|
Tzw. Cmentarz Patriotów, czyli poległych bojowników w walce o niepodległość z Etiopią
|
Jeden z budynków w stylu art. deco, dawna siedziba zarządu fiata na włoską Afrykę, obecnie elegancka willa w Asmarze, źródło: http://schayer.blox.pl/2007/12/Asmara-i-Katowice.htm
|
Kolejny przykład stylu art deco w Asmarze – kino „Imperio”
|
Neogotycka katedra rzymskokatolicka. Najświętszej Marii Panny w Asmarze
|
Włoski cmentarz w Asmarze
|
Jeden z wielu budynków w stylu art. deco w Asmarze,
źródło: http://schayer.blox.pl/2007/12/Asmara-i-Katowice.htm
|
Kino „Romo” w stylu art deco
|
Katedra katolicka w Asmarze, źródło: www.globosapiens.net
|
Stacja serwisowa i benzynowa Fiat Tagliero z 1938 roku projektu:
Giuseppe Pettazzi, źródło: www. lonelyplanet/eritrea
|
Bez komentarza. Scenka z wojny
|
Bojowniczka o niepodległość Erytreim 70', źródło www.harep.org
|
Chłopak z ludu Tigre źródło www.harep.org
|
Cmentarz brytyjski w Keren
|

Dworzec autobusowy w Karen
|

Eritrean beauty
|
Erytrea, gdzieś po drodze Ruef
|
Karen, wielbłądzi targ
|
Keren Battlefield, włoski cmentarz
|

Kozi targ w Karenie
|

Maryam dearit, czyli baobab kryjący w sobie kaplicę z figurka maryjną
|

Massawa, ruiny d. pałacu cesarskiego, potem prezydenckiego, zniszczonego podczas operacji Fenkil
|
Massawa - pałac cesarski
|
Mężczyzna z ludu Tigre 1963 źródło www.harep.org
|
Niepodległość ma swoją cenę, źródło ww.harep.org
|
Nowa Massawa
|
Ostrzegawczy znak drogowy z Erytrei
|
Pomnik upamiętniający wyzwolenie w Masswa. Ponoć wozy bojowe EPLF które brały udział w operacji Fenkil
|
Poniedziałkowy targ wielbłądzi w Karen
|
Scena ze starej Massawy
|
Scenki ze starej Massawy
|

Stare ottomańskie centrum Massawy
|
Stary sowiecki wrak, a może polski, po drodze z Asmary do Karen
|
|
|
Michał Jarnecki
Erytrea - jedno z najmłodszych państw Afryki
Obok Sudanu Południowego, drugim najmłodszym państwem tego kontynentu jest właśnie Erytrea, usadowiona
na jednym z ramion wschodnioafrykańskiego trójkąta, nazywanego potocznie rogiem. Niestety, nie jest on
rogiem obfitości i długo nie będzie. Większość państw afrykańskich zalicza się do najbiedniejszych na
globie i pod tym względem Erytrea nie stanowi jakiegoś wyjątku. Ten górzysty przeważnie kraj z długimi
plażami rozciągającymi się nad Morzem Czerwonym i kapitalnymi rafami koralowymi, długo jeszcze nosić
będzie znamię wojny i zniszczeń nią spowodowanych. Nie tylko straszą czasami kikuty wypalonych domów,
ale i wraki zniszczonych czołgów, najczęściej radzieckiej produkcji. Dawna włoska kolonia, gdzie do dzisiaj
wielu starszych ludzi biegle posługuje się językiem Dantego i Boccacia, przypadła po drugiej wojnie światowej
cesarstwu Etiopii. Nikt nie pytał mieszkańców Erytrei co sądzą na ten temat. ONZ, zresztą niejednokrotnie
pełna hipokryzji schowała głowę w piasek. Do tej decyzji także przyczynili się zachodni alianci dzięki
zabiegom cesarza Hajle Selasjego, grającego zręcznie rolę pierwszej ofiary faszyzmu, co zresztą do pewnego
stopnia odpowiadało prawdzie. Cesarz zręcznie wygrywał role pokrzywdzonego i wyniósł z tego określone
korzyści.
Połączenie obu krajów okazało się w sumie niewypałem. Etiopii mogło zależeć na opanowaniu jak na warunki
afrykańskie w miarę sytej i zasobnej Erytrei, z szerokim dostępem do morza. Dodatkowo niefortunnym zabiegiem
stało się narzucenie archaicznych już we współczesnym świecie rządów absolutnego monarchy, którego, wcale
nie groteskowy obraz oddał Ryszard Kapuściński w książce "Cesarz". Gdy zawiodły legalne środki i starania
o autonomię, na przełomie lat 1961-62 rozpoczęła się długotrwała walka zbrojna o niepodległość. Jak to
w Afryce często się zdarzało i zdarza do tej pory, problemem stały się podziały plemienne, ale udało
się je przezwyciężyć i stworzyć jednolitą organizacje - EPLF czyli Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei. Szczególnie
dramatycznego charakteru nabrała wojna po obaleniu cesarza Hajle Selasje (1974) i wprowadzeniu bezwzględnej
dyktatury marksistowskiej pułkownika Mengistu Hajle Mariama (1977), wspieranego przez Związek Radziecki
i jego wasali. Zwycięstwo stało się możliwe zarówno dzięki stworzeniu szerokiej koalicji sił antykomunistycznych
w Etiopii i Erytrei oraz wskutek zamknięcia kurka z pomocą dla Mengistu przez Gorbaczowa. W 1992 roku
niepodległość stała się faktem!
Asmara
Erytrejska stolica, choć stosunkowo niewielka (około 450-500 tysięcy mieszkańców), prowincjonalna i przaśna,
zasługuje na krótki przystanek.
Na początku XX wieku i za rządów Mussoliniego, w dobie zwiększających się ambicji i apetytów imperialnych,
miasto stało się niejako wizytówką włoskiej obecności w Afryce, swoistym skansenem typowej dla pierwszej
połowy ubiegłego wieku architektury, szczególnie stylu art deco, charakteryzującego się zamiłowaniem
do geometrycznych figur i elementów dekoracyjnych. Nie brakuje w nim też neogotyckich czy renesansowych
budowli, zarówno sakralnych, jak i świeckich. Kilka z nich urzeka nawet delikatnymi arkadowymi dziedzińcami
i balkonami. Mogą nas zainteresować starania władz erytrejskich i ich włoskich "sprzymierzeńców", lobbujących
za wpisaniem zabudowy Asmary w stylu art deco na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To powinno stanowić
lekcję dla naszych starań wpisania zabudowy katowickiego Giszowca na ową prestiżową listę.
Opuszczając stosunkowo zeuropeizowaną Asmarę, zanurzamy się w bardziej prawdziwej Afryce, które nam -
"bladym twarzom" ze środkowej Europy, kojarzy się z egzotyką. Nie warto wdawać się w rozważania na temat
sensu i znaczenia tego pojęcia. Z grubsza oznacza ona zdecydowaną odmienność, "inność" o swoistym kolorycie
i oryginalności. Właściwie wszystko to spotkamy jadąc na wschód, w stronę sudańskiej granicy. Sto kilometrów
dzieli Asmarę od Karenu, najważniejszego miasta wschodniego regionu. Aż i tylko 100... To inny świat.
Ulice pełne częstokroć bosonogich czarnoskórych twarzy z głowami owiniętymi białymi turbanami, co nasuwa
skojarzenie z przygodami Stasia i Nel w kraju Mahdiego (czyli Sudanie) u schyłku XIX wieku. Można tylko
domniemywać i uruchomić wyobraźnię szukając odpowiednika Idrysa i Gebra. Krajobraz urozmaicają okalające
miasto okrągłe afrykańskie chatki, o charakterystycznym spiczastym dachu.
Po ulicach włóczą się wielbłądy, kozy i owce. Sporą atrakcją jest poniedziałkowy targ czworonogów, głównie
wielbłądów, krów i osłów. Warte rzucenia okiem są cmentarze żołnierzy poległych podczas II wojny światowej.
Szczerze mówiąc więcej uroku posiada cmentarz włoski, bardziej zadbany i ukwiecony. Wreszcie w okolicach
rosną wyjątkowo mocno afrykańskie, częstokroć okazałe baobaby. W jednym z nich, przypominającym z sienkiewiczowskiej
opowieści, sławny Kraków, znajduje się kaplica z figurką maryjną. Ponoć w pniu szukali schronienia włoscy
żołnierze podczas bombardowań brytyjskich.
Nad Morzem - niekoniecznie - Czerwonym
Erytrea posiada ok. 900 kilometrów wybrzeża. W sporej części to obszary bezludne i pustynne. Tam też
leżą dwa okna tego kraju na świat: porty Massawa i Assab. Massawa posiada nawet swoją długą, kilkusetletnią
historię, o czym świadczą zabytki pamiętające arabski i tureckie (otomańskie) tutaj rządy. Szkoda, że
ich stan bywa żałosny. W centrum nie brakuje reminiscencji wojny. Z pałacu cesarskiego, opisanego przez
Kapuścińskiego pozostał szkielet, a po pomniku cesarskim tylko pusty cokół, nie mówiąc o ruinach zwykłych
domów.
Jednak coś się dzieje, zmienia w Massawa. Powoli wyrastają w nowszej części miasta wieżowce biurowców
i hoteli. Na wysokości właśnie Massawy rozciąga się grupa wysp Dalak i cudowne, niemal nieskażone, bajecznie
kolorowe rafy koralowe. Ci co widzieli kiedykolwiek kawałek choćby rafy potwierdzą, reszta zaś musi uwierzyć,
że przeżycie to niesamowite zetknąć się z tym tajemniczym i barwnym światem. Opisy i zdjęcia tego nie
oddadzą mogą tylko dać wyobrażenie. To niewątpliwie największa atrakcja Erytrei.
Informacje praktyczne
Jak można się łatwo domyśleć nie ma z Polski bezpośrednich połączeń. Do Erytrei drogą lotniczą dotrzeć
można w następujący sposób:
-
Poprzez Frankfurt: Lufthansą lub lokalnymi liniami Eritrean
-
Poprzez jemeńską stolicę Sanę liniami
Yemenia; notabene też najpierw przez Frankfurt
-
Poprzez Adis Abebę (stolica Etiopii) liniami Etiopian
Pierwszy wariant oscyluje w granicach 3500-4000 zł, drugi 4300-4500, ale nie zapominajmy, że podstawową
cenę stanowi przelot do Jemenu (ok. 650-700 $), ponieważ z samej Sany i z powrotem cena wynosi około
200 dolarów. Trzeci wydaje się drogi - powyżej 4500 zł - ale znowu powtarza się tam sama historia - większość
ceny stanowi przelot do Etiopii, niekoniecznie liniami lokalnymi, bo już odcinek Adis Abeba - Asmara
to wydatek w granicach 230 $.Oczywiście ceny obejmują bilety powrotne!
Wytrwali globtroterzy - plecakowcy mogą przekroczyć granice lądem, łącząc Erytreę najlepiej z Etiopią
lub Sudanem, może też Dżibuti, choć pomysł sudański polecałbym bardziej osobom
"brave heart". Niewygodny
to może sposób, ale budżetowy...
Erytrea jest tanim krajem. Ceny noclegów i żywności są w zasięgu ręki. Możemy już się przespać od kilku
dolarów za noc, choć powoli powstają i bardziej ekskluzywne hotele. Miejscowa kuchnia jest dosyć pikantna.
Przeważają potrawy z baraniny, "koziny" czy ryb wzbogacone kwaśnymi plackami. Kraj jest bezpieczny a
ludzie gościnni, uśmiechnięci i życzliwi, co raczej nie zawsze w Afryce bywa standardem.
Walutą lokalna jest nakfa. Oficjalny kurs:1,5 roku temu wynosił 1$ = ok. 13
Nkf, zaś 1 euro = ok. 20 Nkf, nieoficjalnie kilka więcej.
|