|
Michał Jarnecki
W cieniu Góry Fuji. Banzai czyli wyprawa do Japonii.
Źródło: http://mynihon.blogspot.com/2011/05/odsona-pierwsza-japonia-kraj-kwitnacej.html
Wyprawę do Nipponu planowałem kilka lat....Wyspy Japońskie są tematem trudnym dla klasycznego globtrotera,
backapckersa czyli plecakowca. Truizmem byłoby stwierdzenie, iż to droga destynacja. Pomijam wyjazdy
na zaproszenie, staże czy studia. Da się jednak ów "temat" ugryźć, dobrze go planując, mając w ręce literaturę
od Lonely Planet począwszy, skończywszy na radach i uwagach z podróżniczych forów. Niezależnie
od cen uwarunkowanych wysokim poziomem życia, kraj ten też stanowi swoiste logistyczne wyzwanie, ze względu
na swoja geografię. Nie pojedziemy chyba tylko po to, aby zobaczyć Tokio… Nie ubliżając stolicy,
są tam o wiele ciekawsze i piękniejsze miejsca. Japonia jest przecież krajem wyspiarskim, obejmuje
bowiem 3922 wyspy różnej wielkości o łącznej powierzchni 377,8 tys. km kwadratowych. Większość obszaru
i tego co warto odwiedzić, skupia się na czterech wyspach: Honsiu, Hokkaido, Kiusiu, Sikoku. Jednak ten
problem da się rozwiązać dzięki świetnie rozwiniętemu transportowi, zwłaszcza kolejowemu, który dowiezie
nas do większości atrakcji, choć zasoby naszych kieszeni nadwątli. Inwestujemy jednak w siebie i jesteśmy
chyba tego warci?
Mega miasto
Zaczynamy raczej tradycyjnie, bo tak najprościej, od największej z wysp: Honsiu. Zdecydowanie najłatwiej
też na nią dotrzeć samolotem z Europy, choć są tacy co rozpoczynają od Hokkaido czy Okinawy. Wspólnie
z Bogdanem rozpoczęliśmy więc tradycyjnie …od Tokio. Stolica wraz z Jokohamą jest klasycznym "vibrat
city", jednym z kilkunastu mega miast na świecie. Za tą opinią zgodzić się można szczególnie w najbardziej
pokręconej z dzielnic i moim zdaniem najciekawszej, Shinjuku, nazywanej często japońskim Manhattanem,
a to powodu licznych skylinerów, gdzie kotłują się i mieszają tłumy czarnowłosych mieszkańców.
Na tutejszym dworcu codziennie przewija się ok. 750 tysięcy ludzi, co w godzinach szczytu robi przygniatające
wrażenie. Co ciekawe nikt się nie przepycha, nie awanturuje, nie wrzeszczy, a tłum w sposób karny i zdyscyplinowany
przemieszcza się ku peronom czy kilkunastu wyjściom. Świetna organizacja i dyscyplina, są znakiem rozpoznawczym
nie tylko tego dworca, ale dobrym wstępem i symbolem całej Japonii. Na Shinjuku potrafi być też wesoło.
Niezbyt daleko od schroniska młodzieżowego, w dawnej olimpijskiej wiosce, znajdują się liczne kluby nocne,
dyskoteki oraz tzw. LOVE Hotel’s … z charakterystycznymi amorkami wyposażonymi w
łuki i strzały wraz z serduszkami. Można się domyślić ich przeznaczenia, ale ów kicz ma więcej wdzięku
niż np. dzielnica czerwonych świateł w Amsterdamie.
W ścisłym centrum, w Ueno, miłośnicy przeszłości wpadną zapewne do Muzeum Narodowego, ale ostrzegam
przed ogromem jego zbiorów. Przytłaczają i jeden dzień może być zbyt krótki nawet na powierzchowne ich
obejrzenie. Może raczej powłóczyć się po parku o tej samej nazwie co dzielnica, pogapić się jak ludzie
żyją, spędzają czas. Młodzież często ćwiczy sporty walki, starsi płynnie uprawiają gimnastykę, choć nie
jest to tak masowe zjawisko, jak np. w Chinach. Park Ueno i ogrody cesarskie to jedyne oazy zieleni,
ale w związku z tym, że te drugie tylko częściowo są udostępnione publiczności, to znaczenie tych pierwszych
wzrasta. W parku cesarskim możemy podziwiać sławne japońskie sosny bonzai o niekiedy bardzo fantazyjnych
kształtach, rzadko przekraczające 3 metry wysokości. Wstęp jest płatny. Sam pałac cesarski ogląda się
zza bramy, z pewnej odległości. W Ueno też znajduje się główny dworzec szybkich shikansenów, a
nieopodal rozciąga się sławna handlowa ulica Ginza, coś w rodzaju Champs-Élysées. Z racji zniszczeń wojennych,
Tokio nie posiada jakiś imponujących zabytków, ale kilka świątyń zasługuje na uwagę. Najładniejszą bez
wątpienia jest kolorowa, z przewagą czerwieni, buddyjska Senso-ji w dzielnicy
Asakusa. Dwie szintoistyczne
też są warte polecenia. W Ueno można spacerem wśród drzew wejść do świątyni poświęconej jednemu z najwybitniejszych
szogunów, Togugawie Jejasu, z ponad 200 kamiennymi latarniami dookoła. Także i tam wznosi się surowa
Meiji-jingu, poświęcona cesarzowi reformatorowi z drugiej połowy XIX stulecia panującej dynastii.
Shintoizm (shinto, szintoizm) - politeistyczna japońska tradycyjna religia oparta na mitologicznych źródłach,
stanowiąca mieszankę elementów konfucjanizmu, buddyzmu i przede wszystkim wcześniejszych pierwotnych
kultów i niejednokrotnie osobliwych obrzędów. Wierzenia shintō nie mają wspólnego kanonu, organizacji,
ani świętych ksiąg. Według mitologii wnuk bogini Amaterasu zstąpił na ziemię aby zapanować nad nią. Jego
potomek, Kamuyamatoiwarehiko, po latach marszu dotarł do centralnej Japonii i w miejscowości Kashihara
11. dnia 2. miesiąca 660 roku p.n.e. i objął godność cesarza Jimmu. Obecnie zasiadający na tronie Akihito
jest 125 potomkiem bóstw w prostej linii.
|
Dzielnica Shibuya z kolei zasługuje na uwagę ze względu na ciekawą nowoczesną architekturę oraz
centa handlowe, jak na warunki japońskie, nie aż tak strasznie drogie. Pełno neonów, bilbordów, kolorowych
reklam. Ładnie to wygląda wieczorem, zwłaszcza w okolicach stacji metra. Jeśli myślimy o pamiątkach z
wysp, to warto o Shibuji pomyśleć. Tam kupiłem parę kimon oraz kilka płyt.
Osobliwy i fascynujący budynek kryje się w Ikeburo …To bodajże 7-piętrowy salon samochodowy
Toyoty. Na najwyższej kondygnacji są najróżniejsze modele japońskich mercedesów-lexusy, które można dotknąć
i nawet wejść do środka….
Portowa Jokohama jest ładnym nadmorskim miastem, z interesującą, zazwyczaj nowoczesną architekturą
i nadmorskim bulwarem… Zmęczeni zgiełkiem stolicy mogą tam znaleźć pewne ukojenie i próbować odetchnąć
cieniem wielkiej legendy, a zarazem prawdziwej historii romansu japońskiej damy z amerykańskim komandorem
Perrym (lata 1853-1854), zakończonym tragicznie, bo sepuku, porzuconej przez jankesa lokalnej
arystokratki. To sławna Madame Butterfly, której pomnik stoi w Jokohamie.
Misja komandora Matthew Perry’ego miała miejsce w latach 1853-1854, doprowadzając do wymuszonego
otwarcia Japonii na świat i przełamania izolacjonizmu, otwarcia portów i kraju na handel ze Stanami Zjednoczonymi.
Efektem stał się traktat Z Kanagawy (dzisiaj dzielnica Jokohamy) z marca 1854 roku. Na marginesie kilkumiesięcznych
negocjacji w cieniu luf amerykańskich okrętów wojennych miał miejsce legendarny romans Amerykanina z
japońską damą, która po odpłynięciu jankesów, uważana za zhańbioną przez cudzoziemca, popełniła rytualne
samobójstwo.
|
Od samurajskiej wioski i wielkiego Buddy do Hiroshimy
Nie tak strasznie daleko, bo tylko 50 kilometrów na zachód od tokijskiej aglomeracji, leży Kamakura
ze sławną, wykonaną z brązu wielką figurą Buddy (tzw. Daibatsu), o wysokości prawie 14 m. Eksperci wpisali
ją listę UNESCO. Owe "big statue" pochodzi z połowy XIII stulecia. W mieście jest też kilka innych ciekawych
sakralnych obiektów, ale top listy zajmuje sylwetka Guatamy1.
Jedną z pereł Japonii, jest zespól klasztorny w Nikko, sąsiadujący z parkiem narodowym o tej samej
nazwie, niecałe 200 km na północ od Tokio. Kompleks powstał na początku XVII wieku, stanowiąc wielkie
mauzoleum i pomnik ku czci Yeyasu Tokugawy, właściwego twórcy szogunatu i nieformalnego, choć faktycznego
twórcę potęgi swej rodziny, dominującej do połowy XIX stulecia w wyspiarskim kraju. W rozległym zespole
wybijają się świątynie Toshogu I Rinnoji. W samym mieście warta obejrzenia jest
Tomozawa, cesarska willa
z końca XIX wieku, pełniąca rolę rezydencji letniej do drugiej wojny światowej, a potem opuszczona, zaniedbana,
ale od kilkunastu lat po renowacji udostępniona zwiedzającym.
Szogunat - system dziedzicznych rządów, sprawowany przez najwyższych dowódców wojskowych - szogunów
(siogunów), zwany też bakufu - dosłownie z namiotu. Pierwsze przypadki zaistniały już w
XIV wieku w tzw. okresie Kamakura, ale ostatecznie został na kilka stuleci ustanowiony przez Yeyasu Tokugawę
w 1596 roku i przetrwał do rewolucji Mejiji w latach 1867-1868.
|
Na północy Honsiu, wśród gór i lasów leży sympatyczne, niewielkie
Kakunodate, miasteczko ze świetnie
zachowanymi samurajskimi rezydencjami. Dotarliśmy tam uciekając przed zgiełkiem i chaosem wielkiej metropolii.
Stąd korzystając z karty JR-Pass, dokonaliśmy przerzutu na południe, do
Hiroshimy. Byłoby truizmem przypominać,
co wydarzyło się tutaj 9.08.1945 roku. Przypomina o tym nie tylko muzeum z ascetyczną, ale robiącą wrażenie
wystawą, ale również Memorial park i ruiny przedwojennego ratusza. W parku stoi dzwon pokoju, a młodzież
licznie odwiedzająca to miejsce (notabene wspaniała żywa lekcja historii), pozostawia kolorowe, papierowe
żurawie, symbolizujące w tym kraju pamięć i szacunek dla tych, którzy odeszli. Przy okazji oddają część
koleżance, która zmarła na chorobę popromienną, sama zmagając się ze słabością, wytwarzając swoimi słabnącymi
rękoma owe ptaki. Ekspozycja muzeum budzi jednak pewną wątpliwość. Nie daje szerszego kontekstu …
zapomina o tym, że straszny dzień 9 sierpnia poprzedzony został 7.12.1941 roku pamiętnym atakiem na Pearl
Harbor.
Jednym z najciekawszych i najbardziej fotogenicznych punktów na mapie turystycznej kraju kwitnącej
wiśni, jest wysepka Mijajima (Miyajima) z grupą intrygujących sanktuariów religijnych. Topem listy jest
niewątpliwie świątynia Itsukihima ze sławnym czerwonym "pływającym" tori, czyli rytualną bramą,
która zanurzona jest w wodach cieśniny oddzielającej wyspę od Honsiu. Najbliżej przystani promowej rozłożony
jest również zespół Senjokaku z wielką hala i pięciopiętrową pagodą. Jeszcze jedno sanktuarium -
Daisho,
kryje się na szycie dominującej nad wyspą górze Misen. Częściowo można dojechać tam kolejką linową, a
potem wejść pieszo, niekiedy będąc zaczepianym przez makaki oczekujące żywnościowego wsparcia. Na dole
z kolei wszechobecne, bezkarne jelenie i daniele, nie tylko domagają się pokarmu, pocierając nosami przybyszy,
ale nawet włamują się do plecaków i toreb, czego doświadczyłem wraz z Bogdanem. Jeden ze stworów był
tak bezczelny, że nawet chciał wyrwać piernika toruńskiego z ust memu towarzyszowi podróży.
Cień człowieka jest chyba najbardziej wstrząsającym eksponatem hiroshimskiego muzeum, poświęconego dramatowi
9.08.1945. Jest to fragment płyty chodnikowej, na której widać ciemne zarysy ciała ludzkiego, które wyparowało
wskutek wysokiej temperatury. To anonimowy mieszkaniec (mieszkanka?) miasta, osoba mająca pecha przechodzić
rankiem mostem obok epicentrum, punktu zero. Lepiej przemawia ów ślad do wyobraźni niż setki stron książek
o bombie A.
|
Na południe od Hiroshimy interesująca jest Okayama z uroczym parkiem, w bardzo tradycyjnym stylu
oraz eleganckim zamkiem. Miasto jak większość ucierpiało podczas wojny, ale zostało odbudowane. Dla nas
był to punkt wypadowy na Kuisiu.
Święta Góra Fuji
Można dotrzeć do niej, czy może raczej otrzeć się o nią lub zobaczyć na kilka sposobów. Zdeterminowani,
niezależnie od warunków pogodowych i trudów, będą się wspinać na wulkaniczny szczyt liczący sobie 3776
n.p.m., pokryty zawsze śniegiem. Do pewnej wysokości, koło 2400 metrów, nawet da się podjechać autobusem
czy samochodem. Mamy do wyboru 4 szlaki turystyczne oraz koło 10 schronisk, w których możemy się zatrzymać,
odpocząć i przespać.
Dojazd koleją, a potem autobusem oraz wspinaczki. Źródło, w: http://www.japan-guide.com/e/e6901.html
Najwygodniejszym sposobem, ale oznaczającym tylko widoki, o ile pogoda pozwala, jest dojazd do parku
narodowego Hakone. Dociera tam też linia kolejowa. Tak się składa, że JR ma tam skąpe połączenia
(Odawra
czy Gotemba) i należy raczej korzystać z prywatnych przewoźników Odakyu czy
Tozen, albo wykupić specjalny
Hakone Pass, stanowiący kombinację połączeń kolejowych, autobusowych czy rejsu po jeziorze Ashi
(caldera).
Japoński Golden Triangle: Osaka-Kyoto-Nara
Nieco na północ od Hiroshimy, w centrum Honsiu, znajduje się chyba to co w tym kraju najlepsze. Kyoto
jest wielkim zaskoczeniem od samego momentu przybycia. Wysiadamy na nowoczesnym dworcu o konstrukcji
kosmicznej … XXI wieku. Jednak potem opuszczając okolice stacji kolejowej, udajemy się autobusem
w stronę, świetnie zachowanej starówki, która uniknęła zniszczenia w latach wojny. Można tam się włóczyć
bez końca, zahaczając o kapitalne wprost świątynie (jest ich ponad 70) i ogrody, a jeśli to się znudzi
to warto wpaść do pałacu cesarskiego, który zwiedzać można z przewodnikiem, po uprzednim umówieniu i
okazaniu paszportu. Kyoto posiada ponadto atmosferę, tak więc nawet i wieczorem warto się pogapić i pochodzić.
Nieopodal jest jeszcze inne stare miasto, jeszcze przed Kyoto pełniące rolę stolicy -
Nara. Tutaj znajduje
się największy drewniany posąg Buddy, w równie wielkim drewnianym budynku (ponoć największym na świecie).
To świątynia Todaji. Po otaczającym ją parku włóczą się jelenie, uważne za święte i symboliczne stwory.
Niedaleko Nary i Osaki wznosi się góra Koya San mieszcząca grupę szintoistycznych klasztorów, centrum
pielgrzymkowe, ale także i niepowtarzalna okazja dla cudzoziemców, zanocowania w jednym z nich i poznania
ich specyficznej atmosfery. Bogdan, spory chłopak, no powiedzmy szczerze-mężczyzna rosły, u drobnych
gości i mnichów zyskał miano King Konga.
Niedaleko Nary wznosi się wśród pól ryżowych najstarsza drewniana świątynia globu, też oczywiście
wpisana na listę UNESCO, Horyuji, z VII i VIII wieku n.e. Na własną rękę można tam dotrzeć lokalnym połączeniem
JR (lepszą wersja rodzimej jednostki).
Osaka, mocno zniszczona podczas wojny, podniosła się z ruin i posiada nie tylko zrekonstruowany
zamek, ale i ciekawe nowoczesne centrum. Na uwagę zasługuje osobliwa dzielnica-America Mura, w sumie
kiczowata wizja Stanów Zjednoczonych w oczach przeciętnego Japończyka
Pomiędzy Hiroshimą a Złotym Trójkątem wznosi się okazały, niezwykle efektowny i fotogeniczny, świetnie
zachowany mimo wojennych uszkodzeń, zamek Himeji, stanowiąc swego rodzaju ikonę Japonii. Spacerując po
blankach i komnatach oraz spoglądając z pewnego dystansu, można sobie wyobrazić chwałę dawnej, feudalnej,
samurajskiej Japonii.
Kiusiu
To druga po Hokkaido aktywna pod względem sejsmicznym japońska wyspa. Interesował nas tam Park Narodowy
Aso z kilkoma dymiącymi i bulgoczącymi kraterami. Pod względem wysokości może nie imponują, sięgając
1200-1400 metrów, ale unoszący się zapach siarki i mgiełka z racji różnic temperatur, robią wrażenie.
Docieramy do parku autobusem spod najbliższego dworca JR. Widoki z racji gęstych chmur ( w czerwcu panuje
tutaj pora deszczowa) nie były imponujące, ale nie o to chodziło. Przygoda z wulkanem znalazła swoje
spełnienie!
Na Kiusiu wpadliśmy do kilku ciekawych miast, bo zwyczajnie brakowało czasu, a licznik czasowy JR
Pass (bilet ma określoną ważność terminową), nieubłaganie posuwał się do przodu (no tak już w życiu jest
…. ). Jedną noc spędziliśmy w Nagasaki, gdzie po raz drugi użyto najstraszliwszej z broni, dnia
9.08.1945 roku. Tutejszy Memorial Park jest mniejszy, skromniejszy, bardziej wyciszony, mniej odwiedzających,
ale może to bardziej umożliwia skupienie? Spaliśmy w typowo japońskiej "noclegowni" czyli hotelu-kapsule,
gdzie w dużych salach rozmieszone są klimatyzowane kokony z telewizorkami i odtwarzaczami video czy
DVD.
To hotele dla panów, czego dowodzą wręczane w recepcji kasety o jednoznacznej treści, które goście mogą
oglądać dla zabicia nudy. Nie wiem czy tak jest wszędzie - ale to widziałem w Nagasaki.
U podnóża Aso znajduje się urocze Kumamoto z pięknym miejskim parkiem i raczej przeciętnym zameczkiem
odrestaurowanym z wojennej pożogi.
Perłą wyspy, a według mojego zdania, japońskim Neapolem, jest miasto Kagoshima na południowym wybrzeżu.
Do włoskiego odpowiednika upodabnia go aktywny sejsmicznie wulkan Sakurajima o wysokości 1777 metrów
n.p.m., po drugiej stronie zatoki. Kagoshima stanowi doskonały punkt wypadowy do
Chiran, uroczego miasteczka
położonego, jeszcze bardziej na południe (kursuje tam autobus). Zachowały się tam nie tylko liczne rezydencje
samurajskie, ale można też zobaczyć chwytające za serce i dające pewne wyobrażenie muzeum w dawnej bazie
i ośrodku szkoleniowym lotników kamikadze. Ściany wytapetowane zostały zdjęciami tych kilku tysięcy chłopców
i młodych mężczyzn… Czasem dziecięce twarze budzą pytania o sens ich ofiary i całej tej wojny,
a zarazem o cynizm i fanatyzm elit, które tą młodzież pchnęły ku samobójczym lotom. Na zewnątrz stoi
pomnik matki żegnającej młodziutkiego pilota oraz zachowany sławny torpedowiec
Mitshubichi, zwany popularnie
O. W środku są resztki rozbitych samolotów i specjalny, "tani" drewniany model z pancerzem na dziobie.
No cóż - z założenia miały to być raczej loty w jedną tylko stronę. Przez spokojne dzisiaj miasteczko
prowadzą kanaliki, w których pluskają, radując oczy przechodniów, kolorowe karpie koi. Przy okazji nasuwa
się refleksja, niezależnie od surowszego u nas klimatu - jak długi żywot miałyby w Polsce, czy nie zostałyby
w ciągu kilku nocy odłowione i prawdopodobnie zjedzone?!
Sikoku
Ta najmniejsza z wielkich wysp połączona mostem z Honsiu, posiada kilka atrakcji. Największym miastem
jest Matsuyama z najstarszą w Japonii publiczną łaźnią - Dogo Onsen, nadal czynną. Oczywiście nie mogliśmy
tego punktu ominąć i nie żałowaliśmy. Stylowe wnętrza, herbata i ciasteczka, przydziałowe
kimonka. No,
jak bywa w takich punktach, należy zrzucić odzienie i zanurzyć się w kamiennym, wielkim gorącym basenie.
W mieście jeszcze znaleźć można 7 świątyń… ale nie zwiedzaliśmy ich oraz stary, ładny zamek.
Osobliwością jest z kolei mniejsza, spokojna Uwajima. Oprócz niewielkiego zamku, u jego stóp, wznosi
się świątynia Tagayinja. To co wyróżnia to "świątobliwe" miejsce to gigantyczny, drewniany, trzymetrowy
fallus, obnoszony w procesjach podczas szintoistycznych obrzędów i świąt. Obok zaraz jest też, tzw. muzeum
seksu, momentami ocierające się o wulgarność. Oprócz żartobliwych eksponatów, typu średniowieczne pasy
cnoty, są też ryciny, eksponaty o jednoznacznym przeznaczeniu.
Hokkaido
Można zaryzykować tezę, iż ta wyspa jest zielonym płucem Japonii. Nie brakuje i tutaj sporych miast,
ale nie są one molochami i egzystują w cieniu w niemal nieskażonej przyrody. Znajdujące się na południu
wyspy Hakodate, łączy z miastem Amori na sąsiedniej Honsiu, najdłuższy w świecie, zbudowany w latach
1973-1983 tunel kolejowy Seikan (oddany do użytku ostatecznie w 1988 roku), liczący sobie około 60
km.
Tutejszy port został otwarty na mocy wspomnianego układu w Kanagawie w 1854 roku. Kto wie czy oprócz
imponującego widoku z góry o tej samej nazwie co miasto, to Motomachi, czyli właśnie stylowa dzielnica
cudzoziemska z XIX stulecia, nie stanowi największej lokalnej atrakcji. Ciekawostką jest fakt, iż tutaj
funkcjonuje gmina prawosławna, skupiona wokół cerkwi, co wynikało z misyjnej działalności nieodległej
Rosji w XIX stuleciu. Także tutaj można zobaczyć fortecę Goryakaku, wzniesioną według europejskich wzorców,
której nie powstydziłby się sławny francuski mistrz Vauban. Hakodate było jednak tylko przystankiem w
drodze do Sapporo, tak miłego sercom Polaków z racji niespodziewanego (i jak się okazało na długie lata
jedynego) sukcesu Wojciecha Fortuny na skoczni Okurayama podczas olimpiady zimowej 1972 roku. Miasto
położone w dolinie nie posiada jakichś zapierających dech w piersiach obiektów, ale jest zwyczajnie ładne
no i słusznie się chełpi najlepszym browarem na wyspach, a jednym z lepszych w basenie Pacyfiku. Zakład
można zwiedzać i jak zawsze przy tego typu okazjach największą atrakcją jest degustacja. Jeżeli już jesteśmy
w Sapporo warto wskoczyć do malowniczego portowego miasteczka Otaru.
Spór o południowe Kuryle między Rosją a Japonią datuje się od 1945 roku, gdy armia sowiecka zajęła 4
wyspy: Kunshar, Iturup, Habemai, Shitokan, co do których Cesarstwo kwitnącej wiśni rości sobie pretensje.
W końcu drugiej wojny światowej ZSRR zajął południowy Sachalin i archipelag kurylski, ale akurat te cztery
wyspy Japończycy posiadali od wieków. W dobie sowieckiej istniały tam głównie instalacje wojskowe, był
też moment za rządów Jelcyna, gdy wydawać się mogło, iż Rosja zwróci te wyspy, uważane za Terytoria Północne
Japończyków, ale widać że racje prestiżowe - wzgląd na mocarstwowość, przeważyły. Rosjanie chcą inwestować
na wyspach, podkreślając tym samym trwałą swoją obecność. Z powodu sporu kurylskiego Japonia i Rosja,
spadkobierczyni ZSRR, nie podpisały dotąd traktatu pokojowego.
|
Władze Japonii długo chełpiły się rzekomą monoetnicznością swego państwa, co miało je stawiać powyżej
innych nacji. Nie odpowiada to jednak prawdzie. Na Hokkaido mieszkają niewielkie grupy lokalnych Aborygenów,
zwanych Ajnami, wg antropologów noszący cechy rasy białej i żółtej, posiadający swoją własną kulturę
i język, który notabene badał Bronisław Piłsudski (brat Józefa), zesłany niegdyś na Sachalin, gdzie też
niewielkie grupy tego ludu jeszcze mieszkają. Długo prowadzono wobec nich proces asymilacji, nie mówiąc
o wcześniejszym podboju i częściowej eksterminacji przed kilkoma wiekami. Ostatecznie władze w latach
80. uznały odrębność Ajnów, których populacja liczy niecałe 30 tys. osób. Jednym z lepszych muzeów i
ośrodków, gdzie można zapoznać się z ich dorobkiem, jest Shirai Ainu Museum, koło
Noboribetsu, 100 km
na południe od Sapporo.
Jednak to co najlepsze na Hokkaido to parki narodowe i góry o iście alpejskich krajobrazach. Największym
jest Daisetsuzan w centralnej części wyspy. Bardziej na południe, bliżej już raczej
Hakodate, są ulokowane
Onuma oraz sławny z aktywnego niedawno wulkanu Usu, Lake Toya, noszący nazwę od urodziwego jeziora, w
którym odbijają się jak w zwierciadle zalesione częściowo szczyty. Bliżej Sapporo rozlewa swoje wody
jezioro Shikotsu, wypełniając swoją taflą sporą powulkaniczną claderę. Na północnym wschodzie z kolei
zachwycą nas Akan z grupą jezior oraz Shiretoko, z którego partii szczytowych widać sporne z Rosją wyspy
z grupy Kuryli. Moim i autorów Lonely Planet wyborem, będzie jednak coś osobliwego i oryginalnego w tym
industrialnym kraju. To cudowne, pozbawione przemysłu i miast wysepki Rishiri i
Rebun, z piękną alpejska
roślinnością. Ze stożkowatego szczytu Rishri widać Sachalin, a szczególnie szczęka opada, gdy czynimy
to nad ranem, gdy powoli opadają poranne mgły. To inna, nie wiem czy lepsza, ale też Japonia.
Podobny dziewiczy charakter, tylko że z tropikalną roślinnością i monumentalnym wodospadem ma wysepka
Irimote, na południe od Okinawy, blisko Taiwanu, ale tam już nie dotarłem i znam tylko z przekazów.
|
Rishiri widoczne z Rebun w: http://www.japan-guide.com/e/e6875.html
Shiretoko, w: http://www.japan-guide.com/e/e6850.html
Zachodni karter wulkanu Usu w Parku Lake Toya, w: http://www.japan-guide.com/e/e6727.html
Jezioro Mashu w parku Akan, tzw. Punkt obserwacyjny nr 3, w: www.japan-guide.com/e/e6802.html
http://wdict.net/pl/word/ajnowie/
Zabudowa Motomachi, w Hakodate, niegdyś dzielnicy zamieszkałej przez europejskich czy amerykańskich kupców,
w: http://www.japan-guide.com/e/e5351.html
Tradycyjny dom Ajnów, w: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ajnowie
Okurayama ski stadium czyli skocznia narciarska w Sapporo, szczęśliwa dla W. Fortuny, w: http://www.japan-guide.com/e/e5308.html
Muzeum-Browar Sapporo, w: http://www.japan-guide.com/e/e2163.html
Ajnowie, w: http://wdict.net/pl/word/ajnowie/
Uwagi praktyczne
Banałem, czy oczywistością byłoby stwierdzenie, że musimy do Nipponu dolecieć, ponieważ na poły romantyczna
wyprawa w stylu komandora Perry, nie bardzo wchodzi w rachubę. Dobrą informacją może być to, że na drogie
Wyspy Japońskie bilety są stosunkowo tanie. Znowu, dla podróżników rzeczą znaną, będzie fakt, iż do tego
jednego z centrów światowego biznesu latają niemal wszyscy i wymusza to odpowiednie ceny. Wariantów z
naszej poczciwej Europy, nie brakuje. Jeśli zakupimy bilet z pewnym wyprzedzeniem,
np. na luty, marzec,
maj czy nawet czerwiec, ceny kształtują się od 2400 złotych w obie strony. Leci tam
Lufthansa, Aeroflot, Swiss, KLM, Air France, Finnair, Brytyjczyk (tzn. British
Airways), wreszcie przewoźnik narodowy JAL,
stosunkowo najdroższy. Latem może być drożej, ale jeśli kupimy wcześniej przelot, nie będzie aż tak źle.
Wtedy ceny będą od 3000 złotych. Jeśli polecimy w jakieś święta czy niemal nazajutrz, no to zapłacimy,
też już tradycyjnie frycowe, od 4000 tys. w górę. Pewną opcją, nawet korzystną, mogą być regionalne przeloty
z państw azjatyckich, gdzie akurat przebywamy dłużej i chcielibyśmy wyskoczyć na taki break do
Japonii. Warto posprawdzać ceny z Hongkongu, Malezji czy Taiwanu, np. Air Asia, "ichni" odpowiednik tanich
linii.
Można też dotrzeć promem z koreańskiego Pusanu (Busanu) czy nawet Rosji, po przejechaniu koleją transsyberyjską
(z Nachodki czy Władywostoku). Osobiście wybrałbym Koreę, bo taniej i codziennie kursuje, a połączenie
obu krajów jest logiczne. Koszt takiego promu do Fukuoki lub Kobe kształtuje się między 90000 a 12000
wonów ( ok. 1000 wonów to 1 $) w jedną stronę. Tańsze są połączenia na wyspę Cuszima
(Tsuchima), sławnej
z bitwy morskiej w 1905 roku, zakończonej pogromem rosyjskiej floty.
Połączenie promowe z Vladika, jak mawiają Rosjanie na Władywostok do japońskiego
Fushiki, startuje od
400 do 450 $ w jedną stronę. Promy nie płyną też codziennie. Co więcej w 2010 roku nawet rejsy były zawieszone.
Należy więc to sprawdzić (informacje z Lonely Planet):
Buisnessintourservis: 690091, G. Vladivostok, Okeanski Prospekt, 1 (Morskoi
Voksal).Tel.(4232)497-391,497-392,497-393,300-146;Fax:(4232)411-829; E-mail: bis@ints.vtc.ru
oraz http://www.seat61.com/Trans-Siberian-timetable.htm#Sailings Vladivostok - Japan in 2002
Promy łączą też Sachalin z Hokkaido. Wypływają z Korsakova i docierają do
Wakkanai. Ceny kształtują się
od 24800 jenów w jedną stronę (zależy od klasy). To też nie jest tanio, ponieważ wynosi około 324 $.
Roundrtip jest nieco tańszy. Za większy bagaż płaci się oddzielnie. Należy sprawdzić rozkład jazdy,
ponieważ promy kursują co 2-3 dni, a czasami nawet rzadziej. Uważajmy szczególnie na zimę. Informacje
można znaleźć: http://www.heartlandferry.jp/english/index4-1.htm
Noclegi jak wszystko, także nie są tanie. Mieszkałem w schroniskach, których ceny oscylowały pomiędzy
15 a 35 dolarami za osobę, ale ze względu na kurs USD, kiepski ostatnio, może być więcej. Klasyczny,
typowy japoński hotel z rozsuwanymi papierowo-drewnianymi drzwiami - ryokan, zaczyna kosztować w najbardziej
kiepskiej wersji, co najmniej od 60 $. Raczej rzadko taką opcję znajdujemy. Średnio to ponad 100 $, ale
nie brakuje i po 200. Interesującą opcją są kapsuły. Ich ceny kształtują się w granicach 40-50 $. Pamiętajmy
jednak o zmiennym kursie. Można też zastanowić się nad kwaterami prywatnymi, tzw.
minshuku, co daje szansę
zbliżenia się do Japończyków. Ceny od mniej więcej 50 $ za osobę.
Wyzwaniem będzie poruszanie się po wyspach, ponieważ bezsensem byłoby siedzieć
np. w Tokio, Osace czy
nawet cudownym Kioto cały czas. Rozwiązaniem jest wspomniany na samym wstępie JR Pass. Na pozór wydaje
się kosztowny, co w wypadku polskich realiów niestety jest prawdą, ale w przypadku japońskich już nie.
Czyż mamy za każdym razem przypominać, że opuszczając kraj, musimy odnajdywać się w nowych, lokalnych
realiach? Nic nam nie da przeliczanie czegoś na złotówki. Nie zapominajmy o kursach walut. Na dziś dla
dolara, który zazwyczaj zabieramy ze sobą na dalsze eskapady, wyglądają one niewesoło: 1 $ = 76,5/77
¥en.
7 dni
|
14 dni
|
21 dni
|
Green adult 37,800 YEN
|
Green adult 61,200 YEN
|
Green adult 79,600 YEN
|
Green child 18,900 YEN
|
Green child 30,600 YEN
|
Green child 39,800 YEN
|
Ordinary adult 28,300 YEN
|
Ordinary adult 45,100 YEN
|
Ordinary adult 57,700YEN
|
Ordinary child 14,150 YEN
|
Ordinary child 22,550 YEN
|
Ordinary child 28,850 YEN
|
Należy zaznaczyć, iż wersja zielona - Green, oznacza pierwszą klasę, którą, możemy spokojnie ominąć.
Klasa druga, zwykła, zwana - Ordinary jest i tak często lepsza od naszej jedynki. Jak to mniej więcej
wygląda w USD? Poniżej inna wersja tego samego projektu czyli Passu w wersji dorosłej drugiej klasy czyli
Ordinary /Regular:
7 dni
|
14 dni
|
21 dni
|
Adults regular $368
|
Adults regular $585
|
Adults regular $749
|
Dlaczego mimo wszystko opłaca się ów Pass? Pojedyncze bilety na shikanseny (sławne ekspresy, jadące
ok. 200 km/h z długim dziobem) są ekstremalnie drogie i warto wykupić kartę, na nielimitowaną liczbę
przejazdów w terminie 7, 14 lub 21 dni. Są wyłączenia na najnowsze, najszybsze wersje ekspresów, ale
czy aż tak nam się śpieszy, aby pędzić z szybkością około 300 km/h, w niezbyt przecież wielkim kraju?
Funkcjonują też linie prywatne, na które należy kupować osobne bilety, ale na szczęście do większości
ciekawych miejsc (gorzej z okolicami magicznej, świętej góry Fuji) docieramy kolejami państwowymi
JR.
Dlatego warto, naprawdę WARTO wydać te ciężko zarobione grosze aby poznać kraj kwitnącej wiśni. Pass
należy zakupić przed planowanym przyjazdem na japoński archipelag. Można popytać turystycznych agentów,
ale nie każdej firmie opłaca się, czy chce zajmować taką "drobnicą" , jak sprowadzanie JR Pass-ów nad
Wisłę, Wartę, San czy Odrę. Najbliższe japońskie biura turystyczne, pełniące rolę pośrednika, sprzedające
Passy są w Niemczech, choć można to też uczynić internetowo, płacąc 26 $ za dostarczenie pocztą do domu
- nie praktykowałem, ale znalazłem odpowiednią informację. Poniżej podaję adresy, na których można znaleźć
informacje dotyczące pass oraz prywatnych linii kolejowych w Japonii.
http://www.japanrailpass.net/eng/en003.html.
http://www.japan-rail-pass.com/train-japon/other-rail-pass
http://www.japan-rail-pass.com/train-japon/?ap=j0095g
No to w drogę, banzai!!!!
Źródło zdjęcia: http://mynihon.blogspot.com/2011/05/odsona-pierwsza-japonia-kraj-kwitnacej.html
1 Imię Buddy
|