Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 29 września 2010, redaktor prowadzący numeru: Paulina Ratkowska

Numer 10/2010 (październik 2010)

 

Recenzje

 




„Mój Madryt”
autor: Conrado Moreno
Wydawnictwo: Pascal
rok wydania: 2010
liczba stron: 200 
format: 145x210 mm 
oprawa: miękka 
ISBN: 978-83-7513-776-7


Paulina Ratkowska

Życie jak w Madrycie, moim Madrycie...
„Mój Madryt” Conrado Moreno 

          Czego można spodziewać się po książce napisanej przez celebrytę? Człowieka znanego z tego że - w tym konkretnym przypadku - jest… półkrwi Hiszpanem? Jeszcze dziś rano powiedziałabym, że absolutnie niczego dobrego i że książka taka, jeśli się sprzedaje, to tylko i wyłącznie dzięki temu, iż Conrado Moreno jest młodym, atrakcyjnym pół-Polakiem z Madrytu. Podziękowania i wstęp właściwie upewniły mnie w przeświadczeniu, że „Mój Madryt” z pewnością nie przypadnie mi do gustu i będzie takim sobie – i czysto zarobkowym - pisaniem dla rozhisteryzowanych fanek „Tańca z gwiazdami” czy „Gwiazd tańczących na lodzie”. W każdym razie, że Jego Madryt nie będzie miał zbyt wiele z tym moim, tym w którym dane mi było przez dłuższą chwilę mieszkać. Całe szczęście w tym przypadku nieograniczona fascynacja Hiszpanią zwyciężyła z jednako nieograniczonym sceptycyzmem autorki tych słów… 
          …albowiem po doświadczeniu wstępu przełamałam się do przeczytania kolejnych stron i z każdą następną czytało mi się tę książkę coraz przyjemniej, tak, że znowu zatęskniłam za Madrytem. I to niekoniecznie tylko tym Madrytem, który pokazuję turystom, ale tym prawdziwie moim, z jego zakamarkami, barami, miejscami do „pobycia”, za jego zapachem, klimatem, leniwie płynącym czasem, a zarazem szaleństwem i nieprzewidywalnością, za jego hiszpańską (prawdziwe hiszpańską!) niehiszpańskością (tzn. rzeczywistością nie mającą zbyt wiele wspólnego z wykreowanym na potrzeby przemysłu turystycznego stereotypem).
          Zacznijmy więc może od tego, co mi się w tej książce zdecydowanie nie podoba. Jak na to, że „Mój Madryt” został wydany nakładem Wydawnictwa Pascal, które dziś funkcjonuje jako marka sama w sobie, jest wydany słabo. Po zachęcającej okładce i kilkunastostronicowej wkładce z dobrymi kolorowymi zdjęciami, wchodzimy w partię tekstową, edytowaną jak w niszowym wydawnictwie – oto zbity, praktycznie jednolity tekst, z minimalna ilością wyróżnień (kursywą czy pogrubieniem) i ramek z ciekawostkami, ozdobionymi (czy to naprawdę ozdoba książki?) w większości beznadziejnymi, amatorskimi zdjęciami. Fotografie wyglądają jak zrobione kompaktowym aparatem na kliszę – i to kolorową, ale ze względów budżetowych zostały wydrukowane w odcieniach szarości. Na dodatek ich autor (autorzy) wydają się mieć niewielkie pojęcie o kompozycji przestrzeni czy kadrowaniu. W całej książce można znaleźć dosłownie kilka przyzwoitych zdjęć - cała reszta wygląda jak fotografie przeciętnego Kowalskiego z urlopu z połowy lat 90-tych! Na dodatek nasz Kowalski musiał pojechać na ten urlop poza sezonem, więc aura jest w dużej mierze szaro-bura i ogólnie zniechęcająca. Znaczna część tych zdjęć jest przy tym na tyle ciemna, że mało co na nich widać. Do tego jeszcze bardzo specyficzna maniera drukowania fotografii, na których – nad wyraz często – pojawia się autor książki, chyba tylko po to, aby podkreślić jak bardzo „jego” jest Madryt. 
          Publikacja została utrzymana w duchu przewodnika – nie przewodnika. To znaczy, Moreno opisuje miasto przewodnikowo (co, gdzie, za ile), ale ze względu na ciągłą narrację trudno szybko cokolwiek w nim odnaleźć. Gdyby nie szczątkowy indeks zamieszczony na ostatniej stronie i własna znajomość miasta w pewnych momentach (przestrzeniach) miałabym nad wyraz poważne problemy ze zlokalizowaniem poszczególnych obiektów. Niestety, wszystkie informacje zostały ujęte w formie jednolitego tekstu – tak więc obok opisów obiektów (ze stopką informacyjną naturalnie także w tekście), mamy biogramy oraz większość informacji praktycznych – jak adresy knajpek czy miejsc noclegowych. Jedynie kolejne dzielnice (albo raczej rewiry) są osobno zaznaczone jako podrozdziały – Barrio de las Letras, Plaza de Santa Ana, Park El Retiro, Puerta de Alcalà itd. Książce z całą pewnością zabrakło bibliografii, co zdecydowanie obniża jej prestiż jako godnego polecenia przewodnika i ustawia w szeregu książek podróżniczych, w przypadku których należy weryfikować pewne przytaczane dane. Skąd bowiem Moreno zna wymiary budynków, jak z rękawa sypie datami i nazwiskami, które wiążą się z konkretnymi obiektami? Przewodnikiem miejskim chyba nie jest, a przeciętny mieszkaniec miasta raczej nie miewa tak szczegółowej i uniwersalnej wiedzy na temat znacznej części atrakcji turystycznych miejscowości.
          „Mój Madryt” został podzielony na pięć rozdziałów: „Spacer po Madrycie”, „Madryckie muzea”, „Madryckie fíestas”, „Madryt się bawi” oraz „Okolice Madrytu”. W pierwszym, najdłuższym (ma równo 100 stron!) znajdujemy opisy centrum hiszpańskiej stolicy podzielonej na poszczególne dzielnice. W drugiej znajdujemy opisy tego, co w Madrycie najcenniejsze, czyli poszczególnych muzeów – Prado, Reina Sofía, Thyssen-Boremisza, oraz tych mniej znanych jak Fundación Mapfre czy Fundación Telefonica (obie organizują głównie wystawy czasowe), Centrum Sztuk Pięknych (Círculo de Bellas Artes), Muzeum Sztuki Współczesnej (Museo del Arte Contemporaneo) Museo de Joaquín Sorolla, Fundación Juan March (specjalizującej się w dużych wystawach monograficznych), Muzeum Romantyzmu (Museo Romàntico), Muzeum Figur Woskowych (Museo de cera), Muzeum Karet (Museo de Carrozas) czy klasztor św. Antoniego (Ermita de San Antonio de la Floryda, w którym został pochowany Goya). Moreno chyba jednak nie do końca potrafi skupić się tylko i wyłącznie na wybitnych placówkach, bo książkowy spacer od jednej do drugiej urozmaicony jest kolejnymi ciekawostkami i praktycznymi poradami, gdzie warto spróbować kalmara, a gdzie wypić wino. Rozdział trzeci poświęcony został madryckim fiestom – począwszy od kalendarza głównych imprez i świąt cyklicznych, po fenomen madryckiego futbolu, flamenco czy korridy. Czwarty rozdział pokazuje życie nocne i obyczaje barowe Hiszpanów. Tu należy się duże uznanie dla autora, który nie ograniczył się do wymieniania z nazwy i adresu kolejnych knajpek, ale faktycznie opowiada, jak i gdzie bawią się Hiszpanie czy jak na odległość zamówić kufel piwa. W ostatnim rozdziale autor zabiera nas na wycieczki podmiejskie – do Alcalà de Henares (miejsca urodzenia Cervantesa) w połączeniu z Mejorada El Campo, Loeches oraz Campo Real, do Buitrago del Lozya w połączeniu z Pedrazą, do Segowii, San Martín de Valdeiglesias, Escorialu z Valle de los Caídos, Ávilli (miasta św. Teresy) czy wreszcie do Toledo.
          Wróćmy jednak do bohatera książki: do stolicy Hiszpanii. Spacer przez Madryt, który proponuje Conrado będzie chyba dość trudny do zrealizowania. W innej serii Pascala (Dookoła świata), gdy podany jest program spaceru na cały dzień, to faktycznie można chodzić daną trasą lub błąkać się po dzielnicy z przewodnikiem w ręku. W przypadku „Mojego Madrytu” sprawa się komplikuje. Objaśnienia konkretnych atrakcji są przeciętne, w niejednym innym informatorze można znaleźć opisy dużo bardziej szczegółowe, uporządkowane czy praktyczne. Ale jeśli chodzi o ilość i jakość ciekawostek i niezwykłych opowieści związanych z danymi miejscami, to Moreno bije tu wszystkich innych autorów na głowę. Widać, że naprawdę kocha te miejsca, że wywołują one w nim konkretne wspomnienia. Przykładowo: odwiedzając Palacio de Cristal w parku Retioro w innych przewodnikach znajdziemy informacje o pawilonie wystawienniczym muzeum „Reina Sofía”, dotyczące kto, kiedy i w jakim celu go zaprojektował, z czego został wykonany, jak jest wykorzystywany dziś. A Moreno pisze o pobliskim oczku wodnym, po którym pływają kaczki i o tym, jak w dzieciństwie karmił je prażoną kukurydzą. W tym samym parku Conrado odbył swoją pierwszą sesję zdjęciową – sesję pierwszokomunijną (bardzo popularną w Hiszpanii). Z kolei czytając jego opis Centrum Kultury Ameryki Łacińskiej (Casa de América w Palacio de Linares) znajdziemy historię remontu z 1990 roku, gdy do zbadania dziwnych incydentów władze miejskie skierowały… parapsychologów i medium. 
          Dodatkowo narracja prowadzona jest nieco dygresyjnie. Całe szczęście, te dygresje zawsze są wywołane jakimś konkretnym skojarzeniem i świetnie uzupełniają się z opowiadaną historią. I tak w trakcie „zwiedzania” muzeum marynistycznego możemy dowiedzieć się, że w Hiszpanii chłopcy przystępują do pierwszej komunii w mundurkach marynarskich, albo że największe tłumy przychodzą do Teatro Espanol na Wszystkich Świętych. Spacer po parku Retiro to z kolei miejsce do opowieści o pochodzie Trzech Króli, a wizyta na Puerta del Sol – pretekst do opowieści o świętowaniu Sylwestra z niezwykłym obyczajem połykania 12 winogron po jednym na każde z 12 uderzeń zegara o północy.
          Autor także często tłumaczy nazwy, które są nazwami znaczącymi. I tak czytelnik nie znający hiszpańskiego może dowiedzieć się, że park Retiro to „park dobrego odpoczynku” i że czasownik „retirarse”, od którego pochodzi nazwa, oznacza „wycofać się” albo że nazwa dzielnicy La Latína pochodzi nie od sporej liczby Latynosów, którzy ją zamieszkują, jak chcą tłumaczyć to niektórzy, tylko od świetnie wykształconej, znającej łacinę (latina) guwernantki królewskich dzieci z XV wieku nazywanej potocznie Latiną. Dzięki tego typu opowieściom czytelnik odkrywa specyfikę madryckiego życia, czasami zaskakujące wręcz obyczaje, jak na przykład jesienny przemarsz owiec przez centrum Madrytu, w myśl przywileju nadanego pasterzom w… 1273 roku! Szkoda więc, że książkowy spacer po Madrycie jest ograniczony tylko do jego ścisłego centrum. 
          Autor nie zapomina też, dla jakiego czytelnika pisze – dla Polaków. Dlatego czasami nazywa się Polakiem lub pisze „dla nas, Polaków…” aby kilka stron dalej pisać „dla nas, Hiszpanów…” a nawet „my madrytczycy”. Często pojawiają się także nawiązania kulturowe, np. gdy opisuje rzeźbę Chrystusa z kościoła Christo de Medinacea i podobną w kościele Świętej Trójcy na warszawskim Powiślu. Niejednokrotnie bierze też autor Polaków nieco „pod włos”, np. gdy pisze o pierwszej hiszpańskiej konstytucji wydanej w roku 1812, co okrasza lekko chyba ironicznym komentarzem: „w porównaniu z Polską wydaje się to późno…” czy gdy opisując świąteczne kolejki przed ukochaną przez mieszkańców Madrytu cukiernią Casa Mira porównuje je do kolejek w tłusty czwartek u Bilklego. W książce znajdziemy też sporo polników – autor zwraca uwagę na obraz króla Władysława IV Wazy (w klasztorze Monasterio de las Descalzas Reales), przypomina polskie ofiary zamachów terrorystycznych 11 marca 2004 roku czy wspomina, a nawet zamieszcza całkiem obszerny biogram poety Józefa Łobodowskiego, który ponad połowę swojego życia spędził w stolicy Hiszpanii.
          Książkę czyta się naprawdę świetnie. Wszelkie zastrzeżenia, które pojawiają się pod adresem „Mojego Madrytu” są raczej natury edytorskiej, a krytyczne komentarze odnoszą się tu raczej do wydawcy niż do debiutującego, bezsprzecznie zdolnego autora. Jedyne zastrzeżenie, jakie nasuwa mi się pod adresem samego Moreno to używanie, skądinąd jak najbardziej poprawnego, określenia madrytczycy. Zazwyczaj w kontekście mieszkańców stolicy Hiszpanii zwykło się pisać/mówić „mieszkańcy Madrytu”, choć obie formy poboczne, tzn. „madrytczyk/ madrytka” oraz „madrycianin/ madrycianka”, choć brzmią dziwacznie, są poprawne. Może warto by upowszechnić przyjemnie brzmiącą hiszpańską wersję „mardilleño”, choćby w spolszczonej wersji „mardyleńczyk”? Komu jak komu, ale półkrwi Hiszpanowi uszłoby to płazem. Jakby nie nazwać mieszkańców tego miasta, jeden z nich potrafi opowiadać o nim fantastycznie! I tak dzięki kolejnemu zabiegowi marketingowemu i niczym nie wytłumaczalnej miłości Polaków do wszystkiego, co z zachodu, udało się odkryć prawdziwy talent w kategorii literatury turystyczno-podróżniczej. Dla mnie Conrado Moreno ma wreszcie powód do bycia sławnym!
  

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij