Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 1 stycznia 2013, redaktor prowadzący numeru: Armin Mikos von Rohrscheidt

Numer 1/2013 (styczeń 2013)

 

WYWIAD

 

Rozmowa ze Stanisławem Orłowskim*
*Mieszkaniec Orelca w powiecie leskim. Od urodzenia związany z Bieszczadami. Z wykształcenia historyk, a od 1974 r. aktywny przewodnik beskidzki. Autor licznych publikacji krajoznawczych poświęconych Bieszczadom, a także uczestnik wielu inicjatyw na rzecz promocji regionu. Prezes Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych "Karpaty" w Sanoku.


TK: Dzień dobry. Stowarzyszenie Przewodników Turystycznych "Karpaty" jest chyba największą i najbardziej znaną tego typu organizacją w Bieszczadach, a zapewne także w całym województwie podkarpackim. Chciałbym spytać się o wkład członków Stowarzyszenia w promocję regionu, ze szczególnym naciskiem na rozwój turystyki kulturowej w powiecie leskim.
SO: Stowarzyszenie liczy 49 przewodników górskich beskidzkich, 14 przewodników terenowych i 40 członków wspierających, którzy zadeklarowali współpracę w zakresie szeroko rozumianej promocji regionu. Nasi członkowie są jego pasjonatami, reprezentują różne zawody i działają społecznie w wielu lokalnych stowarzyszeniach.
Kilku przewodników zamieszkujących powiaty bieszczadzkie przez ponad rok angażowało się w opracowanie strategii rozwoju turystyki w województwie podkarpackim. Wierzyli, że coś zmienią. Niestety po jej opracowaniu i przyjęciu przez Sejmik Województwa Podkarpackiego pozostała dokumentem nieznanym wśród samorządowców, którzy nadal robią "swoje" nie słuchając głosu ekspertów.
Po tym przykrym doświadczeniu większość przewodników zaangażowała się w stowarzyszeniach i lokalnych grupach działania. Niektórzy koledzy zdecydowali się na zaangażowanie w pracy rad gmin i powiatów próbując uświadamiać radnym w swoich środowiskach wagę rozwoju turystyki i potrzebę ochrony krajobrazu jako wartości nadrzędnej w naszym regionie. M.in. w powiecie leskim - dzięki ich sile przekonywania - rady przeznaczyły środki na budowę i remonty wielu ważnych dla rozwoju turystyki lokalnych dróg powiatowych.
Nasi koledzy przekonują radnych w swoich powiatach, że nie można zawężać wielu inicjatyw do granic powiatów, bowiem turysta przybywa do regionu geograficznego np. w Bieszczady podzielone między trzy powiaty i nie ma pojęcia o ich granicach.

Aby ułatwić turystom wypoczynek w regionie i w powiecie leskim członkowie naszego stowarzyszenia napisali kilkanaście przewodników ułatwiających dłuższe pobyty rodzinne czy indywidualne, a także mające na celu wydłużenie sezonu turystycznego przez stworzenie ciekawej oferty wypoczynku. Powstały zatem nowe przewodniki po Sanoku i Lesku, trzy przewodniki po bieszczadzkich obwodnicach (kolejne są przygotowane do wydania i poszukujemy chętnych wydawców, ponieważ urzędnicy samorządowi nie są zainteresowani ich wydaniem czy dogadaniem się z sąsiadującym powiatem, gdyż wykraczają poza granicę powiatu), przewodniki po trasach rowerowych prowadzących niestety jeszcze częściowo drogami publicznymi i w wielu miejscach leśnymi dzięki zrozumieniu w Nadleśnictwach, przewodnik po Linii umocnień nadsańskich zwanych "Linią Mołotowa", przewodniki po szlakach ikon, opracowania historyczne, monografie wielu miejscowości, liczne artykuły w wydawanym już od prawie dwudziestu lat, cenionym roczniku "Bieszczad". Powstał też przewodnik "Szlakiem wina białego z Bieszczadów do Tokaju" ułatwiający podróże do winnic i basenów termalnych w pobliskich przygranicznych obszarach Węgier i przewodniki do Lwowa. Mam nadzieję, że w najbliższym sezonie ukażą się kolejne opracowania.
Powiaty są małymi jednostkami administracyjnymi i dlatego pisane przez naszych członków przewodniki wychodzą poza ich granice, by tworzyć ofertę wypoczynku na obszarach interesujących turystę - pracodawcę lokalnej społeczności.
W okresie ostatnich 9 lat prowadzimy badania sondażowe turystów odwiedzających nasz region i zbieramy ich opinie o Bieszczadach oraz o Podkarpaciu. Opinie te powinny być dla lokalnych samorządów drogowskazami w dalszym rozwoju turystyki.

TK: Co w ogólnym zarysie wynika z tych badań?
SO: Głównym powodem przyjazdu w Bieszczady jest ich dziewicza przyroda i piękne krajobrazy. Ważne dla turystów są tutejsze czyste rzeki, duże kompleksy leśne, dziedzictwo kulturowe i bieszczadzkie jeziora. A zatem musimy jak źrenicy oka strzec przyrody i zachować piękne krajobrazy chroniąc je przed bezmyślną zabudową. Udostępnić do odpoczynku nowe trasy spacerowe w dużych kompleksach leśnych, urządzić kąpieliska rzeczne (po co budować kosztowne baseny?), otworzyć świątynie i otoczyć Jezioro Solińskie trasami spacerowymi, aby było dostępne. Posiada piękną linię brzegową zupełnie od 40 lat niewykorzystaną.
Turyści potrzebuję też w Bieszczadach wód mineralnych (trzeba zatem wykorzystać lokalne wody i sprzedawać je) oraz przynajmniej jednego basenu termalnego. Po co jechać na Węgry czy Słowację - wywóz pieniędzy. Zimą - odśnieżonych dróg i parkingów (tak - parkingów!!!), czynnych lokali gastronomicznych, aby można było zjeść. Według ich opinii wyciągów narciarskich mamy sporo i to im wystarcza, ale brakuje torów saneczkowych dla dzieci, czy dobrze utrzymanych tras spacerowych pieszych i narciarskich do wędrówek zimowych. Dzisiejszy turysta chce spędzać urlop aktywnie. Muszą to zrozumieć prowadzący usługi noclegowe oraz samorządowcy. Turyści potrzebują np. tras rowerowych (wyłącznie dla rowerów) prowadzących obok dróg publicznych, a ich przygotowanie wymaga już inwestycji samorządowych, bo samorząd jest właścicielem terenu. Takie trasy rowerowe mogą zimą służyć jako spacerowe trasy narciarskie i trasy piesze. Dziwię się, że przy budowie nowych odcinków dróg czy remontach już istniejących nie poszerza się poboczy dla turysty rowerowego, czy nie buduje się takich tras obok drogi. A to jest też przyszłość bieszczadzkiej turystyki aktywnej.

TK: Jakie działania są niezbędne do wypromowania potencjału turystyczno-kulturowego powiatu leskiego?
SO: Należy stworzyć większą ilość dobrych stron internetowych z szeroką informacją turystyczną, a także ofertą wypoczynku w Bieszczadach (a nie tylko w powiecie!) w języku polskim, rosyjskim (Ukraińcy znają rosyjski), angielskim, słowackim (Słowacy bardzo niewiele wiedzą o Polsce) i Węgierskim.
Brakuje również profesjonalnych, międzypowiatowych centrów informacji turystycznej, czynnych w sezonie letnim od 1 maja do 30 X. Warto, aby były one zlokalizowane w nowych pięknych architektonicznie i przyciągających wzrok budynkach z bali drewnianych z dużymi połaciami oszklonymi. Powinny powstać w miejscach odwiedzanych przez największą liczbę turystów. Na ich utrzymanie powinny złożyć się 3 powiaty bieszczadzkie i 10 gmin bieszczadzkich z pomocą Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego. W takim Centrum powinni pracować przewodnicy (a nie znajomi wójtów) doskonale znający teren Beskidów i Podkarpacia, umiejący udzielić pełnej informacji turystycznej. Tam też powinny być dostępne w dużych nakładach promocyjne wydawnictwa o regionie całego Podkarpacia, punkty sprzedaży map i przewodników czy szeroko pojętej literatury regionalnej.
Moim zdaniem przydatne byłyby również kolejne wydawnictwa, a nie ulotki czy broszury z ofertą wypoczynku i pełną informacją turystyczną z dobrą dystrybucją w głąb Polski, w tym obcojęzyczne rozdawane w punktach informacji turystycznej na Słowacji i Ukrainie, obejmujące nie powiat, ale cały region turystyczny.
Nie polecam natomiast udziału w targach turystycznych. Moim zdaniem nie przynosi to zamierzonego efektu i jest jedynie stratą pieniędzy. Niestety podobnie wygląda sprawa z dotychczas wydawanymi ulotkami i mapami powiatu - wszystkie dotychczasowe mapy powiatu leskigo były nieudane!!!. Warto pamiętać o tym, że co roku co najmniej kilka wydawnictw specjalistycznych wydaje mapy Bieszczadów i Gór Sanocko-Turczańskich z dystrybucją w całej Polsce. Powiaty powinny nawiązać z nimi kontakt, np. Compass Kraków, wydać wspólnie dobre mapy z wersjami w językach obcych. Warto byłoby dostarczyć tak przygotowane mapy do punktów informacji turystycznej w krajach ościennych.

TK: Które atrakcje powiatu leskiego z punktu widzenia turystyki kulturowej są Pana zdaniem najbardziej godnymi polecenia dla ludzi odwiedzających region?
SO: Przede wszystkim warto polecić Centrum Kultury Ekumenicznej z miniaturami 160 drewnianych świątyń karpackich w Caritas w Myczkowcach ukazujące bogactwo architektury drewnianej na obszarach przygranicznych Polski, Słowacji i Ukrainy (75 tys. odwiedzających w 2011 r.). Z obiektów sakralnych gorąco polecam kościół w Górzance z 1713-1718 r. z wyjątkowo cennym i jedynym w Karpatach płaskorzeźbionym ikonostasem oraz zachowaną (a wymagającą odnowienia) polichromią wnętrza oraz kościół drewniany w Średniej Wsi z 1607 r. z barokowym wystrojem wnętrza.
Z galerii miejscem godnym polecenia jest Galeria Synagoga w Lesku, gdzie prezentowane są prace ponad 80 artystów bieszczadzkich. Oprócz niej ciekawe są również ekspozycje Galerii przy GOK w Cisnej i Galeria Fantasmagoria w Przysłupiu.
Na pograniczu z powiatem sanockim znajdują się ruiny zamku Sobień, które warto odwiedzić nie tylko z uwagi na wartości historyczne tego miejsca, ale także walory przyrodnicze - na wzgórzu zamkowym znajduje się cenny rezerwat przyrody.
Jedną z bardziej rozpoznawalnych atrakcji Bieszczadów stanowi kolejka wąskotorowa. Warto jednak nie tylko wybrać się na przejażdżkę ciuchcią, ale również odwiedzić Muzeum Bieszczadzkiej Kolejki Wąskotorowej w Majdanie,

TK: Czy uważa Pan, że zrobiono wystarczająco dużo w celu udostępnienia turystom pozostałości po przedwojennych Bieszczadach? Chodzi mi oczywiście o powsia oraz cerkwiska? Czy takie inicjatywy jak "Bieszczady Odnalezione" mają rację bytu w regionie?
SO: Nie. Dodatkowo zniszczeniu uległy cenne parki podworskie, liczne obiekty sakralne i pozostałości budowli przemysłowych. Warto zatem ocalić parki podworskie, które jeszcze można uratować, ocalić i urządzić, jako miejsca wypoczynkowe dla turystów np. w Średniej Wsi. Ale na to trzeba dobrej woli samorządów, a także zaangażowania LGD i pozyskania środków na ich rewitalizację. Są to jedyne ślady bardzo bogatej w regionie do II wojny św. kultury dworskiej.
Dobrym przykładem inicjatywy prywatnej w zakresie ratowania i udostępnienia pozostałości po dawnych Bieszczadach jest Choceń k. Cisowca, gdzie zamożna rodzina z USA zabezpieczyła relikty nieistniejącej wsi. Wiele takich powsi posiadają gminy Baligród i Cisna. Mogą wiele zrobić w tym zakresie, aby ocalić krajobraz kulturowy i pozyskać gości poszukujących miejsc odludnych.
Warto kontynuować inicjatywy takie jak Bieszczady Odnalezione. Należy jednak unikać wątków nacjonalizmu ukraińskiego, aby nie spowodować oporu ze strony nowej społeczności lokalnej Bieszczadów.

TK: Bieszczadzkich połonin i Jeziora Solińskiego nie trzeba już chyba nikomu reklamować, ale wydaje mi się, również na podstawie własnej praktyki przewodnickiej, że wielu turystów zupełnie nie uświadamia sobie potencjału turystyczno-kulturowego, jaki tkwi w regionie. Jakie są według Pana słabe punkty w promocji powiatu leskiego?
SO: Powiat Leski jako instytucja samorządowa nie promuje powiatu i jego potencjału turystycznego w skali kraju. Wydawane nieudane mapki, poprzednio folderki czy teraz albumy nie spełniają tej roli. Zatrudnienie 1 pracownika, któremu w zakresie czynności dołożono również promocję uniemożliwia wypełnienie tego zadania. Brak oznaczenia pokoju, w którym urzęduje i ulokowanie jego biura na 4 piętrze w budynku starostwa wyraźnie potwierdza traktowanie "promocji" jako zadania mało istotnego. Na stronie internetowej powiatu znajduje się informacja o bazie turystycznej powiatu, ale wymaga ona stałej aktualizacji.
Uważam, że najsensowniejszym rozwiązaniem dla trzech powiatów bieszczadzkich byłoby stworzenie jednego silnego centrum promocji regionu i wspólnej lokalnej organizacji turystycznej o nazwie Bieszczady. Nasze środowisko przewodnickie od lat proponuje takie rozwiązanie, lecz niestety radni i starostowie nie są w stanie dojść do porozumienia w tym zakresie i każda Rada Powiatu usiłuje coś robić wydając na promocję niewielkie środki. W tej sytuacji nie można mówić o promocji, która kosztuje. Słabiutka Regionalna Organizacja Turystyczna tzw. PROT w Rzeszowie również nie spełnia do tej pory takiej roli i cały region nieustannie traci turystów. Analizując zakwaterowanie w dużych obiektach noclegowych regionu i powiatu obserwujemy stały, powolny spadek turystyki przyjazdowej. Przyczyn jest wiele, ale brak skutecznej i rzetelnej promocji też się do tego spadku przyczynia.
Uważam, że główną przyczyną słabości promocji powiatu jest brak świadomości u urzędników i radnych powiatów, jak ważną gałęzią gospodarki regionu jest turystyka, Sukces w turystyce odnosi się wówczas, gdy sezon trwa powyżej 6 miesięcy. Niestety w Bieszczadach to właściwie dwa miesiące!
Drugą przyczyną jest brak współpracy gmin i powiatów bieszczadzkich, w tym leskiego, w zakresie szeroko pojętej promocji regionu. To urzędnicy samorządowi doprowadzili do podziałów na powiaty i nie dopuścili do powstania silnej LGD zrzeszającej 10 gmin bieszczadzkich. Mamy więc rachityczne i słabiutkie Lokalne Grupy Działania w Lesku, Ustrzykach i w Sanoku, które przez ostatnie lata niczym konkretnym w zakresie promocji czy infrastruktury w regionie nie potrafiły się wykazać. Powiat Leski stracił też prężną Fundację Bieszczadzką ściągającą duże środki dla regionu, organizacji samorządowych i sprawdzoną w programie Lider+ , która w wyniku "braku życzliwości" przeniosła swoją siedzibę do Ustrzyk Dolnych.
Kolejną przyczyną jest brak wsparcia dla organizacji pozarządowych i obawa urzędników, że wyrosną w nich przywódcy lokalni zdolni do zastąpienia na stołkach obecnie urzędujące osoby. W budżetach rad gmin i powiatu nie przewidziano środków na ich wspieranie, a izolowanie tychże organizacji, niezapraszanie na sesje rad, ważne spotkania poświęcone turystyce dowodzi wyraźnej niechęci do nich lub braku zrozumienia dla roli, jaką mogą spełnić w rozwoju poszczególnych miejscowości i regionu. Podczas pobytu w Łomży sfotografowałem tablicę na budynku muzeum ufundowaną przez tamtejszą radę powiatu z podziękowaniem dla organizacji samorządowych za ich wkład i zaangażowanie w rozwój regionu. U nas zaś bezinteresowna zazdrość blokuje wszelkie przejawy wolontariatu aktywnych jednostek, które od lat zniechęca się do angażowania w sprawy publiczne zarzucając im, że "pchają się do polityki".

TK: Coraz częściej przyjeżdżają w Bieszczady turyści zagraniczni. Wśród nich coraz liczniejszą rzeszę stanowią goście z Ukrainy. Czy widzi Pan zainteresowanie wśród nich turystyką sentymentalną na wzór niemieckich wycieczek w zachodnie i północne regiony Polski?
SO: Nie zauważyłem wśród turystów z Ukrainy sentymentów o zabarwieniu nacjonalistycznym, a raczej ogromną życzliwość dla Polaków jako ludzi im bliskich. Mówią o nas, że jesteśmy tak podobni w zachowaniu i gościnności, "jakbyśmy z jednej matki mleko ssali". Niektórzy z nich znają nasze wspólne dzieje, kiedy byliśmy narodami jednego wielkiego państwa o nazwie Rzeczypospolita i cenią dzisiejszą Polskę jako kraj rozwijający się gospodarczo, w którym jest wiele atrakcji, a także możliwości niezłego wypoczynku. Ci zamożni Ukraińcy podróżują też po Europie i mają skalę porównawczą.
Gościom ze wschodu brakuje osób z którymi mogą swobodnie porozumieć się w obiektach noclegowych, przewodników znających ich język i swobodnie nim posługujących się oraz tzw. "bani", którą nieliczni właściciele ośrodków wypoczynkowych zastępują sauną. Nie rozumieją, że obiekt noclegowy zamyka wieczorem restaurację, kawiarnię i ogłasza po 22 ciszę nocną, kiedy oni chcą się bawić. Nie pojmują tego porządku i dziwią się, że hotel nie ma własnej orkiestry. Uciekają więc tam, gdzie takie warunki obiekty noclegowe są w stanie im zapewnić - np. w rejon Zakopanego
Oczekiwania turystów z Europy Zachodniej są zupełnie odmienne. Największą egzotykę dla nich stanowi "dziewicza przyroda górska" z możliwością jej obserwacji, w tym mieszkańców karpackiej puszczy. To wywołuje wielkie emocje. Zachwycają się też pięknem krajobrazu i dziwią się nam, że tak bezmyślnie niszczymy ten wyjątkowo cenny krajobraz chaotyczną zabudową i planszami informacyjnymi.
Egzotyką dla turystów z Europy Zachodniej są ikony, które mogą również zakupić w Bieszczadach i drewniana architektura sakralna. Nie mogą nacieszyć się nieraz jej pięknem i dziwią się, że mamy tak wiele obiektów sakralnych ze zniszczoną polichromią wnętrz, niezadbanych i nieodnowionych. Poza tym bez informacji o nich przynajmniej w języku angielskim. Brak im przewodników i wydawnictw o regionie w ich językach (angielskim, niemieckim, francuskim). Zwłaszcza Niemcy uważają za wielką atrakcję możliwość uprawiania turystyki konnej.
Turystów z Europy Zachodniej odstrasza też niski stan sanitarny wielu miejsc czy nawet obiektów. Boją się zagrożenia dla swojego zdrowia i estetyka otoczenia jest dla nich bardzo ważna. Ogromnie negatywne wrażenie na nich wywarło np. otoczenie Polańczyka czy budy handlowe z chińszczyzną na deptaku w Solinie, brak możliwości zakupienia oryginalnej pamiątki regionalnej kojarzącej się z Bieszczadami itd. Być może maskotka "ryś" wymyślona przez Fundację Karpacką z Sanoka po wprowadzeniu na rynek będzie namiastką takiej pamiątki?

TK: W związku z poprzednim pytaniem chciałbym dowiedzieć się czy turyści zagraniczni zainteresowani są ofertą przewodnicką w regionie? Czy mamy w Bieszczadach wystarczającą ilość przewodników świadczących swoje usługi w różnych językach obcych?
SO: Obserwujemy coraz większe zainteresowanie usługami przewodnickimi wśród gości z zagranicy. Niestety niewielu mamy przewodników swobodnie posługujących się językami obcymi i posiadających uprawnienia państwowe do prowadzenia w językach obcych.
Próbowaliśmy wspólnie z BTC w Ustrzykach Dolnych, a następnie z Fundacją Bieszczadzką zorganizować kurs przewodnika terenowego dla magistrów filologii rosyjskiej, niemieckiej, angielskiej, francuskiej i innych osób dobrze znających już język obcy. Uważaliśmy, że łatwiej z filologa w ciągu roku wykształcić przewodnika niż uczyć przewodnika języka obcego. Niestety ta inicjatywa nie zyskała akceptacji urzędników w programie Kapitał Ludzki w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Rzeszowie i dwukrotnie składany wniosek odrzucono.

TK: Jakie jest Pańskie zdanie na temat współczesnej kultury bieszczadzkiej? Co sądzi Pan o wszelkiego rodzaju wydarzeniach związanych z promocją poezji śpiewanej oraz tzw. zakapiorów bieszczadzkich? Wydaje się bowiem, że na dobre zagościły one nie tylko w wakacyjnym kalendarzu imprez odbywających się w Bieszczadach.

SO: Współczesna kultura w szerokim tego słowa znaczeniu w regionie Bieszczadów tworzona jest przez pasjonatów. Instytucje kultury wspierają wiele z tych oddolnych inicjatyw. Wśród turystów rośnie zainteresowanie dobrą piosenką, poezją śpiewaną, bo przybysze mają dość hałasu i zgiełku przy nagminnie stosowanej "mocnej" muzyce.
Turyści cenią szanty, imprezy "country", gdy nie ma zbyt mocnego nagłośnienia. Jeśli zaczyna się hałas, uciekają. Przecież w Bieszczady przyjeżdża się szukać ciszy.
Wiosenne spotkanie "zakapiorów" w Solinie organizowane przez Jana Dareckiego z Polańczyka (pustelnika Jano) czy jesienne w Cisnej tzw. "zakapiorskie zaduszki" zainicjowane przez Andrzeja Potockiego, to raczej wydarzenia dla miejscowych, a nie turystów. Szkoda, że pojawili się na nich "panowie w krawatach" i wystraszyli wielu prawdziwych bieszczadników, którzy mi mówią: więcej na taką imprezę nie pojadę!

TK: A czy możemy mówić o sztuce bieszczadzkiej? Większa część dziedzictwa naszego regionu minęła bezpowrotnie po II wojnie światowej. Czy otwierane coraz częściej galerie sztuki niosą z sobą ładunek, który może urozmaicić ofertę turystyczną regionu?
SO: Turyści lubią zwiedzać np. galerie z pracami artystów i twórców regionalnych, aby kupić wartościową pamiątkę wytworzoną tu na miejscu, a nie w Chinach. Dzięki nim wielu twórców zarabia niewielkie pieniądze na swoje utrzymanie i nie musi wyjeżdżać za granicę za chlebem. Samorządy lokalne powinny więc wspierać wszelkie przejawy rękodzieła artystycznego i umożliwiać młodzieży, a także dorosłym kształcenie w tym zakresie. To powinno być zadanie LGD i na ten cel powinny iść środki pomocowe, a nie na konferencje
dla paru osób nic nie dające regionowi. Takie konferencje to marnotrawienie ogromnych pieniędzy i "bicie piany".

TK: A Pan jako przewodnik odwiedza razem z grupami turystycznymi bieszczadzkich twórców?
SO: Tak. Odwiedzam ich w pracowniach, ponieważ turyści chcą poznać człowieka, jego osobowość i talent. Twórcy są osobami pogodnymi, uśmiechniętymi i potrafią zainteresować tym, co robią. Mają pasję i dzielą się nią z gośćmi. Nie liczą czasu. Są serdeczni. We wszystkich moich przewodnikach z cyklu "Na bieszczadzkich obwodnicach" zamieszczam adresy twórców i ich pracowni. Turyści chcą ich odwiedzać i bliżej poznać, a przy okazji kupić coś ciekawego na pamiątkę.

TK: W ofertach bieszczadzkich biur podróży obowiązkowy punkt stanowią wycieczki do Lwowa, na Węgry oraz Słowację. Czy pojawienie się oferty wyjazdów na tereny często dosyć odległe od Bieszczadów spowodowane było zapotrzebowaniem turystów na poznawanie tychże, czy raczej odgórną inicjatywą lokalnych biur i organizacji turystycznych?
SO: Wyjazd z Bieszczadów do pobliskich krajów jest dla turystów czymś interesującym i przyczynia się do uatrakcyjnienia ich pobytu w regionie. Skoro nasza oferta wypoczynku jest niezbyt atrakcyjna biura turystyczne próbują ją urozmaicić różnymi propozycjami wyjazdów zagranicznych. Oferty te sprzedają się, zatem jest na nie zapotrzebowanie. Mam zastrzeżenia co do jakości niektórych ofert i biur goniących za zyskiem za wszelką cenę. Poza tym działają nadal na lokalnym rynku turystycznym firmy nigdzie nie rejestrowane i działające w tzw. "szarej strefie". One to w pogoni za zyskiem za nieco niższą cenę od biur licencjonowanych organizują wyjazdy zagraniczne bez ubezpieczenia uczestników, pilota na trasie i przewodnika w miejscach zwiedzania. Niestety wielu gości daje się jeszcze na to nabrać. Skoro jednak nie tworzymy infrastruktury turystyczno-wypoczynkowej, nie pozyskujemy inwestorów, nie dbamy o jakość usług, nie budzimy świadomości wśród społeczności lokalnych o potrzebie utrzymania w dobrym stanie przynajmniej szlaków spacerowych i ścieżek przyrodniczych w bezpośrednim sąsiedztwie naszych wiosek, to przyczyniamy się do odpływu pieniędzy z regionu.
Lwów budzi wiele sentymentów i sporo gości chce to miasto zobaczyć. Stąd największą popularność mają wycieczki jednodniowe. Zaczyna też rosnąć - choć jeszcze powoli z powodu złego stanu dróg na Ukrainie Zachodniej - zainteresowanie turystów Karpatami. Gdyby nie sytuacje związane z odprawą na granicy, to na pewno wyjazdów tych byłoby więcej. Na szczęście ukraińskie służby graniczne długą i ślamazarną odprawą same przyczyniają się do zniechęcenia Polaków do wyjazdu na wschód, więc sporo złotówek pozostaje w Bieszczadach, albo goście wywożą do naszych południowych sąsiadów.
Wydałem ostatnio przewodnik z Bieszczadów do Tokaju, aby wydłużyć pobyt gości w naszym regionie ciekawą ofertą jednodniowej wycieczki historycznym szlakiem wina białego. W dawnych czasach najwięcej win tokajskich sprowadzano do Leska i Sanoka doliną Laborca przez Przełęcz nad Radoszycami zwaną na Słowacji Przełęczą Laborecką. I ten historyczny szlak winny jest dziś atrakcyjną trasą turystyczną pozwalającą w ciągu 3 godzin dojechać do północnej części Węgier. Zamiast 3 godziny stać na granicy z Ukrainą turyści wyruszyli na południe, gdzie nie ma odprawy granicznej i koszmarów. Do tego kierunku podróży przyczynili się pogranicznicy i celnicy Ukraińscy.

TK: Od kilku lat w bieszczadzkich miejscowościach zaczęły powstawać ekomuzea. Czy widzi Pan przyszłość przed tą inicjatywą? Zastanawiam się na ile już istniejące ekomuzea cieszą się zainteresowaniem ze strony turystów?
SO: Tak, to bardzo ciekawy pomysł na uaktywnienie lokalnych społeczności i konkretna dla nich korzyść. Jeśli znajdzie się lider, który potrafi zmobilizować przynajmniej kilka osób w swoim środowisku do poszanowania dziedzictwa przyrodniczo-kulturowego, to taka miejscowość zmienia wizerunek na znacznie korzystniejszy. Poza tym jej mieszkańcy zaczynają rozumieć, że jest wioską atrakcyjną i ma coś do zaoferowania. Najtrudniej jednak przekonać do tej idei starych działaczy z poprzedniej epoki np. strażaków. Oni nie wierzą w sukces i uważają, że jeśli ktoś coś dobrego robi dla swojej wsi, to musi w tym mieć jakiś interes. I ta bezinteresowna podejrzliwość oraz zawiść niweczy często piękne zamierzenia aktywnych jednostek.
Ekomuzea są odwiedzane przez przedstawicieli Lokalnych Grup Działania z całej Polski, młodzież szkolną i turystów. Ściąga ich w nasze strony Fundacja Bieszczadzka i pokazuje przykłady aktywności społeczności lokalnych w zakresie ocalenia dziedzictwa przyrodniczo-kulturowego. Niektóre ekomuzea rozrastają się poprzez włączanie się do tej idei aktywnych mieszkańców sąsiednich wiosek, którzy widząc sukces sąsiadów chcą też włączyć swoją wieś do ciekawej inicjatywy. Rozrastające się terytorialnie w powiecie leskim ekomuzeum "W krainie bobrów" początkowo obejmowało 4 wioski: Uherce Mineralne, Orelec, Zwierzyć i Myczkowce, a w 2011 r. dołączyły do niego Bóbrka i Solina. Dzięki zaangażowaniu osób dorosłych i kolejnych sojuszników (np. Leśnictwo Orelec i Stefkowa, Caritas Myczkowce, Zakład Karny w Uhercach, właściciele kilku obiektów noclegowych) udało się społecznie wyznakować w terenie 168 km nowych szlaków spacerowych tworząc w tym ekomuzeum "Bieszczadzkie Centrum Nordic Walking". Powstał kolejny przewodnik po ekomuzeum, nowa mapa z siecią szlaków spacerowych, nowe tablice informacyjne z mapami terenu w każdej z tych wsi i plansze ze szlakami wychodzącymi z danej miejscowości. Gminy by takiego prezentu mieszkańcom tych wsi nigdy nie uczyniły, nie są zdolne do współpracy. Wsie te zaczęli odwiedzać nowi turyści poszukujący ciszy i kontaktu z naturą. Przez swoje przyjazdy (nawet na spacer z pobliskiego Polańczyka, bo tam takich możliwości jeszcze nie mają) ożywili np. handel lokalny i usługi.
Po kilku latach doświadczeń uważam, że władze lokalne powinny wspierać każdą inicjatywę przedstawicieli bieszczadzkich wsi. Jak najbardziej widzę przyszłość przed ekomuzeami. Tym inicjatywom sprzyjają Lasy Państwowe, organizacje pozarządowe, instytucje i światlejsi mieszkańcy w całych Bieszczadach. Już dziś rozwijające się ekomuzea przyczyniają się do uatrakcyjnienia pobytu i wypoczynku w Bieszczadach.

TK: Czy w powiecie leskim istnieją perspektywy rozwoju turystyki religijnej? Jakie miejsca na tym terenie są najważniejsze z punktu widzenia tej odmiany turystyki kulturowej?
SO: Jak najbardziej, jednak turystyki religijnej nie można zawężać do granic powiatu. W powiecie leskim najwięcej turystów odwiedza Centrum Kultury Ekumenicznej i Ogród Biblijny w Caritas w Myczkowcach - 75 tys. osób w 2011 r., kościół drewniany w Górzance z lat 1713-1718 r. z odnowionym, płaskorzeźbionym ikonostasem (jedynym tego rodzaju w Karpatach), sanktuarium Matki Bożej Pięknej Miłości z Polańczyku z oryginalnym ołtarzem z dawnej cerkwi w Łopience, odbudowaną cerkiew w Łopience, czy kościółek drewniany z 1607 r. w Średniej Wsi.
Trzeba jednak pamiętać, że turystyka religijna w Bieszczadach koncentruje się w dolinie rzeki Osławy w powiecie sanockim. Tam znajduje się m.in. miejsce internowania Prymasa Polski Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Komańczy-Letnisku, cerkwie wschodnich obrządków chrześcijańskich z ikonostasami z dolinie rzeki Osławy (Komańcza, Rzepedź, Turzańsk, Szczawne, Morochów), Sanktuarium Matki Bożej Nowego Życia w Zagórzu z prowadzącą do ruin klasztoru karmelitów bosych oryginalną drogą krzyżową wykonaną przez bieszczadzkich artystów. Nie można również zapominać o sanktuarium w Jasieniu k. Ustrzyk Dolnych czy kościele OO. Franciszkanów w Sanoku.

TK: Dziękuję za rozmowę.
 

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij