Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 3 sierpnia 2012, redaktor prowadzący numeru: Karolina Buczkowska

Numer 8/2012 (sierpień 2012)

 

WYWIAD

 

Rozmowa z Bogdanem Augustynem*

*Mieszkaniec Ustrzyk Dolnych. Z wykształcenia historyk. Od wielu lat działacz Bieszczadzkiego Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Bogdan Augustyn zajmuje się również oprowadzaniem turystów po Bieszczadach, a jego specjalnością jest turystyka kulturowa. Obecnie odpowiada za merytoryczną obsługą strony internetowej Bieszczadzkiego Oddziału TOnZ – www.tonzbieszczadzki.pl 

TK: Dzień dobry. Może zaczniemy od korzeni - jak to się stało, że w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia grupa znajomych z rejonu Ustrzyk Dolnych postanowiła zająć się ochroną bieszczadzkich zabytków? 
BA: To specyficzny region, bardzo zniszczony kulturowo i historia po prostu tu „krzyczy z rozpaczy”. Bardzo wielu ludzi bolało nad niszczeniem zabytków ale działania podejmowali raczej ci odważniejsi. Po prostu właściwi ludzie znaleźli się w bardzo zniszczonym miejscu. Trzeba jeszcze wspomnieć środowisko bieszczadzkiego PTTK i przewodników. Stamtąd szła taka atmosfera, że trzeba ratować. Jeszcze w 1980 roku wysadzono cerkiew w Rajskiem!! Rozebrano cerkiew w Lutowiskach. Nie brakowało więc impulsów do działania. Mimo, że wszystko monitorowała bezpieka. Dla mnie było to też niszczenie miejsc związanych z tradycją rodzinną. Mój pradziadek np. pracował przy budowie kościoła w Lutowiskach.

TK: Jak wygląda wkład Bieszczadzkiego Oddziału TOnZ w promocję turystyki kulturowej w Bieszczadach?
BA: TONZ przez 26 lat działalności uchronił w Bieszczadach od zagłady bądź zniszczenia wiele obiektów zabytkowych a więc elementów bardzo ważnych dla krajobrazu kulturowego. Trzeba dodać, że region był bardzo zniszczony, jak mało który w Polsce i tu każdy obiekt, nawet najmniejszy jest na wagę złota. Np. co pozostało po wsi Bereżki? Dosłownie NIC! Ustawiliśmy tam przed laty krzyż na cerkwisku, tyle mogliśmy zrobić dla pamięci o mieszkańcach tej miejscowości. Takich małych akcji było bardzo dużo: cerkiew w Bystrem, mała architektura przydrożna, cerkwiska, obiekty o ciekawej architekturze itp. Te działania w znacznym stopniu uchroniły krajobraz kulturowy regionu, tak ważny dla turystyki. Ważnym elementem promocji jest historia i tu Oddział Bieszczadzki może się pochwalić 17-toma wydaniami Rocznika Historycznego „Bieszczad”, który jest kopalnią informacji o tym terenie. Materiały w nim zawarte co wykorzystywane w wieloraki sposób, chociażby przy organizacji bieszczadzkich ekomuzeów, tablic informacyjnych, działań edukacyjnych, folderów itp. Dziś po 20 latach funkcjonowania tego wydawnictwa okazuje się ono fenomenem na skalę Polski. Dodać trzeba do tego wspieranie przez naszych członków różnorakich imprez o charakterze kulturowym jak chociażby „Bojkowiany” czy „Koszykalii” w Bandrowie. Prowadziliśmy też szkolenia w tematyce organizacji ekomuzeów. Wiele wydawnictw regionalnych współtworzyli nasi koledzy jak chociażby słynny Słownik Historyczno-Krajoznawczy Gminy Lutowiska, który bez ich udziału nie miałby takiego wymiaru poznawczego. Wszystkie te działania promują ten region, czynią go ciekawszym dla turysty.

TK: Co sądzi Pan o działaniach samorządu lokalnego na rzecz rozwoju turystyki kulturowej w regionie?
BA: Samorządy mają wielorakie zadania oraz problemy i zawsze można powiedzieć, że można było zrobić więcej. Z tym jest różnie w gminach. W niektórych niemal nie dostrzega się problemu turystyki w ogóle! A przecież w tej branży są chociażby miejsca pracy, podatki więc należy w to inwestować. Jeśli chodzi o turystykę kulturową to konieczne są działania długofalowe z konkretną wizją regionu na tym tle. W większości samorządów nie dostrzegam takich wizji. Są raczej doraźne działania np. modne teraz tzw. projekty unijne, które realizuje się doraźnie i zawsze w pośpiechu a z efektami bywa różnie. Trzeba jednak pamiętać, że samorząd tworzą ludzie i jeżeli nie będzie wystarczającej świadomości, motywacji i presji do działań na rzecz rozwoju turystyki kulturowej to po prostu ona nie zaistnieje jako produkt i region będzie uboższy o jakąś znaczącą ofertę. Nie można we wszystkim oglądać się na samorządy. Produkty z zakresu turystyki nawet lepiej funkcjonują i się sprzedają jeżeli zaplanują je zainteresowani ludzie. Turystyka kulturowa może przynieść tylko zyski, te finansowe i te ponadczasowe bo chroni dziedzictwo.

TK: Wspomniał Pan o roczniku historycznym „Bieszczad” wydawanym przez Bieszczadzki Oddział TOnZ już prawie dwadzieścia. Należę do jego wiernych czytelników. Chciałbym, aby pokrótce przybliżył Pan temat, który często przewija się na jego łamach – zabytki techniki i pozostałości dawnego przemysłu w Bieszczadach.
BA: Ludzie kojarzą najczęściej Bieszczady z cerkwiami. Może dlatego, że jednak trochę ich ocalało. Natomiast tzw. infrastruktura przemysłowa i gospodarcza została zniszczona niemal całkowicie. Dwory, folwarki, młyny wodne, tartaki, małe rafinerie, kolejki leśne niemal całkowicie uległy zniszczeniu. A to stanowiło oblicze gospodarcze regionu, świadczyło o jego rozwoju, poziomie życia. Trzeba było to od nowa pokazać i uświadomić czytelnikom, że wcale nie był to region na „końcu świata”. Przecież najstarsze kopalnie ropy naftowej na świecie znajdują się po części tutaj. Kraińscy z Leszczowatego eksportowali swoje sery w XIX w. do Szwajcarii !! Niech ktoś spróbuje dziś wejść tam ta rynek z nabiałem. Chociaż znam takiej klasy wyroby z Bieszczadach ukraińskich. Ukazanie tego tematu wymaga szerokiej i naprawdę fachowej . Mam to szczęście, że z takimi ludźmi współpracuję.

TK: Jakie działania ze strony samorządu lokalnego lub stowarzyszeń mogłyby przybliżyć turystom kulturowym wspomniane przez Pana obiekty techniczne i przemysłowe?
BA: Tu będę złośliwy. Wielokrotnie jako TONZ proponowaliśmy ochronę takich miejsc, łącznie z opracowaniem ich historii i zaplanowania metod i sposobów ich ekspozycji. Składaliśmy też tzw. projekty unijne. Nasze zabiegi nie zostały zaakceptowane. Trudno, nic na siłę, może są lepsze pomysły ? Ale jakoś ich nie widzę w terenie. Pozostaje nam więc czytanie „Bieszczada” 

TK: Co sądzi Pan o intensywnie promowanej nowej kulturze bieszczadzkiej – koncertach poezji śpiewanej, współczesnych książkach wspomnieniowych o tzw. zakapiorach bieszczadzkich, czy związanych z tym wydarzeniach w kalendarzu imprez regionu?
BA: To wszystko jest kreowane przez współczesnych mieszkańców Bieszczad, często nie mających tu swoich korzeni, związanych z tą ziemią „wakacyjnie”. Takie są ich Bieszczady. Tradycja wszędzie jest w odwrocie a tu ma szczególnie „pod górkę”. W tych kręgach słowo Bojkowie niewiele mówi.

TK: Jakie działania są niezbędne do wypromowania bieszczadzkiego potencjału kulturowego?
BA: Bliska mi ochrona zabytków i miejsc zabytkowych ma tu pierwszorzędne znaczenie bo Bieszczady zostały starej warstwy kulturowej niemal pozbawione. Ocalałe obiekty nawet te najmniejsze muszą być bezwzględnie chronione czyli zabezpieczane i remontowane. Na tym polu jeszcze jest sporo do zrobienia. Np. obiekt cerkwi w Liskowatem praktycznie rozpada się na naszych oczach i poza działaniami TONZ nie widzę innych zainteresowanych tym problemem. Tu przeraża mnie bezczynność władz i kościoła a za chwilę stracimy obiekt bezcenny ! Ale zabytki to nie wszystko. One muszą tkwić w jakimś krajobrazie kulturowym a na to składa się całe otoczenie: przyroda, architektura, miejsca i trasy widokowe, szlaki turystyczne wreszcie ludzie. Wszystkie te elementy muszą tworzyć jakąś wspólną całość ale żeby tak było potrzeba wizji i wieloletnich działań. Niestety tego nie widać. Weźmy np. architekturę regionalną. Ten temat praktycznie już nie istnieje w Bieszczadach. Stracono lata kiedy trwał boom budowlany i dopuszczono do totalnej „wolnej amerykanki”, typowe „róbta co chceta”. Efekt widać a przecież ktoś wydawał zezwolenia budowlane. Rozmowy w gminach na temat architektury lokalnej zbywano pobłażliwymi uśmiechami. Tego już się nie da odrobić a pojedyncze przypadki pasjonatów architektury wiejskiej nic nie zmienią. Ciekawą inicjatywą było kilka lat temu idea zakładania ekomuzeów, które w swoim założeniu promują wartości kulturowe i tu upatrywałbym pewnej szansy. Niestety z wielu tych pomysłów niewiele zostało. Ważnym elementem promocji są imprezy i na tym polu wiele się zmieniło. Ale o zgrozo Bieszczady najbardziej kojarzą się teraz z festiwalem country. Pytanie zatem można by odwrócić i zastanowić się czego nie robić?

TK: Co uważa Pan za priorytety w zakresie ochrony dziedzictwa kulturowego w powiecie bieszczadzkim?
BA: O zabytkach już mówiłem. Przede wszystkim krajobraz kulturowy bo to efekt wielu działań. Ludzie będą tu przyjeżdżać jak będzie ciekawa przestrzeń do zwiedzania i wypoczynku. Wykoszone „unijne łąki” bez krów i koni naprawdę nikogo nie interesują. Podobnie półdzikie połoniny na których nic nie wolno i jest tylko jedno schronisko. A gdzie niby maja się ludzie załatwić albo schować przed burzą? Warto zauważyć, że największą atrakcją BPN jest wypas kulturowy w Brzegach Górnych, bardzo skromny ale zawsze. To tędy droga a nie w mnożeniu tablic i zakazów bo ludzie wiedzą co to ochrona przyrody ale mają prawo z niej korzystać. Poza tym płacą bilet wejściowy. 

TK: Co jest Pańskim zdaniem zdaniem największą atrakcją turystyczną powiatu bieszczadzkiego, oczywiście pomijając walory przyrodnicze i krajobrazowe?
BA: Najczęściej ludzie pytają o cerkwie i połoniny a to przecież elementy kulturowe. I to trzeba szczególnie chronić i eksponować. Być może w tym roku doczekamy się pierwszych obiektów cerkiewnych na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, mam tu na myśli obiekty w Smolniku n/Sanem i Turzańsku. Byłby to duży prestiż i atut dla regionu.

TK: Którą z cerkwi bieszczadzkich wskazałby Pan jako najbardziej godną odwiedzenia przez turystę, który nie miał wcześniej kontaktu ze sztuką Kościoła Wschodniego? W którym obiekcie najlepiej zachowało się oryginalne wyposażenie?
BA: Jest jeszcze na szczęście kilka takich mistycznych miejsc. Może cerkiew w Turzańsku? Ma być wpisana /i słusznie/na listę UNESCO. Tam jeszcze otwierają Łemkowie. Są takie „fenomeny” czyli cudem uratowane obiekty jak odbudowana po pożarze cerkiew w Komańczy. 

TK: Poznawanie Bieszczadów to w dużej mierze turystyka świata minionego – wiele miejscowości do dziś pozostaje niezamieszkana i jedynie dawne cmentarze, zdziczałe drzewa owocowe, podmurówki domów przypominają o tym, gdzie niegdyś żyli ludzie. Jakie działania mogłyby przybliżyć te miejsca turystom?
BA: W normalnym świecie rewitalizuje się takie przestrzenie dla potrzeb turystyki. Ciekawym pomysłem są Ekomuzea, gdzie każdy element otoczenia wykorzystuje się do tych celów. Na szczęście coś się w tej materii ruszyło w ostatnich latach. Realizowano różne projekty, które przewidywały eksponowanie takich miejsc. Należy jednak pamiętać, że nie wystarczy ustawić tablice informacyjne. Te obiekty musza być ciągle zadbane, dostępne, może w jakiś sposób wykorzystywane i wtedy turysta do nich trafi. Z przykrością patrzymy jak po zakończeniu projektu wszystko z powrotem zarasta.

TK: Czy uważa Pan, że oferta turystyczna powiatu jest satysfakcjonująca dla przyjeżdżających tu ludzi?
BA: Zajmuję się obsługą ruchu turystycznego, szczególnie turystyką kulturową i z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nie dla wszystkich. Turystyka to dziedzina, gdzie stale trzeba coś „poprawiać”. To temat na osobną rozmowę.

TK: Istnieje wiele opinii na temat najlepszej pory roku na odwiedzanie Bieszczadów. A jakie jest Pańskie zdanie w tej materii?
BA:
Dla turystów polecam jesień. To zresztą wszędzie najpiękniejsza pora. Jednak badając ten teren zdecydowanie wole wiosnę. Wtedy widać całe Bieszczady, również te nieznane, niedostępne latem.

TK: Niedawno Bieszczadzki Oddział TOnZ obchodził ćwierćwiecze swojej działalności. Co uważa Pan za największy sukces Oddziału? Czy w ciągu minionych 25 lat zdarzały się również porażki?
BA:
O naszych licznych działaniach mówiłem wyżej. Posłużę się przykładem cerkwi w Bystrem, gdyż oddział powstał aby ją ratować. Sukcesem jest, że ona w ogóle stoi w swoim pierwotnym miejscu a różne mieliśmy z tym problemy. Wzbogaca krajobraz tej pięknej doliny, jest nie lada atrakcją. Ale za swego rodzaju porażkę uważam, że przez te 25 lat nie udało się nam doprowadzić do jej całkowitego remontu i konserwacji. 25 lat to długo ale trudności i przeszkód nie brakowało, to znowu temat na książkę lub obszerny artykuł, do którego się przymierzam. Żeby jednak zakończyć optymistycznie finalizujemy rozmowy dotyczące renowacji tego unikalnego obiektu. Może teraz się uda. Chyba też Rocznik BIESZCZAD jest przedsięwzięciem udanym, przecież to ogrom opublikowanego materiału, często cennego pod względem badawczym a niejednokrotnie pionierskim.

TK: Dziękuję za rozmowę.

 

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij