Rozmowa z Witoldem Przewoźnym, poznańskim etnografem, kustoszem Muzeum Etnograficznego w Poznaniu
1. „Turystyka
Kulturowa”:
Mity i stereotypy znamy pewnie wszyscy, ale jest okazja zapytać
specjalistę: Czym tak naprawdę różnią się "poznaniacy"
od innych polskich mieszczan?
Witold
Przewoźny -
Stereotypy są sądami uproszczonymi, takimi łatwymi odpowiedziami na
pytania zaspokajającymi od razu ciekawość. One mają zaskakującą
trwałość i zbyt często zwalniają od gruntowniejszej analizy zjawiska.
Oczywiście przemycają jakieś fragmenty racjonalne, choć powinny
prowokować do poszukiwania szerszej perspektywy. To właśnie
stereotypowy obraz poznaniaków przedstawia ich jako pracowitych,
zorganizowanych, słownych, zadbanych itd. Ale z drugiej strony
obarcza się ich brakiem fantazji, rozmachu, zdolności do ryzyka.
Możemy się pewnie długo spierać, czy te cechy są obecne w definicji
poznańskiej tożsamości. Zawsze znajdziemy dowody potwierdzające, jak
i przeciwne. Bez wątpienia jako poznaniacy mamy grupę cech, które
utrwalamy na zasadzie akceptacji pewnych wartości, z którymi się
wychowaliśmy i dlatego pewnie w Poznaniu łatwiej coś zorganizować i np. w terminie wybudować stadion!
Pewnie właśnie tu pracodawca ma mniej kłopotów z punktualnością i
rzetelnością swoich pracowników, niż w innych częściach kraju. Ale na
pewno nie wszyscy. Ale jednocześnie ten porządny Poznań ma tak
brudny dworzec, że trudno uwierzyć w ową poznańską schludność. Z
jednej strony jest wizjonerski Stary Browar, a z drugiej przeciętna
współczesna architektura bez pomysłu, fantazji i żartu. Ciekawą i
odważną instalację Jana Berdyszaka pokazuje się gdzieś wciśniętą na
zapleczu Filharmonii na Świętym Marcinie, by nie szokowała, zamiast
na jej wejściu głównym, gdzie „króluje” okropny kiosk. To
trochę tak, gdy wierzy się zbyt mocno w kolejny stereotypowy sąd o
poznaniakach, że są konserwatystami, nie lubią i nie zaakceptują
czegoś odważniejszego. Nic bardziej mylnego. Tego dowodzi choćby
społeczna dyskusja, czy odbudować nasz Zamek Królewski według
grzecznego projektu, który wygrał konkurs, czy też poczekać na coś
bardziej przekonywującego.
To
pytanie o poznańskość często wraca w dyskusjach o etosie tego miasta,
o te niewątpliwe wpływy wielkich XIX-wiecznych organiczników, udanego
powstania, wspaniałych kart historii. Ale należy też wspomnieć, iż
od wielu wieków zarówno to miasto, jak i cały region były otwarte na
wszystkich, którzy - jeśli nie mieli złych zamiarów - znaleźli tu
swoje miejsce, wzbogacając właśnie etos poznański. Przykładem są
choćby Bambrzy w Poznaniu, a przecież byli jeszcze i inni, z wielu
krajów.
2. TK:
W środowisku miasta uchodzi Pan za wyjątkowo zaangażowanego dydaktyka
poznańskich i podpoznańskich tematów. Skąd się u Pana wzięło tak
gorące zainteresowanie tą ziemią i kulturą tych ludzi?
W.P.
- Tu się urodziłem, wychowałem: w domu poznaniaków i Wielkopolan.
Wyrosłem z dość zwartym wizerunkiem poznańskości jako zbioru
wartości, które dodawały mi dumy i lokalnego patriotyzmu, ale
zaostrzyły także i krytyczny sposób patrzenia. Teraz chodzę po moim
mieście, spotykam wszędzie znajomych, czuję się… jak u siebie
właśnie. Zachwycam się zmianami, ale także z nostalgią wspominam. Te
ulice, place, Stary Rynek, to otoczenie - są moimi czytelnymi
znakami, które mają swoją opowieść. Chcę ich słuchać, ale także mieć
okazję dopowiedzieć i moje.
3. TK:
Czy przez dzisiejsze miasto można by poprowadzić wycieczkę
śladami dawnych podpoznańskich wsi? Podobno w mało którym polskim
mieście byłaby to spacer tak zróżnicowany...
W.P.
- Wiejskość w Poznaniu to bez wątpienia atrakcyjny temat na
pasjonującą trasę turystyczną - jednak pod jednym warunkiem: że
potraktujemy ten temat poważnie, bez tego miejskiego egalitaryzmu i
ze zrozumieniem, że w dłuższej perspektywie niekoniecznie miasto jest
zaprzeczeniem wiejskości. Mamy pozostałości podmiejskich wiosek tak
późno włączonych w obieg miejski. Gdy otwarto twierdzę Poznań,
zburzono „mury” wiosek o znanych nam nazwach: Jeżyce,
Łazarz, Górczyn, Winiary, Rataje itd. Stały się one dzielnicami
miasta, ale przecież wraz ze swoimi mieszkańcami, gospodarstwami,
folwarkami, układem przestrzennym oraz z pewną charakterystyczną dla
ludności wiejskiej - ludową wizją świata. To tam zachowały się
przydrożne krzyże i kapliczki, wyznaczające niegdyś tę wiejską
przestrzeń, wyznaczające świat mój… i ten obcy. To właśnie tam
zachowały się ślady dawnych czasów z ich zwyczajami i obrzędowością.
Na starej Ławicy w poniedziałek wielkanocny chodzą jeszcze
„Żandary”, czyli pradawne grupy przebierańców,
przynoszących dobrą nowinę z życzeniami pomyślnych zbiorów, choć dziś
nikt tam nie ma już pola czy choćby łąki, a nad głowami co chwila
przelatują odrzutowce…
4. TK: Obok Śląska gwara miejska najlepiej ma się chyba w Poznaniu. Czy
Pana zadaniem są sposoby, by nie tylko traktować ją jako miłą
sercu część lokalnego dziedzictwa, ale także by zrobić z nich
atrakcję turystyczną?
W.P.:
Pewnie tak. Gwara jest jednym z podstawowych, kulturowych wyróżników
regionalnej odmienności. Pewnie wszyscy poznaniacy ją w jakimś
sensie znają, może nie wszyscy używają na co dzień, ale to…
„teej” jako przerywnik jest słyszalne wszędzie. To tylko
tu kupujemy kawiorek, czy też wiemy, jak powinien smakować gzik ze
sznyt lochem. Pewnie jest to temat do szeroko pojętej promocji
inności tego miasta. Może więcej gwarowych nazw powinno być w użyciu np. nazw kawiarni czy restauracji, kin czy też miejsc kultury i
rozrywki.
5. TK: Wasze Muzeum zakładał... adwokat, a napełniały eksponatami
jego żona i córka, podobno wręcz wyrywając je chłopskim córkom. To
prawda? Bo jeśli tak, to takie nietypowe okoliczności
powstania mogłyby znacznie zwiększyć jego atrakcyjność....
W.P.
- W przyszłym roku Muzeum Etnograficzne w Poznaniu święcić będzie
jubileusz 100-lecia. Założone zostało bowiem z inicjatywy Heleny
Cichowicz w 1911 roku. Helena była postacią znaną w poznańskich
kręgach inteligencji - była żoną znanego adwokata i gospodynią
znakomitego salonu towarzysko-artystycznego. Jej powołanie
kontynuowała córka Wiesława... Ludwik (ów adwokat) akceptował
wszelkie dokonania swoich pań, płacąc za wszystko. Ale tak naprawdę
od chwili zgłoszenia chęci organizacji Muzeum w trakcie któregoś ze
spotkań u Cichowiczów, do otwarcia kolekcji nie minął nawet rok!!!
Do dziś zdumiewa, jak to było możliwe, i jakich argumentów używały
obie panie Cichowicz, by pozyskać eksponaty, jeszcze przecież używane
w tamtych wsiach. Jak to musiało egzotycznie wyglądać, gdy panie z
bogatego domu wysiadały z dorożki i - mocno podnosząc weneckie
spódnice - wchodziły do chat, prosząc o stroje, malowane skrzynie,
ozdoby i sprzęty domowe. I to po co? Do jakiegoś muzeum, którego
nikt na wsi w życiu nie widział. To było pewnie mistrzostwo świata w
zbieraniu reprezentatywnej kolekcji. Krakowskie Muzeum Etnograficzne,
młodsze od naszego o parę miesięcy, w regionie znacznie bogatszym
pod względem etnograficznym, swoje zbiory budowało latami.
6. TK: Jakie poznańskie lub wielkopolskie zwyczaje, które "żyją"
w dzisiejszym mieście uważa Pan za posiadające największy
potencjał turystyczny, czyli atrakcyjne także dla obcych?
W.P.
– Bez wątpienia 11 listopada i Święty Marcin. Imieniny ulicy,
rogale i to przekonanie, że to tylko tu. To okruch czegoś ważnego z
dawnych czasów - odpustu i jarmarku wokół kościoła św. Marcina, ale
także okazja do kreowania dzisiejszego wizerunku miasta. To taki
miejski smaczek, który jest atrybutem miasta z historią....
7. TK:
"Rezyduje" Pan ze swoją instytucją w dawnej loży
masońskiej. Czy ktoś pytał u Was kiedyś o masonów lub „masonika”,
a może macie tu jakieś duchy... lub jakiegoś szczególnego ducha
tego miejsca?
W.P.
- Duchy oczywiście są. To niezwykłe miejsce nadal trochę na uboczu,
tak jak chcieli masoni, by tę część miasta o złej sławie trochę
okiełznać. Mamy nadzieję, że my czynimy to także. Masonika są w
bryle i elewacjach budynku, a także w stolarce wewnątrz. Nadal główną
salą jest dawna sala świątyni na II piętrze. Robimy tu także
spotkania z masońskimi tajemnicami, które takimi tajnymi wcale nie
są. Mówimy o niezwykłej inicjatywie światłych ludzi, niezależnie od
ich narodowości.
To jest trochę dowód na wspólne niemiecko-polskie inicjatywy, które
doprowadziły do budowy i przykład złożoności sytuacji politycznej,
która takie zbiegi skrzętnie niszczyła w państwie pruskim.
8. TK: Mówi się, że poznańskie Muzeum Etnograficzne to
jednocześnie niczego sobie arsenał. ... specjalizujecie się w nożach?
W.P.
- To gruba przesada, ale jest coś na rzeczy. Otóż jedną z
najciekawszych kolekcji kultur z poza Europy jest kolekcja Stanleya
– znanego podróżnika. Dziwnymi drogami część jego zbiorów
trafiła przed wojną do kolekcji pań Cichowicz... To chlubą tej
kolekcji są afrykańskie noże rzutne – o zadziwiających formach.
Można je zobaczyć w dużej ilości np. w British Museum....
9. TK: Chciałbym zapytać o najbardziej pożądane imiona polskiej kultury:
jedni rozdają "Fryderyki", a inni "Sybille".
Podobno parę takich Sybilli trafiło do Poznańskiego Muzeum. Za co?
W.P.
- Nagroda Sybilla to najwyższe uznanie dla muzealnika. To nagroda
Ministra Kultury przyznawana za najważniejsze wydarzenie muzealne
roku. Nagrody wręczane są bardzo uroczyście w okolicach
Międzynarodowego Dnia Muzeów. Nasze Muzeum otrzymało dwie nagrody
Grand Prix: Jedna z nich to wystawa autorstwa Marii Kośko: Tajemne
Przestrzenie Świętości. Niezwykłej, nastrojowej wystawy o
kapliczkach, słupach, krzyżach przydrożnych, ale tak naprawdę o magii
miejsc, w których one stoją. Wystawa miała znakomitą oprawę
plastyczną – pewnej teatralnej scenografii, zrealizowanej przez
moją żonę, Katarzynę Schmidt-Przewoźną. Ona także była autorką
aranżacji plastycznej drugiej uhonorowanej wystawy: „Szamanizm.
Teatr jednego aktora”. Inne wystawy realizowane w ostatnich
latach otrzymywały także nagrody w tym prestiżowym konkursie, np.
II nagrodę za „Suknia wydaje ludzkie obyczaje” (można
tę wystawę oglądać w Muzeum) oraz wyróżnienie za wystawę o kulturze
Serbołużyczan. Ale to wcale nie koniec: jest także Izabella -
nagroda Marszałka Województwa Wielkopolskiego - i tych statuetek
mamy także kilka w swoim dorobku, m.in. za wystawę „Olędrzy.
Przestrzenie obok nas”....
10. TK: Co daje przeciętnemu turyście miejskiemu pobyt w Muzeum
Etnograficznym, kojarzonym częściej z kulturą ludową? Jakie zbiory, a
może eksponaty Waszego Muzeum są Pana zdaniem w stanie przemówić
do takiego zwiedzającego i go jakoś poruszyć?
W.P.
- To trudne pytanie i niełatwo na nie odpowiedzieć. Dla turysty
zagranicznego, poszukującego głębszego doświadczenia zwiedzanych
krajów takie muzeum może być ważnym miejscem w jego poszukiwaniu
odrębności i zrozumienia, gdzie się jest. To muzeum etnograficzne dla
takiego poszukiwacza może być ważniejsze, niż galeria narodowa i
świat europejskiej sztuki, którą często w lepszym wydaniu ma u
siebie na miejscu. Tymczasem to właśnie etnograficzne muzea mają tę
moc opowieści o ludziach i czasach, to one dają poszukującym
zrozumienia lokalnej tożsamości okazję do tego. Może właśnie ten
walor może być także potrzebny i polskiemu turyście, poszukującemu
odpowiedzi na pytanie: kim jestem, jakie klisze kultury są we mnie?
11. TK: Czy Pana zdaniem przeciętny poznaniak ma świadomość
historycznej roli tego miejsca w dziejach Polaków i Polski? Czy
zauważył Pan, może, że ta świadomość wyraża się jakoś specjalnie,
jako rodzaj lokalnej dumy? Czy też "Koziołki" i
"Lech Poznań" to już wszystko, co typowy mieszkaniec
Poznania traktuje jako istotę swojej odrębnej tożsamości?
W.P.
- Wszystko zależy, kogo uznamy za przeciętnego poznaniaka. Czy to
starszy pan, który dokładnie wie, kto jest pochowany w poznańskiej
katedrze? Czy inny, dla którego jedynym wyznacznikiem poznańskości
jest piłkarski klub Lech Poznań. To tak trudno uogólnić. Zdaję sobie
sprawę, że w pędzie współczesności i postawach ponowoczesnych, jak
to nazywa poznaniak Zygmunt Baumann może te symbole i w ogóle
świadomość historyczna jest niepopularna i do niczego niepotrzebna.
Ale jakoś jestem spokojny, że jest część poznaniaków, dla których ta
właśnie historyczna świadomość jest czymś ważnym, istotnym.
Powodującym uczucie dumy i wyjątkowości...
12.
Czy jest coś, co wiąże i wspólnie identyfikuje mieszkańców miasta i
okolic? Gwara, pamięć, kuchnia, może jacyś bohaterowie lub
symbole?
W.P.
- Pewnie wszystko razem, po trochę z tego wszystkiego. Gwara i ten
charakterystyczny przyśpiew, powodujący, że poznaniaka rozpoznają
wszędzie. To odwoływanie się do konkretu historii, pracowitości,
pracy organicznej, konkurowania z zaborcą i wreszcie jedynego udanego
powstania,a także poznańskiego czerwca - to buduje poczucie
wspólnoty. Wspólnoty przeżyć i dumy.
13.
Jakie miejsca w Poznaniu zawierają w sobie - Pana zdaniem
- w najwyższym stopniu ów "genius loci", tego ducha
miasta, jego historii i jednocześnie tworzą jego unikalność
i jego własną atmosferę. A może są to różne miejsca ? Jakie by Pan
wskazał i dlaczego te?
W.P.
- Dla mnie to jednak Starówka ... z Rynkiem, ratuszem i pałacami, z
Farą i Katedrą. Lubię miasta z takim wachlarzem historii. To tam
chodzę ulicami i widzę oczami wyobraźni lata świetności. I to w moim
Poznaniu działa na mnie tak samo. To właśnie poznański genius loci.
14.
W Poznaniu odbywa się kilka imprez, poświęconych innym historycznym
polskim obszarom etnograficznym. Jakiemu celowi służy
organizowanie wileńskich lub lwowskich "eventów" w środku
Wielkopolski?
W.P.
- To odzwierciedlenie potrzeb. Są tu ludzie z tamtymi kresami
związani i mają ochotę to manifestować. To także obraz miasta
żyjącego nie tylko we własnym sosie. Myślę, że zdecydowanie jest
takich imprez za mało... tak niewiele wiemy przecież o Kujawach,
Kaszubach, pobliskim Śląsku, a co dopiero o Kurpiach czy
Lubelszczyźnie. A przecież jest jeszcze miejsce dla festiwali kultur
tak znacząco niegdyś współtworzących wizerunek Poznania jak Żydzi,
Niemcy, Olędrzy, Szkoci, Cyganie i inni.
15.
Czy Pana zdaniem można i należy zrobić coś w Poznaniu, by zwiększyć
szansę miasta na stanie się atrakcyjną destynacją współczesnej
turystyki kulturowej? Może są niewykorzystane tematy albo miejsca,
może coś jest zaniedbane lub niewystarczająco promowane?
W.P.
- Z
tym mamy problem. Od wielu lat jakoś nie umiemy tego miasta
wypromować, by stało się głośne i zatrzymało turystę choćby o dzień
dłużej. To dzisiejsze hasło promocji: „Miasto Know How”
tylko to - jakże jaskrawo i paradoksalnie - potwierdza… Nie
umiemy tego robić i już. Mamy na przykład jedyną w Europie realizację
Magdaleny Abakanowicz na Cytadeli… i co z tego? Nie ma o
tym nawet pocztówki czy drogowskazów, by można było to znaleźć, a to
ona jest przecież prawdziwą ikoną dla wielu kulturowych turystów!
Należy jednak przyjrzeć się, jak to robią inne miasta. Dla turystyki
kulturowej wyznacznikiem atrakcyjności są kulturalne wydarzenia,
które umiejscowione w atrakcyjnym otoczeniu budują aurę niezwykłości
i wyjątkowości: bo właśnie
nigdzie czegoś podobnego zobaczyć nie można. Tak działa Festiwal
Malta, ale to o wiele za mało! Potrzebne są magiczne miejsca dla
realizacji wielokulturowego tygla artystów. Wspaniale byłoby
zrealizować te plany, związane ze Starą Gazownią czy Rzeźnią, a może
dodatkowo wesprzeć to arcydziełami geniuszu architektów. Nic tak we
współczesnym świecie nie przyciąga turysty, jak proponowane mu eventy
i wspaniałość współczesnej architektury. Tu choćby przykład Bilbao,
Berlina czy festiwalu w Edynburgu. Tu trzeba jednak tego, z czym
mamy problem - odwagi i promowania liderów, którzy pociągnęliby
temat; choćby takich jak niegdyś Jarek Maszewski.
16.Jeśli
wyjechać z Poznania na całodzienną wycieczkę po okolicach, to dokąd
koniecznie należałoby się wybrać, aby dopełnić obraz tego miasta i
tego regionu?
W.P.
– Tych miejsc jest mnóstwo, ale może zaproponuję trasę
na Jarocin, do urokliwego Śmiełowa i pałacu z bajki, oraz do
pięknych widoków Żerkowskiego Parku Krajobrazowego, zupełnie dzikich
rozlewisk starego koryta Warty w okolicach Czeszewa, zwanych
popularnie Wielkopolską Amazonią.
17.
Gdzie poszedłby jeść poznański etnograf, gdyby jego goście
koniecznie chcieli spróbować prawdziwej tutejszej kuchni - i co
by dla nich zamówił?
W.P.
–
Do malutkiej knajpki na ulicy Wrocławskiej o wdzięcznej nazwie „Tylko
u nas”, na pieczeń wieprzową z pyzami i gorącą zupę ogórkową:
dokładnie takimi daniami, jak u mojej babci na Łazarzu bywało...
18.
Co Pana zdaniem warto poczytać lub może obejrzeć, by lepiej zrozumieć
"poznańskość"?
W.P.
- Może film „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy” oraz
książki J. Zakrzewskiego albo S. Leitgebera.
TK:
Dziękuję za rozmowę
|