bolesław Prus – mistrz
pozytywistycznej kroniki, Białystok.
Danysz A.,
1898, Ś. p. Marceli Motty, „Dziennik poznański” nr
208-240 (odbitka w całości)
Data
J., 1974, Z dziejów felietonistyki
wielkopolskiej, [w]: Wokół
zagadnień publicystyki literackiej, red. J.
Data, Gdańsk.
Data J.,
1975, Tendencje pozytywistyczne w
czasopiśmiennictwie wielkopolskim w latach 1848-1870,
Warszawa-Poznań.
Data
J., 1996, Kraszewski i Wielkopolska, [w]:
Kraszewski – pisarz współczesny,
red. E. Ihnatowicz, Warszawa.
Eckstein E.,
1875, Kilka ustępów z historii felietonu,
„Tygodnik Ilustrowany” nr 404.
Felietoniści,
1871, „Przegląd Tygodniowy” nr 40.
Golenia T.,
1976, Felietoniści poznańscy 2 poł. XIX wieku,
Poznań (maszynopis).
Grot Z.,
1950, Dzieje sceny polskiej w Poznaniu
1782-1869, Poznań.
Gumkowski
M., 2002, Felieton,
[w]: Słownik literatury polskiej XIX wieku,
pod red J. Bachórza, A. Kowalczykowej, Warszawa.
Jankowski
Cz., 1965, Felietonista,
[w]: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku.
Literatura polska w okresie realizmu i naturalizmu,
t. I, Warszawa.
Konieczny
J., 1992, Wielkopolskie listy do Józefa
Ignacego Kraszewskiego. Rekonesans, w:
Pochylmy się nad Józefem Ignacym Kraszewskim,
red. M. Łojek, Bydgoszcz.
Książka
Jubileuszowa Dziennika Poznańskiego 1859-1909,
Poznań 1909
Kurier
Poznański 1929, nr 257, 265, 269, 271, 273.
Listy
Wojtusia z Zawad, 1983, oprac. z. Grota i T. Nożyńkiego, Warszawa.
Listy z
Poznania. Wybór felietonów z drugiej połowy XIX wieku,
1988, oprac. J. Data, Poznań.
Mikos von
Rohrscheidt A., 2008, Turystyka kulturowa.
Fenomen, potencjał, perspektywy, Gniezno.
Nizio
K.,1993,Wstęp[w]:
Józef Łoś, Na paryskim i poznańskim bruku. Z pamiętnika powstańca,
tułacza i guwernera 1840-1882, Kórnik.
Paluszkiewicz
M., 1955, Przyczynki do słownictwa
wielkopolskiego, „Język Polski”,
R.XXXV.
Piotrowska
M., 2000, Poznańska wiosna lubowników sceny,
KMP nr 3.
Prus B.,
1956, Kroniki, t. I,
cz. I, oprac. Z. Szweykowski, Warszawa.
Trzeciakowski
L., 2002, Marceli Motty wyrusza na wojnę
przeciwko modnisiom poznańskim i co z tego wynikło,
KMP nr 4.
Wyszowska
I., 2006, Kontakty Marcelego i Władysława
Mottych z Józefem Ignacym Kraszewskim w świetle zachowanej
korespondencji, [w]: Europejskość
i rodzimość. Horyzonty twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego,
pod red. W. Ratajczaka i T. Sobieraja, Poznań.
Wyszowska
I., 2008, Marceli Motty (1818-1898), poznański
nauczyciel, felietonista i pamiętnikarz,
Poznań.
Wyszowska
I., 2004, Poznańska rodzina Mottych –
projekt szlaku biograficzno-krajoznawczego po Poznaniu,
[w]: Turystyka w humanistycznej perspektywie, pod red. M.
Kazimierczaka, Poznań.
Wyszowska
I., 2008, Turystyka biograficzna –
istota, znaczenie, perspektywy, „Turystyka
Kulturowa”, nr 1.
Spis
fotografii:
Fot.
1. Marceli Motty, źródło: zbiory własne
Fot.
2. Wydanie „Listów Wojtusia” z 1983 roku, źródło: zbiory
własne
Fot.
3. Nagłówek „Dziennika Poznańskiego” z roku 1863, źródło:
histmag.org
Fot.
4. Tajemniczy Wojtuś z Zawad (Marceli Motty), źródło: zbiory własne
Fot.
5. Bolesław Prus, źródło: pl.wikipedia.org
Fot.
6. Gmach PTPN, źródło: Dawny Poznań, www.skyscrapercity.com
Fot.
7. Hotel Bazar, źródło własne
Fot.
8. Widok Chwaliszewa, źródło: Dawny Poznań, www.skyscrapercity.com
Fot.
9. Widok Ostrówka, w oddali zabudowa Rynku Śródeckiego,
źródło:
Dawny Poznań, www.skyscrapercity.com
Fot.
10. Karykatura XIX-wieczna wyśmiewająca krynoliny,
źródło: upload.wikimedia.org
Fot.
11. Rysunek krynoliny, źródło: upload.wikimedia.org
Fot.
12. Teofil Lenartowicz, źródło: literat.ug.edu.pl
Fot.
13. Józef Ignacy Kraszewski, źródło: www.
ignacy.
kraszewski.pl
Fot.
14. Joachim Lelewel, źródło: pl.wikipedia.org
Fot.
15. Jan Działyński, źródło: regionwielkopolska.pl
Fot.
16. Biblioteka Raczyńskich, źródło własne
Fot. 17.
Portret Heleny Modrzejewskiej autorstwa Tadeusza Ajdukiewicza,
źródło: pl.
wikipedia.org
1
M. Motty od początku funkcjonowania „Gazety Polskiej”
działał w redakcji, przejściowo był redaktorem naczelnym w
zastępstwie szwagra Hipolita Cegielskiego.
2„Dziennik
Poznański” zaczął wychodzić 1 stycznia 1859 roku swego rodzaju
kontynuacja „Gazety Polskiej” i „Gońca Polskiego”
z inicjatywy: H. Cegielskiego, W. Bentkowskiego, A. Radońskiego, G.
Potworowskiego. W 1866 pismo przeszło korzystną modyfikację pod
względem treści i formy. Skrystalizowała się m.in. dolna część
gazety zwana odcinkiem, w której zamieszczane będą listy Wojtusia.
Stały się one felietonowym debiutem pisma. Wkroczenie Mottego było
„mocne, świeże i udane”, stanowiło dobrą reklamę,
wpływającą na lepszą poczytność gazety. Książka Jubileuszowa
Dziennika Poznańskiego 1859-1909, Poznań 1909; T. Golenia,
Felietoniści poznańscy 2 poł. XIX wieku, Poznań 1976 s.
21-24.
3
Wojtuś „bawiąc się” z czytelnikiem sugerował zbiorowe
autorstwo felietonów, spółkę redakcyjną.
4
Zdarzały się też inne podpisy pod listem m.in.: „Twój wierny
Wojtuś”, „Twój Wojtuś for ever” i inne. W
felietonach informował czytelnika, że jest mieszkańcem Zawad.
5
List XXIV, s. 264-269; L. Trzeciakowski, Marceli Motty wyrusza na
wojnę przeciwko modnisiom poznańskim i co z tego wynikło, KMP
2002, nr 4, s. 100 – 107. Cechą charakterystyczną damskich
toalet tego okresu były krynoliny, przechodzące ewolucje, które
zaowocowały trenem. Po okresie żałoby popowstaniowej Polki tęskniąc
za „normalnością” skierowały swe zainteresowania na modę
francuską, co chwilami doprowadzało do przesady i ekstrawagancji,
których Motty był gorącym przeciwnikiem.
6
J. Konieczny, Wielkopolskie listy do Józefa Ignacego
Kraszewskiego. Rekonesans, w: Pochylmy się nad Józefem
Ignacym Kraszewskim, red. M. Łojek, Bydgoszcz 1992, s. 63.
Szerzej na temat korespondencji Mottego z Kraszewskim w: I.
Wyszowska, Kontakty Marcelego i Władysława Mottych z Józefem
Ignacym Kraszewskim w świetle zachowanej korespondencji, w:
Europejskość i rodzimość. Horyzonty twórczości Józefa Ignacego
Kraszewskiego, pod red. W. Ratajczaka i T. Sobieraja, Poznań
2006.
|