Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 29 grudnia 2008

Numer 1/2009 (styczeń 2009)

 

Itinerarium

 
Adis Adebe
Asum
Bazar
Wiejskie chaty
Gondar
Harrer
Kawa i hieny
Krajobrazy
Lalibali
Freski
Ludzie

W ROGU AFRYKI. Etiopia i Dżibuti
Michał Jarnecki

DLACZEGO ETIOPIA?

Etiopia ma niemal wszystko... oprócz morza. Kapitalne wyżynne i górskie krajobrazy przeplatają się z połyskującymi jeziorami, a te ustępują miejsca sawannie i wreszcie pustyniom. Ludność państwa stanowi mozaikę ludów i plemion. Łącznie jest ich tam 86 ! Na pograniczu z Sudanem i Kenią mieszkają być może najbardziej fascynujące ludy kontynentu i można mieć wrażenie, że czas stanął w miejscu, a my przenieśliśmy się do scenerii znanej z Pustyni i w puszczy. Wspaniałe zabytki liczącej prawie 3000 lat przeszłości budzą zadumę i podziw dla osiągnięć tego państwa. Państwa, które po Egipcie ma drugą co do długości historię w Afryce. Pierwszy organizm państwotwórczy na terenie Etiopii pojawił się już w I tysiącleciu przed naszą erą. Za jej założycieli podanie, opierające się na biblijnym przekazie, uważa legendarną biblijną Sabę (przez Jemeńczyków zwaną Biltis) i jej syna Menelika. 

Skąd wziął się Menelik?

Chłopiec ponoć został poczęty podczas wizyty Saby u króla Salomona, który nie był obojętny na wdzięki żeńskiego gościa. Jak opowiada etiopski mit, Saba-Bilitis, zainteresowana żywo „przyjaźnią” Salomona, miała podać królowi Izraela afrodyzjak, który przemienił go w pytona, a ten z kolei wpełzł w jej łono…

 Ale to nie wszystko! Etiopia to jedno z najstarszych chrześcijańskich państw świata. Chrystianizacja dokonała się tu w połowie IV wieku, jeszcze przed przyjęciem tego wyznania w cesarstwie rzymskim.

Wybierając jako swoją destylację tę część Afryki, zamiast do bardziej znanej i skomercjalizowanej Kenii warto zastanowić się czy nie lepiej wybrać się właśnie do Etiopii.

 HISTORYCZNY TRÓJKĄT

 Naszą wędrówkę po bogatej w historyczne pamiątki północy, rozpoczniemy od Aksum, centrum cywilizacji, która posiadała kontakty z cesarstwem rzymskim i Bizancjum. Pomimo swoich ponad 2000 lat tradycji Aksum to wcale nie pierwsza stolica państwa. Jeszcze wcześniej, w czasach przed naszą erą tytuł stołeczny nosiła Yehaa, koło erytrejskiej granicy. W samym Aksum niewiele pozostało śladów świetnej przeszłości. Znakiem rozpoznawczym, swego rodzaju ikoną tej cywilizacji jest sławna granitowa stella, w większości polskojęzycznych przewodników zwana obeliskiem, wysokości około 30 metrów i wadze około 200 ton, otoczona przez kilka innych, mniejszych i jednej większej, połamanej i popękanej, leżącej na ziemi. Kolumna ta w czasie włoskiej okupacji z okresu II Wojny Światowej (1936-41), na rozkaz duce czyli Mussoliniego, została wywieziona do Rzymu. Powróciła do Aksum dopiero w 2005 roku, a o jej transporcie i długich do niego przygotowaniach można by napisać książkę. Dziś obelisk z Aksum znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości UNESCO.

Nieopodal znajdują się ruiny najstarszego etiopskiego kościoła (datowanego na IV/V wiek) oraz bryła jego młodszego o tysiąc lat następcy. Legenda powiada, że miała się w nim rzekomo znajdować Arka Przymierza wykradziona z Izraela przez założyciela państwa – Menelika. W mieście i jego okolicach znajduje się jeszcze kilka intrygujących obiektów: pałac królowej Saby, jej rzekome łaźnie, albo raczej rezerwuar wody oraz kilka niezwykłych grobów monarszych o charakterze szybowym. Spośród niemal 10 tego typu konstrukcji najciekawszymi są miejsca spoczynku Kaleba i Gebre Meskela. Choć nie są tak spektakularne jak egipskie piramidy, to jednak robią spore wrażenie. Niech o ich rozmiarze zaświadczy fakt, że do ich budowy zostało zaciągniętych 500 słoni... Spacerując korytarzami pomiędzy potężnymi blokami skalnymi, w nikłym świetle świeczki czy latarki odnajdując na ścianach starochrześcijańskie znaki, doznajemy przeżyć na poły mistycznych.

Nieopodal, wokół Mekele, znajduje się spora grupa klasztorów wzniesionych pomiędzy VI a XII. Aby je zobaczyć potrzebujemy kilka dni...

Perłą w kornie Etiopii jest niewątpliwie Lalibela, słynna na cały świat ze swoich cudownych i niepowtarzalnych, wyciętych i wykutych w skale (szczęśliwie w tufie wulkanicznym) jedenastu kościołów pochodzących z przełomu XII/XIII w. Ponoć cesarzowi o tym właśnie imieniu, we śnie pokazał się Chrystus, nakazując wznieść te świątynie. Przy ich budowie pracować miało nawet 40 tysięcy ludzi, a efekt końcowy rzuca na kolana. Ciemne wnętrza kościołów, w ścianach których znajdują się małe okna z oryginalnymi wzorami krzyża, tworzą wrażenie wręcz mistyczne. Największy (34 metry długości), Bet Medhane Alem otaczają nawet ciosane kolumny, ale najbardziej fotogenicznym jest Bet Georgios, w kształcie krzyża greckiego. Wszystkie zostały wpisane na listę UNESCO. Poza miasteczkiem znajdują się inne, wcześniejsze lub późniejsze klasztory i kościoły, ale dotarcie do większości z nich nie jest łatwe i wymaga wynajęcia jeepa lub muła.

Historię czuje się też w Gondar, które w XVII i XVIII stuleciach pełniło role stolicy. Był to już czas kontaktów Etiopii z Europą i ślady tego pozostały w architekturze miasta. W kompleksie pałacowym szczególnie malownicze są rezydencje cesarzy Fasiladesa i Johannesa IV. W Gondar jest tez kościół z chyba najpiękniejszymi freskami w całej Etiopii, Gabre Hajleselasje. Szczególnie patrząc na strop świątyni, trudno oderwać wzrok od 86 aniołków. Na jednej ze ścian, ku naszemu zdziwieniu, znajdziemy pochodzącą z XVII w. karykaturę Mahometa. Gołego proroka na wielbłądzie prowadzi diabeł...

 NA DACHU AFRYKI

Co prawda najwyższe wzniesienia Afryki wznoszą się w na pograniczu Kenii i Tanzanii oraz w Ugandzie, to jednak zaszczytne miano „dachu” kontynentu zostało zarezerwowane dla gór Siemen w Etiopii. Najwyższy szczyt, Ras Daszan, ma niecałe 4700 metrów, czyli prawie jak Mount Blanc. Swoją metaforyczna nazwę Siemen zawdzięczają temu, że większa część pasma stanowi swego rodzaju płaskowyż, przerywany kilkoma kulminacjami. Główny trawiasty masyw (nieco podobny do naszych połonin), kończy się nagłym urwiskiem. Z ostrych krawędzi, opadających nawet i więcej jak 1000 metrów rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na przybierające dziwne kształty, wskutek postępującej erozji, szczyt i skały, odłączone od podstawowego grzbietu. Na łąkach i urwiskach żerują stada endemicznych (czyli żyjących tylko tutaj) małp, spokrewnionych z pawianami, włochatych gelad. Wieczorami jest tam zimno, a i w ciągu dnia rzadko bywa gorąco, choć do równika niedaleko. Wysokość robi swoje. Raz po raz spotykamy podczas wędrówki szumiące, kryształowo czyste strumienie i wodospady. Jeden z nich, Jinbar sięga powyżej 150 metrów ! Te urwiska przypominają nam, że jesteśmy w sumie na pierwszym odcinku tzw. Rowu Afrykańskiego, powoli ale nieustannie pogłębiającego się, co kiedyś pewnie doprowadzi do odłączenia się wschodniej Afryki od reszty kontynentu tak, jak niegdyś stało się to w przypadku Madagaskaru. Siemen wymaga jednak wysiłku... Nie wszędzie da się dojechać, a do najpiękniejszych punktów widokowych, usytuowanych zazwyczaj na krawędzi masywu, trzeba dojść, niekiedy i kilkanaście kilometrów. Są to odległości, które należy pokonać chodząc i wspinając się na wysokościach rzędu 3800-4000 metrów !

W POSZUKIWANIU ZAGINIONEJ ARKI

Serce chrześcijańskiej Etiopii, w jej koptyjskiej specyficznej postaci, bije nad największym jeziorem – Tana. Na jego wysepkach i brzegach wznoszą się pozostałości ponad 20 klasztorów budowanych tu od średniowiecza. W jednym z nich, Tana Cherkos, przez setki lat miała znajdować się zaginiona, czy jak kto woli wywieziona (wykradziona ?) Arka Przymierza. Mniejsza o prawdziwość tej intrygującej i dowartościowującej Etiopczyków legendy, wyrastającej z założycielskiego mitu. Jeżeli nawet świadomi, że arki raczej nie znajdziemy i nie przebijemy tym samym Harrisona Forda, to wyprawy nad jezioro w programie ekspedycji etiopskiej zabraknąć nie może... Już sama wycieczka po jeziorze, podczas której mamy szansę nad głowami zobaczyć szybujące stada pelikanów, a na wodzie rybaków pływających na chybotliwych łódkach z papirusu jest przyjemnością sama w sobie. Zachwyca także architektura klasztorów, a ich freskowa dekoracja rzuca na ziemię... Szczególnie zniewalają żywe kolory dwóch z nich, Nagra Selassie i Ura Kidane. Do niektórych klasztorów wstęp został zabroniony kobietom, co dowodzi, że ciągle jeszcze w różnych religiach pokutuje anachroniczna antyfeministyczna fobia. Punktem wypadowym jest urokliwie rozłożone na południowym brzegu jeziora, miasto Bahar Dar.

 W DOLINIE OMO, CZYLI NA TROPACH STASIA I NEL

Etiopia może sprawiać wrażenie, jakby cza się zatrzymał. Właśnie duch odchodzącej w przeszłość Afryki unosi się nad doliną Omo na styku granic Etiopii, Sudanu i Kenii. Zamieszkują te obszary plemiona wyjątkowo egzotyczne i dziwaczne, jeżeli chodzi o strój-lub jego brak, obyczaje i wygląd. Wojowniczy lud Surma zazwyczaj gościnnością nie grzeszy, choć sytuacja tutaj się poprawia. Większość chodzi tak jak ich Pan Bóg stworzył, czyli tekstyliów unika... choć zdarzają się i osobnicy paradujący tylko w T-shirtach... Surma też niechętnie dają się fotografować. Z kolei wojujący z nimi czasami Mursi, są łagodniejsi, częściej tekstylni, choć nie jest to regułą. Ich kobiety upiększają się w sposób osobliwy. Odcinają wargi od ust, wybijając przy okazji 3-4 przednie zęby, tak aby włożyć, podtrzymywany uciętymi na poły wargami drewniany lub gliniany krążek. Są na swój sposób piękne, ale powiedzmy – piękne inaczej. Plemię Karo, raczej już reguły tekstylnej, wyróżnia się ciekawym barwieniem na biało skóry, fryzurami obojga płci oraz tym, że dziewczęta często przebijają sobie gwoździem nasadę wargi. Wreszcie plemię Galeb, sławne z wojowników i dziewcząt plecących oryginalne dredy wzmocnione błotem i tłuszczem.

Ta wymienianka nie wyczerpuje tematu mieszkańców doliny Omo, ale nie sposób zobaczyć wszystkie osiadłe tam plemiona w kilka dni. Minimum pobytu to tydzień. Niezależnie od odległości termin wyznacza jakość dróg, albo raczej ich brak. Gra jednak warta jest przysłowiowej świeczki bo Etiopia jest domem chyba najciekawszych plemion zamieszkujących Czarny Ląd.

Co ciekawe za najbardziej seksowne uchodzą tutaj, wśród plemion dolinie Omo… łydki. Broń Boże dotknąć tych waśnie stron ciała, ale już na przykład urodziwy tors, niekoniecznie. Wniosek – strzeżmy się więc łydek !

A pokusy istnieją! Ludy Omo Valley są też przecież niezwykle urodziwe. Mamy szansę spotkać czarnoskórych Dawidów i dziewczyny, przy których Naomi Cambell zwyczajnie wysiada... Wysmukli, długonodzy mężczyźni i piękne dziewczęta, bez grama zbędnego tłuszczu, przyciągają wzrok. Zdecydowanie odbiegają ci ludzie od przekarmionych fast-foodami sylwetek znanych nam nie tylko zza oceanu. Są zwyczajnie piękni....ale też niezwykle biedni.

 KAWA I NIE TYLKO, CZYLI HARER

Legendarna kawa arabica faktycznie pochodzi ze wschodniej Etiopii i stąd wywożona została poznana przez mieszkańców Półwyspu Arabskiego, a ci z kolei przekazali wieść o niej Europie. Choć Etiopia nie należy do grona największych producentów tej właśnie rośliny, to jednak znawcy podkreślają jakość tutejszej kawy. Za najlepszą w tym kraju uchodzi ta uprawiana i wypalana w Harerze, notabene tysiącletnim mieście w pobliżu granicy z Somalią. Sława kawy przyciągnęła tutaj pragnącego jako handlowiec rozpocząć nowe życie, po zerwaniu burzliwego związku z Varleinem, głośnego innego modernistycznego poetę, Augusta Rimbaud. Pod koniec XIX w. etiopski wybitny cesarz, Menelik II, przyłączył te obszary do swojego państwa, likwidując istniejący tam sułtanat. Do dzisiaj miasto i wschodnia prowincja, której jest stolicą, pozostaje islamskim centrum Etiopii. Piękne może nie jest, bo to nie podretuszowany skansen, lecz jak najbardziej autentyczne. Nie brakuje śmieci i smrodu. Posiada jednak swoją atmosferę, przyciąga egzotyką, niekiedy szokuje- w przypadku targu mięsnego i sklepów rzeźnickich (np. głowa wielbłąda), pachnie kawą i ostrymi przyprawami. Miasto otaczają plantacje halucynogennej rośliny (lekki tutejszy narkotyk) zwanego qat, czy jak kto woli czat. Żują go niemal wszyscy mężczyźni, a wielu stara się go mniej lub bardziej legalnie rozprowadzać. Największą jednak osobliwością Hareru są swoiste nocne spektakle, gdy kilku miejscowych śmiałków dokarmia z ręki lub ust licznie żerujące w okolicach hieny (tzw. hiena feeding). Widowiska zakorzenione są w tradycji, ale wkrada się do nich bezlitośnie komercja. Turyści powoli dominują liczbowo wśród gapiów, a sama impreza powoli przekształca się w show...

Miasto od niedawna zostało wpisane na listę UNESCO.

SPRAWY PRAKTYCZNE

Przelot do Etiopii nie jest najtańszy-mniej więcej 3100-4000 złotych ze wszelkimi opłatami. Cena ostateczna zależy od sezonu; ja np. skorzystałem z promocji, wykorzystując dolną granicę. Wizę kupujemy na lotnisku, koszt 20 $. Lokalna waluta to biry. Podaję przykładowe kursy: 1 $=8 Br, zaś 1 €=11 Br. W stolicy znajduje się jeden czynny bankomat - w hotelu Sheraton. Bank Ras Dashen także przymierza się do otwarcia i w kilku punktach przyjmuje płatności kartą Visa, jak na razie jedyną akceptowaną w Etiopii.

Noclegi są w zasięgu każdego portfela, choć oczywiście z ceną związany jest zazwyczaj standard. Dlaczego zazwyczaj? Ponieważ hotele państwowe zazwyczaj przepłacone, nieadekwatne do ceny, co powinni zauważyć wielbiciele tego co pozostaje w rękach rządu. Dwójki z łazienkami w tych ostatnich kształtują się koło 50$. Za to samo można w prywatnych znaleźć za równowartość 25-40 $. Raz zdarzyło mi się w państwowym za 45 $ nie mieć przez większą część dnia wody. Włączyli po interwencji na pół godziny. Nie brakuje luksusowych hoteli, jak choćby Sheraton w stołecznej Adis Abebie, ale taka przyjemność kosztuje 200 $. Na prowincji często bywa bardzo tanio, choć warunki są spartańskie. Pokój kosztuje czasem 30-50 birów czyli 4-5,5 $.

Dzindżera czyli esencja etiopskośći

Wyżywienie jest tanie, tańsze niż w Polsce. W nielicznych supermarketach wiktuały są droższe niż w tradycyjnych sklepach! W knajpach najpopularniejsze są potrawy z wołowiny, baraniny i kozy. Wszędzie serwują wielki kwaśny naleśnik zwany dżindżera, w postaci dodatku.

Wstępy nas nie zrujnują, choć do niektórych klasztorów nawet mogą wynosić 50-100 birów. Zazwyczaj jednak cena zamyka się w 20 birach. W parkach narodowych cena jest stała – najczęściej wynosi 70 birów od osoby....

Komunikacja autobusowa jest śmiesznie tania, ale uciążliwa ze względu na stan dróg, albo ich brak. Często obok busów jeżdżą ciężarówki zabierające tłumek ludzi. Samoloty jak zwykle nie są tanie, ale wygodne. Przeloty kosztują między 60 a 100 $. Wynajęcie jeepa nie należy do taniej przyjemności– co niezbędne jest na południu, to mniej więcej 100 $ dzienne. Także nieco kosztowny będzie treek w górach Siemen. Obok jeepa, który podwiezie, należy pamiętać o kilku dodatkach. Najpierw o bilecie do parku-to ok. 70 birów na 2 dni, choć trudno zmieścić się w tym czasie, jeśli chcemy trochę pochodzić. Ponadto musimy obowiązkowo opłacić strażnika, około 10-20 birów dziennie, no i ewentualnie pamiętać o tragarzach lub mułach, co także kosztuje 30 birów dziennie. Niektórzy biorą tez przewodnika i kucharza, ale to nie jest obligatoryjne.

DIJBOUTI-DŻIBUTI

Niewielkie, liczące 23 tys. km² państwo, zwane dawniej Francuskim Somali albo Francuskim Terytorium Afarów i Issów, na pierwszy rzut oka niewiele ma do zaoferowania. Większość powierzchni zajmuje kamienista pustynia, gdzie latem temperatury przekraczają 50 stopni. Z tych względów ¾ ludności liczącego 600 tys. mieszkańców kraju skupiło się w spieczonej słońcem stolicy, która dała nazwę całemu państwu. Miasto nazywane niekiedy z wielką przesadą francuskim Hong Kongiem jest jednym z najważniejszych portów wschodniej Afryki. Strategiczne położenie na styku Morza Czerwonego i Oceanu Indyjskiego stanowi o strategicznej roli, jaką ten mały kraj odgrywa. Jego bezpieczeństwa strzegą m.in. oddziały Legii Cudzoziemskiej i Amerykanie, obawiający się tam eksportu islamskiego fundamentalizmu. Niewielkie państwo wtłoczone pomiędzy ludniejsze od niego i większe : Erytreę, Etiopię i zanarchizowaną Somalię, bez tego miałoby problemy z zachowaniem suwerenności. Ze względu na złe relacje Etiopii z Erytreą, Dżibuti dla tej pierwszej, nie posiadającej dostępu do morza, stanowi coś w rodzaju okna na świat. I powiedzmy szczerze-każe sobie za to nieźle płacić....Większość tranzytu etiopskiego przechodzi przez ten port.

Ścisłe, XIX wieczne centrum jest niewielkie i łatwo je zwiedzić. Wiele kolonialnych gmachów przyciąga uwagę elegancją lub architekturą nawiązującą do mauretańskiego stylu. Raczej drugiego Hong Kongu tam nie znajdziemy... i jedynie portowa kariera obu miast w jakiś sposób je łączy....

Mimo spiekoty i ponurego w sumie krajobrazu, często przypominającego obszary po wojnie atomowej, warto wybrać się na pustynię... Wcześnie rano, kiedy powietrze jeszcze jest rześkie, da się tam przeżyć i podglądnąć surowe piękno pustyni Danakilskiej. Rumowiska skalne maja wulkaniczne korzenie i zdradzają to rozsiane pola lawowe i stożki wygasłych kraterów. Fenomenem jest słone jezioro Assal, mieniące się barwami krystalizujących na dnie pierwiastków. Jezioro stanowi najniższy punkt Afryki. Depresja sięga tutaj 153 m.p.p.m.

Interesujące są też fragmenty wybrzeża. Zachwyca zatoka Goubet z krystalicznie czystymi wodami i przylegającymi doń rafami. Piękne jest grupa wysp zwana Siedmioma Braćmi w pobliżu Erytrei. Warto wpaść na krótko do miasteczka Tadjura. W okolicach są ładne plaże i można oderwać się od nieznośnego upału stolicy. W zatoce Tadjura z morza wyłoniło się kilka koralowych wysp. Wyprawa na jedną z nich powinna znaleźć się w planie każdego wędrowca, którego losy przywiodły do Dzibuti. Osobiście odwiedziłem tą, która nosi nazwę Maschale. Jest nieźle zagospodarowana. Posiada czyste toalety i kilka bungalowów, gdzie ostatecznie, można się przespać, ale ta przyjemność kosztuje kilkadziesiąt euro lub dolarów. W sumie na kilka dni jest co robić...

O spotkanie z legionistami w Dżibuti nie jest trudno. W weekendowe dni na przepustce przechadzają się w charakterystycznych krótkich spodenkach i białych skarpetkach. Na południe od stolicy znajdują się na skale koszary Legii. Wśród głazów pną się suche krzewy, których czepiają się dożywiane przez żołnierzy małpy. Cudzoziemskich wojak ów spotkać można tez na odbywanych na pustyniach manewrach, jadąc do najciekawszych, a oddalonych zakątków kraju.


Sprawy
praktyczne

Środkiem płatniczym są lokalne franki (DFR), ale powszechnie akceptowane są dolary i euro. Jak kształtują się kursy ? 1 $=ok.175 DFR, zaś 1 €=220 DFR

Niestety jest drogo. Jak na standard afrykański. Doba hotelowa kosztuje od 30 $ za pokój, ale warunki za tą cenę bywają skromne. Od 45 $ za pokój mamy zagwarantowana klimatyzację, bez której w Dzibuti nie da się żyć. Posiłki tez nie należą do tanich. W restauracji trzeba się liczyć z wydatkiem od 10 $ na głowę i wyżej, jeżeli bierzemy do posiłku napoje. W tym muzułmańskim, ale tolerancyjnym kraju, zamiast bardzo drogiego alkoholu (piwo w pubie czy hotelu-8 dolarów!), warto popróbować wyciskanych, świetnych, świeżych soków, choć i te najtańsze nie są. Półlitrowy kufel to wydatek rzędu 300 miejscowych franków. W supermarkecie Semiramida, gdzie głownie zaopatrują się cudzoziemcy można piwo kupić za około  225 franków, a te gorszego sortu nawet za 180.

Stosunkowo tanio wychodzi-o ile się znajdzie kilku chętnych jednodniowa wyprawa na koralową wyspę. To wydatek rzędu 40 –45 dolarów, ale w cenie jest zagwarantowany obfity posiłek.

Uwaga na taksówkarzy Spora ich grupa widząc białych ludzi rzuca astronomiczne ceny... Trzeba się targować....

Wiza jest niezbędna. Załatwiamy ją albo w ambasadzie Francji w Warszawie (koszt ponad 100 złotych) lub w placówkach dyplomatycznych Dżibuti w okolicznych krajach. Kosztuje to 30 $ lub €. Ja to uczyniłem w Etiopii.

Do Dżibuti najlepiej dojechać z Etiopii: z Dire Dawa (ok. Hareru) kursuje zarówno pociąg (trzy razy w tygodniu), jak też autobus. Z Adis Abeby można dojechać trackami. Raz w tygodniu leci tam samolot Air France. Drogo. Bilet powrotny kosztuje ponad 1000 $....
 

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij