|
Jak wulkan wyspa gorąca ...
Michał Jarnecki
O Kubie
można by bez końca. Tyle już słów wypowiedziano i tyle zdań napisano,
że trudno w tym względzie być szczególnie oryginalnym. Pozwólcie
więc, że podzielę się własnymi refleksjami z Perły Antyli.
W sumie mój prywatny kontakt z największą wyspą Antyli miał
miejsce dwukrotnie. Raz był on fragmentem większej,
środkowoamerykańskiej podróży. Bazą wypadową stał się meksykański
kurort na Jukatanie, Cancun. Drugi raz istotnym segmentem wyprawy na
dwie największe karaibskie wyspy.
W Warszawie z dużym wyprzedzeniem załatwiłem coś w rodzaju wizy,
choć oficjalnie wizą się nie nazywało – tzw. carta turistica za
22 €. Uwaga – ambasada Kuby znajduje się na ul.
Straościańskiej na… Mokotowie.
Ceny przelotów wyglądają różnie. Być może najlepszym pomysłem jest
połączenie Meksyku właśnie z Kubą, ponieważ bilety, najlepiej
z Cancun, Meridy, Oaxaca czy stolicy można zakupić pomiędzy 200
a 400 $ w obie strony. W przypadku Europy trzeba się liczyć z
1000 dolarów minimum wraz z podatkami. Ostatnio chyba oferta
Iberii wydaje się specjalnie interesująca, ale warto sprawę
śledzić….Sytuacja bywa płynna i ulega zmianom.
Różne oblicza Hawany
Nie
sposób jej ominąć i podejrzewam, że większość też tak sądzi.
Najczęściej też stołeczne lotnisko Jose Marti stanowi bramę wjazdową
do wyspy. Hawana zachwyca, ale momentami tez może przerażać. Nad
całością unosi się klimat dekadencji i rozkładu, a zarazem
triumfującej mimo wszystko witalności. Architektura starszej części
miasta niezależnie od jej stanu naprawdę jest piękna i wyrafinowana.
Wzrok przyciągają gmachy, kamieniczki i wille wzniesione w
najróżniejszych stylach poczynając od manieryzmu, przez barok,
neoklasycyzm, eklektyzm, secesje i niebanalny czasem modernizm.
Perłami kolonialnej architektury są Plaza Vieja, okolice katedry pod
wezwaniem św. Krzysztofa oraz dwie fortece rozłożone strzegące
wejścia do portu w zatoce wcinającej się w ląd. Obowiązkowy powinien
być tez kilkukilometrowy spacer bulwarem Malecon, który o każdej
porze jest ciekawy i tętni życiem. W ciągu dnia okupują go albo
chłopcy skaczący do wody albo nieprofesjonalni rybacy, usiłujący coś
złowić aby uzupełnić dietę rodziny i zaoszczędzić pieniądze, ponieważ
ryby najczęściej kupuje się już za CUC-e. Wieczorem i nocą, gdy jest
nieco chłodniej wylegają nań Hawańczycy rodzinami. Popijają rum, piwo
desposado, tzn. tańsze, gorszej jakości (szczerze mówiąc da się
wchłonąć – nie jest aż takie złe) i za normalne peso. W tłumie
zdarzają się też i tacy, którzy oferują seksualne usługi, ale to nie
powinno specjalnie dziwić. Tak bywa niemal wszędzie. Tutaj jest tylko
więcej.
Na końcu
bulwaru znajduje się jak na warunki kubańskie, ekskluzywny, w miarę
elegancki hotel National, gdzie bracia Castro podejmują zazwyczaj
posiłkiem zagranicznych gości. Tam serwują ponoć najlepszą wersje
sławnego lokalnego drinku mojito, jak też stąd rozpościera się
ładny widok na cały Malecon.
Piękna i
darmowa panorama miasta rozpościera się z ostatniego – 33
piętra wieżowca FOCSA, mieszczącego obok hotelu także siedzibę
telewizji kubańskiej. Co ciekawe, aby obejrzeć panoramę należy wejść
do baru z restauracją, jednak bez przymusu zakupu czegokolwiek.
Spacerując
po ulicach ścisłego centrum ocieramy się o tropy wielu sławnych
ludzi, z takim mistrzem pióra, jak Hemingway na czele.
Bardzo
popularne wśród turystów są lokale odwiedzane przez wielkiego
pisarza: „Floridita” i „Bodeguita del Medio”.
Serwują tam drinki pijane przez noblistę, oparte na rumie
zmieszanym z wodą, miętą lub cytryną, jak mojito i
dalquiri.
Zaś na
przedmieściach znajduje się muzeum i dom wielkiego pisarza. Oprócz
trofeów myśliwskich i obrazu walczących zaciekle bokserów utkwił
mi w pamięci jacht, z którego zapewne Ernest łowił marliny i gdzie
być może przyszedł mu do głowy pomysł napisania „Starego
człowieka....”.
|
Cudem
małej architektury, a zarazem specyficznym open air muzeum, jest
stary cmentarz Colon. Marmurowe czy granitowe rzeźby na wielu
nagrobkach stanowią prawdziwe dzieła, jeśli nie cacka sztuki. Obok
budowli pięknych i stylowych straszyć jednak potrafią kikuty walących
się domów, których właściciele zapewne uciekli do Miami, a na remonty
bieżące nie ma w tym kraju dostatecznych pieniędzy. Są rejony miasta
gdzie nie działa sprawnie kanalizacja i efektem bywają tzw. swojskie
„zapachy”. Ulice stanowią niejednokrotnie muzeum
motoryzacji. Leniwie snują się potężne krążowniki szos z lat 40’
i 50’, utrzymywane na chodzie przez złote ręce kubańskich
mechaników. Obok nich sporo jeszcze sowieckich, czeskich i nawet
polskich (maluchy!) pojazdów pamiętających lata przyjaźni z blokiem
radzieckim. Przybysza mogą zadziwić dziwaczne monstra, imitujące
transport publiczny, w postaci osinowozów ciągniętych przez
ciężarówki. Niezależnie od tych uwag nie da się nie zauważyć także
nowszych modeli samochodów, w tym i zachodnich, choć najczęściej
koreańskich.
Wieczorami
zapraszają w swe podwoje lokale i kluby z kapitalna muzyką i
widowiskami w iście amerykańskim stylu. Szkoda, że do tych
najlepszych (Tropicana i Parisien) nie są wpuszczani poza
występującymi artystami, krajowcy.
Około
20-30 km na wschód od Hawany znajdują się urocze czyste plaże, jak
Santa Maria, Guanabo, czy Cajito, na które można dojechać
klimatyzowanym autobusem turystycznym za 3 CUC w obie strony.
Przestrzegam przed taksówką – drogo, minimum 15 CUC w jedna
stronę.
Większość
mieszkańców stołecznego miasta to bardzo biedni ludzie, ale nie
pozbawieni dumy i honoru, choć też nie można zauważyć szerzącej się
wśród młodzieży obu płci prostytucji. Trudno się zresztą temu dziwić,
jeżeli w kraju istnieje realnie dwuwalutowość. Za tzw. normalne,
kubańskie peso niewiele da się kupić poza podstawowymi produktami na
kartki. Z kolei za tzw. CUC, nabyć można niemal wszystko. Jeszcze
kilka lat temu istniała sieć sklepów BRD, odpowiedników dawnego
Pewexu. Teraz sieć sprzedaży za CUC została rozszerzona i straciły
rację bytu. Młodzi to widzą i nie mając nie mając zbyt wielu
alternatyw – oferują siebie. Przechodząc samotnie lub w małej
grupce trudno nie spotkać się z dziesiątkami ofert wzmocnionych
czasem specyficznymi, dalekimi od przyzwoitości gestami czy
spojrzeniami.
Nocami,
gdy bywa mniej gorąco, podobnie jak na Maleconie na ulice i przed
frontony sypiących się często domów wysypują się mieszkańcy,
częstokroć półnadzy... bo mimo wszystko ciepełko daje o sobie znać.
Klima działa tylko w hotelach lub w tzw. casa particular czyli
kwaterach do wynajęcia...
Popijają
rum, gapią się, gawędzą i plotkują, zanurzeni w swojej
rzeczywistości, nie bardzo zwracając uwagę na dziwnych przybyszy z
„nie tego świata”, czyli białasów takich jak my, którzy
wpadli tutaj na chwilę i zaraz odjadą...
Poza Hawaną: na szlaku historii, plaż i pięknej przyrody
Mistyczna i kultowa Hawana, choć najważniejsza, nie załatwia
wszystkiego. Posuwając się na południe docieramy do starych
kolonialnych miast: Cienfuegos czy uroczego, wpisanego na listę
UNESCO, rozleniwionego Trinidadu. Życie tam toczy się wolniej, według
własnego kosmicznego rytmu. W tym drugim więcej turystów, ale
wpadających raczej tylko na kilkugodzinne wizyty do miasta przeważnie
parterowych domów rozłożonych wokół pokrytych kocimi łbami uliczek.
Nocą zada spokój i najwyżej z kilku lokali rozlega się delikatna
muzyczka i gwar rozmów. Nad Plaza de Armas dominuje uroczy barokowy
kościół. I tutaj odczuwamy wyniesiony z Hawany klimat rozpadu i
cierpliwego oczekiwania na odmianę losu obok przejawów przystosowania
się do niełatwych realiów. Szczególnie widać to „gdzieś”
po drodze. Na szosach pojawiają się prekursorzy czegoś w rodzaju
prywatnej, małej inicjatywy. Rolnicy z kubańskich kołchozów oferują
ser – nawet zjadliwy, inni próbują sprzedać coś w rodzaju
wyrobu czekoladopodobnego z orzechami – powiedzmy o dyskusyjnym
smaku. Powstają knajpki i bufety z dosyć umiarkowana ofertą, ale
niemal zawsze kawą i co najważniejsze, cervezą, czyli piwem.
Widać, że zadomowiła się rzymska zasada „do ut des”,
czyli daję abyś ty mi dał... Podczas policyjnych kontroli drobne
upominki nikną w kieszeniach stróżów prawa, a wszystkiemu towarzyszy
ożywiona wymiana pozdrowień i grzeczności, wzmocniona porcją jurnych
dowcipów. Trzeba jakoś żyć i zaklęcia tutaj na najwyższe wartości czy
krytyka moralistów nie na wiele się zda....
Niedaleko
Trynidadu na półwyspie Ancon znajduje się kilka kilometrów pięknej,
białej i stosunkowo pustej plaży. Może to być alternatywa od bardziej
popularnego i strasznie skomercjalizowanego sławnego Varadero na
północnej stronie perły Antyli. Stanowi ono kolejna enklawę oderwaną
od realiów życia wyspiarzy, swoistą zonę wypełnioną hotelami, polami
golfowymi, zadbanymi plażami i klubami nocnymi przeznaczonymi dla
extranjeros, czyli obcokrajowców. Ładnie... ale właśnie czy o
to nam chodzi? Rajem dla miłośników nurkowania i pływania z
fajką (snorkelingu) będą wysepki koralowe Cayo Largo (południowa
strona) i Cayo Coco ( na wschód od Varadero).
Cienfuegos
oraz Camaguey to kolejne urocze kolonialna miasta, z przeważnie
barokową lub niezłą klasycyzującą architekturą. W tym pierwszym
możemy również odwiedzić stary, nastrojowy cmentarz oraz barokowy
fort. Dalsza droga na południe prowadzi do następnych punktów
wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO – do Santiago
de Cuba i Barocoa.
Santiago
upamiętniło się kilkakrotnie w dziejach Kuby. Nie tylko dlatego,
że pełniło w XVI w. kilkadziesiąt lat rolę stolicy (po Baracza),
ale również dlatego, że tutaj zrodził się opór przeciwko
hiszpańskim rządom. Na wysokości miasta rozegrała się decydująca o
losach niepodległości bitwa morska pomiędzy USA a Hiszpanią. W
Santiago rozpoczęła się też rewolucja – sławetny atak na
koszary Moncada 26.07.1953 roku pod przewodnictwem Fidela Castro.
|
Santiago
to nie tylko drugie co do wielkości miasto największej z
karaibskich wysp, ale również rywalizujące z Hawaną, kipiące
energią, centrum życia politycznego, kulturalnego i ekonomicznego.
Starówka, powiedzmy szczerze – ustępująca stolicy, jest ładna,
ale chyba tylko interesująca. Kilka kilometrów, przy plaży i wejściu
do zatoki, nad którą powstało Santiago, wznosi się na skale
imponujący zamczysko – Castillo de Moro. Z kolei mniejsza
także zabytkowa Baracoa, wtłoczona jest pomiędzy dwoma ładnymi
plażami: Maguana i Nibujon. Możliwy jest jednodniowy skok do parku
narodowego (biosfera na liście UNESCO) Cuchillas de Toa. Aż Wierzyc
się nie chce, że to najstarsze miasto Kuby, które powstało w 1512
roku i przejściowo pełniło role administracyjnej stolicy. Za
lokalnego bohatera uchodzi wódz plemienia Tainów, Hatuey, który przez
kilka lat stawiał waleczny opór Hiszpanom, aż wpadł w ich ręce i
został spalony.
Miłośnicy
pięknych krajobrazów, plaż, słońca i rafy znajdą coś dla siebie w
zachodniej części wyspiarskiego kraju, w prowincji Pinar del Rio.
Obok pięknej plaży Maria La Gorda, czy koralowej wyspy Cayo Lewisa,
można tam zobaczyć inne przyrodnicze cudo, znajdujące się na liście
UNESCO. To wapienne wzgórza pasma Sierra de los Organos, wskutek
erozji przyjmujące ciekawe kształty, jaskinie, podziemne jeziora i
rzeki (coś w rodzaju zjawisk krasowych) oraz ciekawe indiańskie
rysunki naskalne, ślad prekolumbijskiej, zniszczonej przez konkwistę
cywilizacji. Tylko tyle po nich pozostało... niemy krzyk ponieważ na
wyspie nie ma już pierwotnych jej mieszkańców. Eksterminacja i
przyniesione z Europy choroby zrobiły swoje. Za duże są często koszty
cywilizacji.
Kwestie
praktyczne
Czym
jest CUC i jego wątpliwy „fenomen”? To specjalna
jednostka monetarna wprowadzoną dla przybyszy, zmuszonych do
oficjalnej wymiany po dziwacznym kursie, przykladowo1€=1,12
CUC, 1 £ = 1,4 CUC a 1$= 0,9 ale faktycznie maksimum 0,8
(jeśli nie trochę mniej CUC po odliczeniu specjalnego podatku).
Wprowadzony kilka lat temu system obowiązkowej wymiany dewiz po
nieco księżycowych kursach. Został przy okazji upokorzony dolar
amerykański w odwecie za bezsensowną i nieskuteczną blokadę. De
facto CUC służy ściągnięciu jak największej ilości twardej waluty.
Turyści nie mogą zakupić niczego legalnie w lokalnej walucie,
czyli pieniądzach otrzymanych podczas wypłaty przez Kubańczyków.
Muszą płacić w CUC-ach za wszelkie usługi. Nie ważne czy są to
hotele, taksówki, lokale, sklepy z pamiątkami, bazary czy nierząd.
CUC jest również pożądany przez tubylców, którzy mogą za nie kupić
niedostępne w normalnej sieci sprzedaży towary.
Problem,
że pensji w CUC-ach nie pobierają, ale przecież są turyści…
|
W
porównaniu do innych karaibskich wyspiarskich państw i państewek Kuba
nie wydaje się specjalnie droga, ale szczerze mówiąc do najtańszych
nie należy. Częściowo już chyba nawet wiecie dlaczego... Kuba
postawiła na rozwój turystyki, która stanowi jedno z najważniejszych
źródeł dewiz niebogatego w nie państwa, szczególnie po utracie
hojnego sowieckiego sponsora, częściowa prywatyzacja tego sektora no
i rodziny przesyłające przeliczane potem na nie dewiz, skromna
hotelowa dwójka kosztuje w Hawanie 40 CUC-ów. Większość obiektów
jednak jest droższa. W Varadero dwójka w tej cenie jest praktycznie
niemożliwa, musimy się liczyć z prawie dwukrotnością tej kwoty, choć
biura podróży wożące tłumy turystów mają zniżki i wychodzi to lepiej
niż niezależna wyprawa. Tylko czy naprawdę chcemy tam jechać? Może
zamiast hotelowych miasteczek poszukać ciekawszej opcji, dającej
szanse poznania kraju i ludzi.
Wyjściem
może być casa particular, czyli prywatna kwatera. Ceny
kształtują się zazwyczaj pomiędzy 15 a 30 CUC za pokój, ale można
spotkać i droższe, bardziej komfortowe za 40 i więcej. Za śniadanie
płacimy osobno zazwyczaj kolejne trzy. Właściciele płacą podatek
rządowy, który sięga ok. 1/3 sumy ogólnej. Należy stwierdzić, że casy
posiadają pewien standard i nie są norami, choć też również
ekskluzywnymi hotelami.
Taksówki
maja określony cennik, ale da się tam coś wynegocjować. Najtaniej
podróżować wynajętym na cały dzień lub większe dystanse, samochodem.
Najlepiej wynajmować go w kilka osób, jako że dwudniowe wyprawy poza
stolicę, w zależności od dystansu, wyniosą ponad stówę. np. do
Trynidadu kosztować będzie koło 120-130 CUC.
Ceny
posiłków kształtuję się różnie. Minimum to 3-5 CUC za konkretny zapis
w jadłospisie (jedno danie). W eleganckich lokalach musimy się liczyć
się z wydatkiem od 10 do 25, jeśli nie więcej CUC za posiłek. W
casach particular posiłek zazwyczaj kosztuje pomiędzy 7 a 10
CUC. Piwo w barach czy restauracjach kosztuje 1-2 CUC. W sklepach
cena cervezy wynosi 1 CUC. Drinki Hemingwaya w wymienionych
wyżej lokalach maja cenę 3-4 CUC.
Różnie
tez kształtują się ceny muzycznych show. Najdroższa w „Tropicanie”
sięga nawet 70 CUC, „Parisien” ponad 50, ale w Casa de la
Musica, tylko 15. W tej ostatniej opcji można pobawić się z
miejscowymi, ale będziemy też zapewne nagabywani przez różnych
naciągaczy lub różnorakie, dwuznaczne oferty. Nie przesadzajmy ze
strachem... To normalni, choć biedniejsi ludzie...Też mają, jak i my,
jedno życie.
|